Sezon grzewczy zaczął się na dobre, a wraz z nim interwencje mieszkańców, którym przeszkadzają czarne i śmierdzące dymy z komina sąsiada. Takich telefonów z prośbą o interwencję dyżurny Straży Miejskiej w Nowym Sączu odbiera po kilkanaście dziennie.
- Ludzie są coraz bardziej wrażliwi i reagują nawet wtedy, gdy nie ma podstaw - mówi Dariusz Górski, komendant Straży Miejskiej w Nowym Sączu. - A my podejmujemy kontrole, które nie zawsze kończą się mandatem, choć mamy podejrzenia, że mieszkaniec spala w piecu śmieci - dodaje Górski.
Twardy dowód
To się zmieni. Już w przyszłym tygodniu komendant podpisze umowę z akredytowanym laboratorium, do którego będą trafiać próbki popiołu.
- Będziemy sięgać po ekspertyzę w sytuacji, gdy mamy uzasadnione podejrzenia, że mieszkaniec spalał w piecu śmieci, ale nie złapaliśmy go na gorącym uczynku, albo nie chce się do tego przyznać - podkreśla komendant. - Wtedy badania przeprowadzone przez laboratorium będzie nam służyć jako dowód w sprawie, gdy trafi ona do sądu.
Strażnicy miejscy zostali już przeszkoleni i wiedzą w jaki sposób pobrać popiół. Żeby próbki były wiarygodne, sięgać będą nie tyko do popielnika, ale również zdrapią pył ze ścian pieca. Materiał trafi do specjalnych pojemników i po ich zaplombowaniu trafi do laboratorium. Tam specjaliści sprawdzą zawartość chloru i pięciu metali w próbce. Na tej podstawie będą mogli określić, czy w danym piecu były spalane odpady.
- Koszt takiego badania to około 500 zł, które będzie musiał zapłacić mieszkaniec, jeśli nasze podejrzenia się potwierdzą - zaznacza Dariusz Górski. - Dlatego czasem lepiej przyznać się od razu i otrzymać niższą karę.
Mandat a nawet więzienie
W ubiegłym roku Straż Miejska przeprowadziła 365 kontroli domowych palenisk. Tylko 17 z nich zakończono mandatem.
- Interweniujący mieszkaniec nie zawsze jest w stanie rozróżnić, czy czarny dym to efekt palenia śmieci, czy rozpalania pieca - wyjaśnia komendant Straży Miejskiej. - Strażnik wchodząc na kontrolę nie tylko zagląda do pieca, ale także sprawdza z jakiego źródła pochodzi opał i czy spełnia on wyznaczone normy.
I choć większość kontroli zakończyła się nie stwierdzeniem nieprawidłowości, to zdarzały zaskakujące przypadki.
- Czasem nie wiemy czym małżonek pali w piecu. Jedna pani wpuściła nas, bo była pewna, że nie ma nic do ukrycia - wspomina Górski. - Tymczasem jej mąż spalał w piecu plastikowe butelki, o czym nie wiedziała.
Zdarza się również, że mieszkańcy spalają stare meble, stolarkę okienną i drzwi. W takiej sytuacji funkcjonariusz SM może nałożyć mandat w wysokości do 500 zł. Jeśli mieszkaniec go nie przyjmie, sprawa trafia do sądu. Tam kara może być dużo wyższa, bo do 5 tys. zł. Natomiast za nie wpuszczenie strażnika na kontrolę to przestępstwo, które zagrożone jest karą do 3 lat więzienia.
Dla poprawy powietrza
Nowy Sącz jest jednym z najbardziej zanieczyszczonych miast w Polsce. Z roku na rok sytuacja się trochę poprawia. Mieszkańcy korzystają z dofinansowań na wymianę pieców węglowych na te lepszej generacji lub gazowe. Prewencyjnie działa także system monitoringu jakości powietrza.
- Mamy dziewięć urządzeń na terenie miasta - przypomina Wojciech Piech, wiceprezydent Nowego Sącza. - Mieszkańcy chętnie śledzą wyniki tych pomiarów. Myślę, że ten system spełnia rolę edukacyjną. Każe się zastanowić mieszkańcom co sami mogą zrobić, żeby było lepiej.
W tym sezonie grzewczym przekroczenia dopuszczalnej dobowej normy trującego pyłu zawieszonego PM 10 w powietrzu odnotowano trzy razy. Ale przekroczeń będzie dużo więcej, gdy pojawią się minusowe temperatury.
- Żeby jakość powietrza diametralnie się zmieniła musi dokonać się zmiana mentalnościowa w mieszkańcach - uważa wiceprezydent Piech. - Są przypadki patologicznych zachowań, gdzie ludzie z premedytacją spalają odpady. Są też jednak sytuacje życiowe, które ich do tego zmuszają.
Autor: Stanisław Śmierciak, Gazeta Krakowska