Czytaj także: Nowy Sącz: zabili dla 80 zł, usłyszeli wyrok
Związkowcy nie zastosowali się do zaleceń zarządu spółki, który chciał, aby protest odbył się w głębi zakładu - na hali małej armatury lub obiektach wydziału IV. Przewodniczący "Solidarności" w Newagu Józef Kotarba nie zgodził się na to, przypominając, że podczas poprzedniego strajku w 2007 r., w którym załoga wywalczyła 200 zł podwyżki, zarządowi nie przeszkadzał tłum protestujących pod biurowcem.
- Nie zablokujemy dróg przeciwpożarowych ani alejek, po których poruszają się samochody - zapewniał Kotarba. Słowa dotrzymał. Gdy załoga dotarła pod administrację, stanęła wąskim pasem wzdłuż jezdni, żeby nie utrudniać ruchu.
Ochrona nie wpuściła na teren zakładu około 40 pracowników drugiej zmiany, którzy przyjechali do pracy dwie godziny wcześniej, by wziąć udział w proteście. - Nie przyszliśmy walczyć o kokosy i wczasy na Bahamach - przekonywał w emocjonalnym wystąpieniu szef zakładowej "Solidarności". - Musimy walczyć o godną płacę, aby zarobić na chleb i zapłacić rachunki. Nie mamy z sobą biało-czerwonych flag, bo czujemy się jakbyśmy żyli w Chinach, gdzie trzeba pracować za miskę ryżu.
Do strajkujących nie wyszli prezesi zarządu, którzy w środę wyjechali w delegacje. Od początku utrzymują, że strajk jest zbędny, ponieważ zaplanowali na ten rok podwyżkę płac. Przed zamknięciem portfela zamówień nie są jednak w stanie określić jej wielkości.
Załoga żąda 500 zł podwyżki. Kotarba od początku podkreśla, że to kwota wyjściowa, która mogłaby ulec zmianie, gdyby zarząd zechciał spotkać się i porozmawiać z pracownikami.
Wybieramy najlepszego piłkarza i trenera Małopolski! Weź udział w plebiscycie!
Która stacja narciarska w Małopolsce jest najlepsza? Zdecyduj i oddaj głos!
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
