Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

O ile zdrożeje prąd? Rząd sam siebie postawił pod ścianą. Ale to my, szarzy konsumenci, za to zapłacimy

Zbigniew Bartuś
Zbigniew Bartuś
Fot. jarmoluk/Pixabay
Nikt w PiS nie mówi już o rekompensatach dla firm i samorządów z tytułu drożejącej energii. Od nowego roku wszystko ma być „normalnie”, bez publicznych dotacji. Czyli jak? Na ile nowe, zapewne sporo wyższe, ceny prądu przełożą się na ceny towarów i usług oraz konkurencyjność firm i całej polskiej gospodarki?

FLESZ - Ceny idą w górach. Co zdrożeje w 2020 roku?

Z przecieków wynika, że największe spółki energetyczne, kontrolowane w pełni przez rząd, złożyły do Urzędu Regulacji Energetyki nowe wnioski taryfowe – postulując podniesienie cen dla gospodarstw domowych o kilkadziesiąt procent. Narodowy Bank Polski uspokaja, że prąd nie powinien podrożeć w przyszłym roku o więcej niż 8 proc. Z wypowiedzi ministrów odpowiedzialnych za gospodarkę wynika jednak, że przedsiębiorcy muszą się przygotować na więcej. Ile dokładnie?

Najbardziej realny scenariusz jest taki: prezes URE, rzekomo niezależny, a tak naprawdę (jak wszystko pod rządami PiS) trybik w machinie władzy, powściągnie zakusy koncernów i w pierwszym półroczu podwyżek cen dla gospodarstw domowych nie będzie wcale lub będą nieznaczne (rzędu 4-6 proc.). Powód jest oczywisty: wybory prezydenckie, które Andrzej Duda musi wygrać; gdyby prąd podrożał dwucyfrowo, to ta wygrana byłaby zagrożona - z uwagi na gniew Kowalskiego i Malinowskiej.

Takie posunięcie nasili jednak problemy spółek energetycznych i te będą chciały sobie odbić straty na firmach, zwłaszcza tych zużywających dużo energii, jak młyny, piekarnie czy wytwórnie materiałów budowlanych, ale też – zakłady komunikacji miejskiej (tramwaje!). To przełoży się na ceny towarów i usług, czyli – ujmując rzecz najbrutalniej – finalnie i tak zapłaci Kowalski z Malinowską. W dodatku w rodzinach z dziećmi 500 plus przestanie być warte, jak dzisiaj, 390 zł, tylko jakieś 300, albo i mniej.

Rząd będzie chronił tylko gigantów (w tym Mittala)

Wprawdzie, staraniem minister Jadwigi Emilewicz, rząd objął w mijającym roku ochroną (rabatami i ulgami podatkowymi) najbardziej prądożerne fabryki, ale rzecz dotyczy tylko gigantów, jak huty czy cementownie; chodziło o to, by przemysł nie wynosił się z Polski tam, gdzie prąd dla firm jest dużo tańszy (jak widać po krakowskiej hucie Mittala, plan ów niekoniecznie się powiedzie, ale trzeba zastrzec, że tu zadziałały także inne czynniki). A tańszy stał się niemal wszędzie…

Analitycy i inwestorzy doskonale wiedzą, w jak trudnej sytuacji jest po czterech latach rządów PiS polska energetyka. Wystarczy spojrzeć na giełdową wycenę gigantów. Jedna akcja PGE warta była latem 2015 r. ponad 20 zł, teraz można ja nabyć za mniej niż 9 zł; wartość akcji Energi zjechała w tym samym czasie z 23 do niespełna 7 zł, Tauronu – z 4,5 do 1,80 zł, zaś Enei z 16,70 zł do 9 zł. Wszystkie te spółki razem wzięte są warte mniej niż firma CD Projekt, producentka gier, z bestsellerowym „Wiedźminem” i zapowiadanym na wiosnę (ale też już hitowym) „Cyberpunkiem 2077”…

Dlaczego znaleźliśmy nagle pośrodku iście greckiej (choć polskiej) tragedii? Nie trzeba tu żadnych uczonych wywodów, wystarczy wiedza, że za sprawą wyjątkowej determinacji rządu PiS i nieśmiertelnego lobby węglowego 80 procent energii w Polsce wytwarzamy z węgla (kamiennego i brunatnego). Dodajmy do tego garść danych zebranych przez specjalistyczny portal wysokienapiecie.pl.

Otóż od listopada 2015 r., czyli przejęcia władzy przez PiS, do sierpnia 2019 r. (ostatnie oficjalne dane) zatrudnienie w górnictwie węgla kamiennego w Polsce zmalało o 11 proc., a wydobycie o 25 proc., co zaowocowało dramatycznym spadkiem wydajności – o 16 procent! Ponieważ równocześnie szybciutko (a jakże!) rosły pensje górników, KOSZTY WYDOBYCIA POSZYBOWAŁY AŻ O 38 PROC. Musiało się to przełożyć na ceny „czarnego złota”: elektrociepłownie kupują go dzisiaj o 34 proc., a elektrownie – o 19 proc. drożej niż cztery lata temu.

Muszą to robić, bo w ramach ratowania kopalń rząd kazał im nie tylko zaangażować się kapitałowo w utworzenie Polskiej Grupy Górniczej (po bankructwie poprzedniczki, Kompanii Węglowej), ale i zawrzeć długoterminowe kontrakty na zakup węgla po gwarantowanych cenach. Które to ceny są dzisiaj prawie dwa razy wyższe od cen węgla importowanego, jaki można nabyć w portach bałtyckich: kolumbijski czy południowoafrykański kosztuje 7 złotych za gigadżul (GJ), gdy śląski 12-13 złotych…

Żeby było jeszcze ciekawiej (a tragiczniej dla polskich spółek energetycznych), ostatnie doniesienia z aukcji na dostawy energii na Zachodzie mówią o rewolucyjnym spadku cen prądu ze źródeł odnawialnych, zwłaszcza wiatraków. Mówiąc w uproszczeniu – energia taka oferowana jest w cenie trzykrotnie niższej od tej wytwarzanej w polskich elektrowniach z polskiego węgla.

Wprawdzie nasze spółki energetyczne też zaczęły intensywnie inwestować w OZE; Tauron dokonał nawet „zielonego zwrotu” i w jego ramach kupił całkiem spore farmy wiatrowe, ale dzieje się to późno - oraz przy (rządowym) założeniu, że węgiel ma w najbliższych dekadach pozostać podstawowym źródłem prądu i ciepła w naszym miksie energetycznym.

Przy tym coraz trudniej ukryć wyniki górnictwa, które po „czarne złoto” musi schodzić coraz niżej (kilometr pod ziemią i głębiej), co oznacza jeszcze gorsze warunki geologiczne, więcej zagrożeń (metan, tąpania, woda, pożary), a więc – radykalny wzrost kosztów.
Nic dziwnego, że spółka Tauronu, zajmująca się wydobyciem i sprzedażą węgla, złożona z trzech kopalń (w tym dwóch małopolskich: KWK Brzeszcze, leżącej rzut beretem od domu byłej premier Beaty Szydło oraz libiąskiej Janiny), straciła w pierwszych 9 miesiącach tego roku 262 mln zł (szacunkowe EBIDTA), gdy w zeszłym „tylko” 94,5 mln…

„Najtańszy prąd” w zestawieniu z zarobkami okazuje się najdroższy…

Polski rząd z premierem na czele lubi powtarzać, że „prąd w Polsce należy do najtańszych w Europie”. To – na razie – ciągle prawda, ale tylko wtedy, jeśli wstawimy do tabelki ceny energii dla gospodarstw domowych wyrażone w euro – nie odnosząc się w ogóle do zarobków. Ale jeśli się jednak do tych zarobków odniesiemy, to okaże się, że już teraz mamy prąd najdroższy. Bo wciąż trudno porównywać siłę nabywczą przeciętnego Polaka – oraz Niemca, Szweda, Francuza czy Duńczyka.

W przypadku prądu dla przedsiębiorstw – można odpowiedzieć na stwierdzenie premiera banalnym pytaniem: dlaczego lawinowo rośnie w Polsce zainteresowanie prądem importowanym? Czy nasi przedsiębiorcy są idiotami lub samobójcami, że chcą masowo kupować za granicą rzekomo droższą energię? Nie, panie premierze, oni po prostu próbują kupować prąd tam, gdzie jest on tańszy, by nie utracić konkurencyjności na rzecz firm niemieckich, francuskich, szwedzkich itp.

Wszyscy, którzy znają te FAKTY, musieli ze zdumieniem słuchać triumfalistycznego wystąpienia ministra energii Krzysztof Tchórzewskiego podczas październikowego Kongresu 590 w podrzeszowskiej Jasionce. Opowiedział on zebranym, jak to uratował polskie górnictwo i energetykę opartą na węglu (i to na długie lata – jak twierdzi prezydent Duda).

Symptomatyczne, że w panelu dyskusyjnym tuż po mowie ministra szefowie spółek energetycznych mówili najwięcej o konieczności… odchodzenia od węgla i inwestowania w wiatraki, fotowoltaikę orazi inne źródła odnawialne. Przypomnieli nie tylko o cenach węgla i kosztach jego fedrowania w niekorzystnych polskich realiach, ale i o cenach uprawnień do emisji CO2 (wynoszących obecnie ok. 25 euro za tonę, a w wakacje nawet 30 euro), które w powszechnym odbiorze czynią węgiel paliwem bez świetlanej przyszłości. Przynajmniej w Europie.

Miesiąc później okazało się, że w nowym rządzie premiera Morawieckiego nie ma miejsca na Ministerstwo Energii, zamiast tego jest Ministerstwo Klimatu, co górnicze związki zawodowe przyjęły ze zrozumiałym niepokojem. W dodatku w swoim expose premier, pierwszy raz w dziejach, przekonywał z wielkim zapałem, że musimy stawiać farmy wiatrowe na lądzie i morzu oraz rozwijać fotowoltaikę i energetykę rozproszoną (w tym prosumencką). Zamiast obietnicy ratowania kopalń i hut usłyszeliśmy zapowiedź uruchomienia tysiąca bezemisyjnych szkół! O węglu, jako gwarancie bezpieczeństwa energetycznego Polski, ani słowa. Może dlatego, że w zeszłym roku importowaliśmy prawie 20 mln ton - przy krajowym wydobyciu rzędu 63 mln ton, najniższym od II wojny światowej.

W tym roku to wydobycie zapewne znowu spadnie, natomiast import od początku rządów PiS wzrósł o 58 procent. „Bezpieczeństwo energetyczne” zapewnia nam dziś węgiel z Rosji i okupowanej przez Rosję części Ukrainy. Ma dwie zalety: jest dobry i sporo tańszy od polskiego. Ale i tak wiatraki kładą go, nomen omen, na łopatki.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska