Sprawę zwolnień w sądeckim ratuszu przedstawili Państwowej Inspekcji Pracy radni z klubów PiS oraz Komitetu „Wybieram Nowy Sącz”. Są oni krytycznie nastawieni do działań prezydenta, który w pierwszych dniach pracy zwolnił dwunastu urzędników zatrudnionych na stanowiskach kierowniczych.
- Po zbadaniu sprawy, inspektor pracy stwierdził, że podane przyczyny zwolnienia mogą być uznane przez sąd pracy za wadliwe - mówi Iwona Mularczyk, przewodnicząca Rady Miasta Nowego Sącza z Klubu PiS. Radna opiera się na opinii Okręgowego Inspektoratu Pracy w Krakowie. Przewodnicząca podkreśla, że wadliwie uzasadnione wypowiedzenie może być podstawą do żądania odszkodowań przez zwolnionych pracowników. A trzeba je będzie im wypłacić z miejskiej kasy.
Potrzebne konkretne powody
Artur Samek, nadinspektor pracy z Okręgowego Inspektoratu pracy w Krakowie, wyjaśnia, że procedura wręczenia wypowiedzeń w ratuszu przez wiceprezydenta Artura Bochenka odbyła się w sposób prawidłowy. Wątpliwości dotyczą uzasadnienia przyczyn zwolnienia.
We wszystkich wręczonych pismach wskazano prawie identyczne podstawy, czyli brak zaufania do zwalnianych osób i brak kompetencji koniecznych do pełnienia przez nie funkcji w ramach zmienionej organizacji urzędu.
Jak wyjaśnia Artur Samek, powołując się na orzeczenia Sądu Najwyższego, takie uzasadnienie jest zbyt ogólnikowe i może za sobą pociągnąć konieczność odwołania się do sądu. Pracownik ma bowiem prawo poznać konkretne i rzeczywiste przyczyny jego zwolnienia.
Wszystko w rękach sądu
Teresa Cabała, radna klubu PiS, przez ponad 30 lat pełniła funkcję inspektora pracy. Tłumaczy, w jaki sposób może się zakończyć batalia zwolnionych kierowników z ich byłym pracodawcą.
- Jeżeli sąd pracy uzna pozwy zwolnionych pracowników, pracodawca będzie musiał przywrócić ich do pracy - wyjaśnia. Dodaje również, że oprócz samego przywrócenia do pracy, prezydent będzie zobowiązany wypłacić im pensje za okres w którym dana osoba pozostawała bez pracy oraz odszkodowanie w wysokości ustalonej przez sąd.
Zwolnieni złożyli już pozwy
Jak wynika z nieoficjalnych informacji, kilku zwolnionych pracowników złożyło już pozwy do sądu pracy, zaś kolejni rozważają podjęcie takiego kroku. Jest wśród nich Leszek Langer, były dyrektor Sądeckiego Urzędu Pracy, który jako jeden z pierwszych otrzymał wypowiedzenie.
Dopiero dzisiaj decyzję prezydenta miasta o zwolnieniu Langera ma zaopiniować Powiatowa Rada Rynku Pracy. Sytuacja ta jest o tyle kontrowersyjna, że przewodniczącym tej rady został niedawno wybrany Artur Bochenek, zastępca prezydenta miasta, któremu prezydent Ludomir Handzel powierzył decyzje kadrowe, w tym zwolnienie Langera.
Władze są spokojne
Sam Artur Bochenek nie jest zaskoczony informacją o skierowaniu wniosków do sądu o przywrócenie do pracy przez kilku byłych pracowników urzędu miasta.
- Spodziewaliśmy się, że osoby zwolnione mogą złożyć pozwy i jesteśmy na to przygotowani - wyjaśnia.
Bochenek zapoznał się z raportem Okręgowego Inspektoratu Pracy. Podkreśla, że inspektorzy nie zarzucili prezydentowi złamania prawa.
Wiceprezydent deklaruje również, że jest przygotowany na sytuację, w której sąd pracy uznałby zasadność pozwu danej osoby. Zapowiada, że pokaże przed sądem całość materiału, który, jego zdaniem, dał podstawy do zwolnienia dwunastu urzędników.
KONIECZNIE SPRAWDŹ: