Nic dziwnego, że publiczność Festiwalu Piosenki Polskiej w Opolu oszalała. Nad amfiteatrem fruwały męskie marynary, a dziewczyny, identyfikując się z bigbitową artystką, wykrzykiwały do swoich ukochanych "Nie bądź taki szybki Bill!". Wtedy Kasia Sobczyk była już prawdziwą gwiazdą "mocnego uderzenia".
A została nią na dobrą sprawę dzięki przypadkowi. Otóż głośny wówczas zespół Czerwono-Czarni stanął w 1964 roku przed poważnym problemem. Grupa szykowała się do trasy koncertowej, kiedy jej solistka Helena Majdaniec oświadczyła, że odchodzi. Na szczęście stało się to w momencie, kiedy muzycy przyjechali do Koszalina, by zasiąść w jury Festiwalu Młodych Talentów. Nie spodziewali się, że pobyt w prowincjonalnym mieście rozwiąże ich problem. Zmienili jednak zdanie, gdy na scenę wkroczyła pewna siebie 16-latka z gitarą. Od razu wiedzieli, że to jest to! Dziewczyna trochę się bała, co powiedzą w szkole, ale ostatecznie zwyciężyła w niej chęć przeżycia przygody. W efekcie tego maturę zdawała eksternistycznie. No i zmieniła imię z Kazimiery na Kasię.
- Bo jak na scenie mieli na mnie wołać Kazia? - wspominała po latach w jednym z wywiadów.
Na studia już nie wystarczyło jej czasu, tym bardziej że zakochała się po uszy w jednym z członków Czerwono-Czarnych, Henryku Fabiańskim. Razem pojechali na pierwsze tournee po Stanach Zjednoczonych, z którego piosenkarka zapamiętała najlepiej podróż statkiem "Batory". Jak później opowiadała, ledwo ją przeżyła z powodu choroby morskiej, która dopadła gwiazdę zaraz po wypłynięciu z gdyńskiego portu.
Powrót do kraju zaowocował kolejnymi przebojami, w tym piosenką "Trzynastego", do której muzykę napisał nadworny wówczas kompozytor Kasi, Ryszard Poznakowski. - Słuchaj, tu jest taka piosenka. Nazywa się "Trzynastego". Mnóstwo w niej treści, więc, żeby za bardzo nie kombinować, będziesz śpiewać tylko trzy dźwięki. - Jak to "trzy dźwięki"? - spytała lekko przerażona artystka. - Tak to. Tylko trzy dźwięki "C", "H" i "A". A jak ci zabraknie melodii, to resztę dopowiesz - wspomina muzyk.
Piosenka stała się jednym z największych hitów Kasi, acz do czasu. 13 grudnia 1981 r. taśma z jej nagraniem została oklejona przez cenzurę banderolą i trafiła na półkę. Wojskowi komisarze nie mogli przepuścić takich słów jak "trzynastego nawet w grudniu jest wiosna", a tym bardziej "trzynastego z głów poważnych kapelusze zrywa wiatr". W tym czasie Kasia Sobczyk przebywała już na stałe w Chicago. Śpiewała tam dla Polonii, tylko od czasu do czasu przyjeżdżając do Polski, gdzie zostawiła syna Sergiusza, który zamieszkał u jej przyjaciółki. Wielokrotnie zapraszała go do Stanów, ale on nigdy nie chciał odwiedzić matki. Ich relacje poprawiły się dopiero ostatnio. Planowali nawet wspólne koncerty.
W Ameryce nagrała dwie płyty, zatytułowane "Ogrzej mi serce" i "Niewidzialne". Znalazły się na nich zarówno stare przeboje, jak i całkiem nowe utwory.
- Ludzie chcieli ich słuchać, ale oczywiście wśród nagrań musiał znaleźć się "Mały Książę", bo mówiono, że jak go nie będzie, to płyty nie kupią - opowiadała. Niebawem jednak zaczął się dla piosenkarki nie najlepszy okres. Zachorowała na raka piersi. Postanowiła leczyć się w kraju. Dwa lata temu, dzięki finansowej pomocy przyjaciół, wróciła do Polski, po raz kolejny z mocnym postanowieniem "ja sobie radę dam". Jednak w Polsce lekarze też byli bezradni. Katarzyna Sobczyk zmarła w środę wieczorem w warszawskim hospicjum.