Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

O kukiełce, czyli komu potrzebny jest Rzecznik Praw Przedsiębiorców podległy… premierowi

Zbigniew Bartuś
Zbigniew Bartuś
Wiceminister finansów Paweł Gruza, z wyglądu podobny do ojca, twórcy nieśmiertelnych seriali komediowych („Wojna domowa”, „Czterdziestolatek”, „Tygrysy Europy”), po raz kolejny obiecał powołanie Rzecznika Praw Podatnika. Słysząc tę nazwę, większość znanych mi przedsiębiorców wybucha śmiechem.

Rzecznik, jak sama nazwa wskazuje, jest wyrazicielem opinii i obrońcą interesów określonej grupy. W tym wypadku mieliby to być przedsiębiorcy; w domyśle: polscy, bo obecna władza podkreśla na każdym kroku, że kapitał na narodowość, więc jak wspierać, to swoich. Po czym - jak zauważają wybitnie złośliwi przedstawiciele małopolskiego biznesu – „premier, bądź minister przecina wstęgi w fabrykach Daimlera lub innego LG”. Dotowanych przez państwo – polskie.

Ale wróćmy do rzecznika. Miałby on być, zdaniem ministerstwa, lekarstwem na główną chorobę trapiącą polski system podatkowy, czyli błędną (czytaj: niekorzystną dla podatników, w tym firm) interpretację przepisów przez urzędników wszelkiej maści. Tu pojawia się pierwsza wątpliwość. Otóż błędna interpretacja przepisów wynika przede wszystkim z niesłychanego zagmatwania prawa podatkowego, które jest łataniną wielu ustaw i niepoliczalnej chmary ich nowelizacji.

Mój profesor filozofii mawiał, że znał zaledwie trzy osoby twierdzące, iż pojęły w całej rozciągłości wielką myśl Hegla: on sam (ale jakoś zapomniał), jego mentor (ale umarł) i jeszcze jeden kolega (ale zwariował). To samo można odnieść do polskiego systemu podatkowego, z tym, że od niego zwariowałby pewnie i sam Hegel.

Próżno szukać wśród doradców podatkowych śmiałka twierdzącego, że ogarnia w tym zakresie wszystko. Nikt wszystkiego ogarnąć nie może, bo toto się zmienia niemal co dzień. Nie jest przy tym pewne, że każda kolejna zmiana nie jest sprzeczna z jakąś poprzednią.

Trudno się dziwić, że urzędnicy mają ze stosowaniem takiego prawa wieczny problem. Jeszcze mniej dziwne jest, że starają się rozstrzygać wątpliwości raczej na niekorzyść podatników. Zbyt dużo mieliśmy w dziejach III RP przypadków, gdy za rozstrzygnięcie jakiejś kwestii na korzyść przedsiębiorcy urzędnicy trafiali na ławę oskarżonych. Z opisu samych tylko przypadków krakowskich mogłaby powstać epopeja o objętości „Trylogii” – i to nie mniej emocjonująca, ani krwawa.

To, że w Konstytucji Biznesu oraz innych Słusznych Deklaracjach władza napisała, iż wątpliwości będą rozstrzygane na korzyść podatnika, jeszcze nic nie znaczy. Każdy, kto choćby otarł się o prywatny biznes, dobrze to wie.

"Przedsiębiorca to złodziej"

Drugi powód, dla którego polscy przedsiębiorcy padają często ofiarą błędnej interpretacji przepisów jest ogólne nastawienie urzędników. Można je streścić ikonicznym hasłem, że „każdy przedsiębiorca to potencjalny oszust i złodziej”. Zapisane w Słusznych Deklaracjach złotymi zgłoskami domniemanie uczciwości podatnika to, znowu, w polskich warunkach bajeczka dla dzieci – i to ze żłobka, bo te z przedszkoli już nie dadzą się nabrać. W tym wypadku ewentualny Rzecznik Praw Przedsiębiorcy mógłby nieco pomóc. Pod warunkiem, że byłby faktycznym reprezentantem przedsiębiorców.

Tymczasem w Konstytucji Biznesu, która wejdzie w życie z końcem kwietnia, znajduje się zapowiedź utworzenia funkcji Rzecznika Małych i Średnich Przedsiębiorstw, który będzie powoływany przez… premiera „na wniosek ministra właściwego ds. gospodarki”.

Kto powinien być rzecznikiem

Nie jest tajemnicą, że jestem zapalonym kibolem (a może nawet sharksem) minister przedsiębiorczości i innowacji Jadwigi Emilewicz, ale takie umocowanie rzecznika wydaje mi się absurdem.

Po pierwsze: sama pani minister pełni w tej chwili rolę swoistego rzecznika biznesu, zwłaszcza MŚP, więc po co mnożyć funkcje. Po drugie, ważniejsze, rzecznik zależny od rządu to żaden rzecznik. Rozumie to nawet dziecko, w tym wypadku także to ze żłobka. Podobnie jak ja, nie potrafi sobie ono wyobrazić sytuacji, w której urzędnik podległy premierowi idzie na wojnę (także sądową!) z innym urzędnikiem podległym temu samemu premierowi. I to celu uzyskania pieniędzy dla podatnika – kosztem jakże napiętego dziś budżetu państwa.

Ustanowienie takiej fasadowej (marionetkowej) instytucji nosi znamiona propagandy i na pewno nie usprawni systemu podatkowego, ani nie poprawi relacji biznes – fiskus. Będzie zapewne tak, jak z Rzecznikiem Praw Pacjenta, który jakoś nie sprawił, że można sobie w Polsce w rozsądnym terminie zoperować zaćmę w ramach państwowego ubezpieczenia, choć prawo mówi jasno, że nam się to należy jeszcze bardziej niż ministrom premie.

Przedsiębiorcy woleliby, by rząd – jak obiecał – obniżył VAT i inne podatki oraz radykalnie uprościł system podatkowy. A role rzeczywistych rzeczników przedsiębiorców odgrywają w całym cywilizowanym świecie samorządy gospodarcze, z którymi u nas jest – jak wiadomo – krucho.

Jeśli ludzie biznesu, zwłaszcza drobnego, w końcu się nie ogarną, będą mogli liczyć wyłącznie na siebie – i na to, że będzie ich „reprezentowała” jakaś kukiełka.

ZOBACZ KONIECZNIE:

WIDEO: Barometr Bartusia (odc. 31)

Autor: Gazeta Krakowska, Dziennik Polski, Nasze Miasto

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak działają oszuści - fałszywe SMS "od najbliższych"

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: O kukiełce, czyli komu potrzebny jest Rzecznik Praw Przedsiębiorców podległy… premierowi - Dziennik Polski

Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska