Sprawa dotyczy krótkiego odcinka bitej drogi prostopadle łączącej dwie równoległe do siebie ulice - Jamnicką i Długo-szowskiego na osiedlu Falkowa. Mieszkańcy twierdzą, że nie zostali uprzedzeni o działaniach miasta. Ratusz tłumaczy, że chce budować jezdnię w odpowiedzi na prośby ludzi.
Chcą tylko naprawy drogi
- Nie chcemy tutaj takiej szerokiej ulicy, nie potrzebujemy jej. Nam chodziło jedynie o naprawę istniejącej nawierzchni - mówi Lidia Michalik, która musiałaby pod jezdnię oddać duży fragment podwórka.
Protestujący mieszkańcy zaznaczają, że ich dotychczasowe działania dotyczyły jedynie starań o naprawę szkód, które ich zdaniem poczynił Miejski Zarząd Dróg podczas remontu ul. Długoszowskiego w 2011 r.
Nie chcą w tym miejscu żadnej rozbudowy. Sprzeciwiają się jej szczególnie lokatorzy znajdującej się w bezpośrednim sąsiedztwie wspólnoty mieszkaniowej, do której należą dwa bloki.
- Nie mamy nic przeciwko modernizacji drogi w tej granicy, w której istnieje obecnie, ale nie wyrażamy zgody na odebranie nam naszego gruntu - oświadcza Dariusz Skorupka, przewodniczący wspólnoty mieszkaniowej. Wyjaśnia, że musieliby oddać kawał ziemi, choć droga nie dotyczy w ogóle ich bloków, bo mają dojazd z ul. Jamnickiej.
Działania za plecami
Dodatkowe wzburzenie spowodowała forma przekazania mieszkańcom tej wiadomości. Niektórzy o spotkaniu z geodetami dowiedzieli się ledwie z tygodniowym wyprzedzeniem, inni wcale nie zostali poinformowani.
- Ja nie dostałam żadnego zawiadomienia - gorąco zapewnia teraz Maria Chochorowska-Wastak.
Mieszkańcy twierdzą, że 29 czerwca br. rano zjawili się geodeci i zaczęli wymierzać działki oraz znaczyć grunty przeznaczone do wywłaszczenia. Tłumaczyli się specustawą, co wzbudziło ogólny niepokój. Nikt nie chciał udzielić szerszych informacji.
Wspólne działania
Nie wszystkich mieszkańców osiedla zaskoczyli geodeci wymierzający drogę.
Roman Mikusz twierdzi, że zanim pojawiła się informacja o specustawie umożliwiającej wywłaszczenie pod budowę, asfaltowa jezdnia miała spore poparcie.
- Mam masę podpisów osób, które tak jak ja chciały budowy tego łącznika - mówi Mikusz. - Właściwie wszyscy go chcieli, do momentu, gdy pojawił się geodeta, który jasno zaznaczył, że droga wymaga poszerzenia, co przecież jest w tym wypadku rzeczą oczywistą - dodaje Mikusz.
Tłumaczy, że chodziło mu także o regulację prawną, ponieważ według nowych przepisów obecna droga jest za wąska. Uniemożliwia to staranie o zgodę na budowę nowych domów na okolicznych działkach, na których jest jeszcze taka możliwość.
Tej wersji dzisiaj nie potwierdza większość mieszkańców. Mówią, że sąsiad wykorzystuje pisma, na których rzeczywiście składali podpisy, ale z prośbą o remont zniszczonej nawierzchni, a nie o budowę nowej asfaltowej drogi.
KOMENTARZ WŁADZ MIASTA - Wojciech Piech, zastępca prezydenta Nowego Sącza:
Dowiedzieliśmy się o inicjatywie społecznej, by miasto wybudowało w tym miejscu drogę. Sprawa nie była oczywista, bo jest to droga prywatna. Jednak z naszej analizy sytuacji wynikło, że rzeczywiście w tym miejscu istnieje potrzeba takiej trasy, ponieważ obie ulice zamieszkuje duża liczba mieszkańców. Żeby móc wybudować tam ulicę, a tym samym drogę prywatną przekształcić w publiczną, musieliśmy zastosować procedury ZRID (Zezwolenie na Realizację Inwestycji Drogowej) na podstawie tzw. specustawy. Ciągnie to za sobą konieczność zachowania odpowiednich norm i parametrów. Wówczas napotkaliśmy opór ludzi. Nie chcemy eskalować tego konfliktu i jeśli nie będzie przyzwolenia mieszkańców, to miasto nie zbuduje drogi. Nasze działania były jedynie odpowiedzią na inicjatywę lokalnej społeczności.
ZOBACZ KONIECZNIE:
WIDEO: Poważny program
Autor: Gazeta Krakowska, Dziennik Polski, Nasze Miasto