To był 30 lipca 2007 roku. Renata Maciaś wracała właśnie z Czchowa. W samochodzie jechała jej siostra i trzymiesięczna córeczka Ania. Renata cieszyła się, bo wyniki kontrolnych badań małej były dobre. Choć był środek wakacji, dzień był ponury i deszczowy. Nagle, na ostrym zakręcie, w miejscowości Wytrzyszczka samochód wpadł w poślizg i uderzył w nadjeżdżający z przeciwnej strony inny samochód.
- Karetka przyjechała na miejsce błyskawicznie, Renacie udzielono natychmiastowej pomocy. Jednak już wtedy doszło do częściowego niedotlenienia mózgu - opisuje Marcin Kałużny, prezes Sursum Corda.
Renata w ciężkim stanie dotarła do tarnowskiego szpitala. Diagnoza lekarzy brzmiała jak wyrok: ciężki uraz czaszkowo-mózgowy, stan wegetatywny, niewydolność krążeniowo-oddechowa, tracheostomia, gastrostomia.
- Renata przebywała w szpitalach do 28 września. Pod koniec zaczęto ją rehabilitować, jednak bez wyraźnej poprawy. Wypisano ją więc do domu - dodaje Kałużny.
W domu na mamę czekały córeczki - Madzia i maleńka Ania. Dzisiaj mają już 8 i 5 lat.
- To bardzo smutne, bo widać, jak dziewczynki potrzebują bliskości mamy. A z Renatą nie ma najmniejszego kontaktu, nic nie mówi, nie reaguje na polecenia. Tylko jak przytulają się do niej córeczki, to błogo się uśmiecha - dodaje szef Sursum Corda.
Rodzina i bliscy 29-letniej Renaty wierzą, że rehabilitacja pozwoli jej chociaż przywrócić częściową sprawność. Teraz kobieta jest przykuta do łóżka, wymaga całodobowej opieki. Są cierpliwi - wiedzą, że leczenie może potrwać lata. Potrzeba tylko pieniędzy.