Do zobaczenia w lepszym świecie szefowo
Właściwie nikt z nowosądeckiego oddziału „Gazety Krakowskiej” nie powinien być zaskoczony tą wiadomością. Wszyscy doskonale zdawaliśmy sobie sprawę z pogarszającego się stanu zdrowia Moniki i przez kilka lat byliśmy świadkami jej codziennych, heroicznych zmagań ze śmiertelną chorobą. Właściwie nie powinniśmy być zdziwieni, że zmęczony organizm odmówił w końcu posłuszeństwa, a Monika, która potrafiła docenić każdy mijający bez bólu dzień, ostatecznie przeszła na tamtą stronę. Teoretycznie powinniśmy być na to przygotowani ...
Wiele razy żartowaliśmy w redakcji, że Monika jest zaprzeczeniem wszystkim możliwych statystyk. Sama przyznawała, że rokowania dla osób z jej chorobą są raczej kiepskie i, że na swój sposób jest prawdziwym ewenementem. - Jeszcze przeżyjesz nas wszystkich - zapewnialiśmy ją w chwilach zwątpienia. Nie było ich zresztą wiele, bo Monika nigdy nie epatowała chorobą i przy swoim zespole zawsze starała się trzymać fason. Miała też wiele dystansu do sytuacji, a nawet potrafiła z niej żartować. Żartowała, kiedy po chemii przychodziła do redakcji w chustce na głowie, żartowała kiedy zaczęły jej odrastać włosy i kiedy zmienił się ich kolor ...
Dla Moniki dziennikarstwo nie było sposobem na zarabianie pieniędzy. To była wielka pasja, którą żyła 24 godziny na dobę i którą starała się zaszczepić swoim dziennikarzom. - Tu nie chodzi o kliki czy odsłony, liczy się dobry tekst i przede wszystkim człowiek, którego historię opowiadamy - podkreślała na codziennych redakcyjnych "operatywkach". Coraz mniej takich dziennikarzy jak Monika Kowalczyk, i coraz mniej przykładów dziennikarstwa, któremu hołdowała. Uczciwego, bezstronnego i przede wszystkim "dla ludzi".
Moniko, dziękujemy za wspólną drogę.
