https://gazetakrakowska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

OKIEM Jerzego Stuhra: Wirtualny "Kaktus w sercu"

Wysłuchała: Maria Malatyńska
Marcin Makówka
W księgarniach pojawiła się powieść pt. "Kaktus w sercu" Barbary Jasnyk. Tylko że takiej pisarki nie ma i takiej książki też nie powinno być. I pisarka, i książka są zaledwie postaciami z pewnego, krótko emitowanego serialu telewizyjnego "Teraz albo nigdy". To telewizyjna postać Barbara Jasnyk pisze w akcji serialu powieść. Postać tę odtwarzała Katarzyna Maciąg i właśnie ta aktorka, jako autorka, podpisywała w prawdziwych księgarniach książkę, odpowiadała na pytania czytelników, promowała rzecz, której oficjalnie nie ma, choć jest itd. Miałam wrażenie przekroczenia jakiejś granicy logiki, pomieszania z poplątaniem... Jakiegoś życia fantomów.

To prawda, pojawił się fałsz. Objawiła się chęć trafienia do pokoleń, przyzwyczajonych do życia w wirtualnym świecie. One sobie takich pytań nie zadają. Bo to jest jak gra wirtualna. I nikomu wtedy nie przeszkadza, że cały świat wokół jest zmontowany. Ważne jest to, czym się gra.

A gdzie tkwi odpowiedzialność tych, którzy tym manewrują? Za tą wirtualną książką tkwi ktoś, kto to zrobił, a więc napisał i wydał, żeby tym manewrować. To jest tylko dowód na to, że gra wirtualna jest już tak zakorzeniona w młodych ludziach, że nie zauważają w tym przekroczenia granic.

Może i z tego powodu, w krańcowym obłędzie, ktoś wpadnie do klasy i strzeli do kolegów, sądząc, jak w grze, że za chwilę ofiary się podniosą i będzie jeszcze drugie i trzecie życie? Granice takiej fikcji wciąż się poszerzają. Gdy w grę wirtualną weszła zasada, że strzelasz do człowieka, wszystko jest nie do zatrzymania. Wcześniej były pacynki, tarcze. Gdyby na tym poprzestać, sprawa może by się zatrzymała.

Czy są bariery? Czy jest odpowiedzialność? Jak się zatrzymać? Miesiąc temu na konferencji teatralnej, pani dr Fazan, opowiadając o Kantorze, sprzedała nam tajemnicę, że w "Umarłej klasie" Kantor chciał położyć na ławkach szkolnych wypożyczonego z kostnicy trupa.

Ale jednak się powstrzymał. Może teraz, jakiś jego naśladowca, który będzie wiedział, że on się powstrzymał, będzie chciał być "lepszy"? Potrzebny jest ciągły, głęboki dyskurs z samym sobą: czy masz prawo? Po czyjej stronie leży wina? Czy po stronie aktorów, którzy rzecz odtwarzają, czy po stronie tych, którzy to wymyślili? Tu jest cynizm. Reszta, to są pionki.

A trafia to na niesłychanie podatny grunt ludzi wychowanych na grach komputerowych. Wybuch informacji i brak jakiejkolwiek kontroli stwarza niebezpieczeństwo zatarcia granic między wirtualną fikcją a rzeczywistością. W rzeczach mniejszych i większych. Zaczyna się od chamowatych bluzgów w internecie, co oficjalnie nazywa się "wyrażaniem opinii", a jest bezkarnym anonimem. Jak się skończy?

To bardzo skomplikowany temat, bo w nim tkwią także elementy pozytywne. Dziecko też z natury swej porusza się w świecie wirtualnym, tylko że ono ten świat kreuje i w tym jest twórcze. Obecni 30-latkowie to są ci wirtualiści, którzy przyjmują gotowe wzory. Jakby kolejny szablon gry komputerowej wbił im się w mózg. Oni sobie życie wyobrażają na wzór utartych szablonów.

Nasze gusta były kształtowane przez dom, nauczycieli. Z tą całą gamą swobody, jaką mi dano i wartości, które we mnie zaszczepiono, nigdy nie podporządkowałbym swoich gustów jakiejś modzie. Bo mój gust jest przejawem mojej osobowości. A nie przyjęciem wzoru. O to chodziło, jak mówi ćwiczenie dykcyjne w szkole aktorskiej, żeby "wyindywidualizować się z rozentuzjazmowanego tłumu".

Tym gustem, jako pierwszym, a potem poglądami, człowiek się wyróżnia. A dzisiaj najlepiej jest, aby się nie wyróżniać. W iluż ja mieszkaniach byłem, głównie w Warszawie (w Krakowie trudniej to zaszczepić przy naszym tradycjonalizmie), które są jak wycięte z żurnala, przepiękne, ale pozbawione choć jednego rysu własnego. Można by nawet parom, które tam mieszkają, powymieniać mieszkania i nie zauważyłyby tego. To jest tak, jakby bohatera wsadzili do gry komputerowej i poruszali nim po wytartych szablonach.

Dawniej, gdy młodzi marzyli, to ich marzenia wyrastały z wzorów literackich. Teraz w dużej mierze wyrastają z przyjętego szablonu, z którego nie wolno się wyłamać, chyba że przyjmie się szablon "drugi", "trzeci" lub dalszy. Może więc kiedyś wzory były lepsze? Wydawca, który wydaje książkę napisaną przez serialową postać i namawia aktorkę odtwarzającą tę postać, aby tę książkę promowała, czyli podłożyła się pod postać - jest po prostu manipulatorem. Układaczem "gry komputerowej".

A ludziom się po prostu i tak wszystko pomiesza! A ta popkultura ma ogromną przewagę: jest wejściem do grupy "takich samych". I już widzimy degradację! Bo średnio wykształcony człowiek w Polsce nie potrafi rozróżnić tego, co artystyczne, od tego, co byle jakie.

Myślę, że teraz to może nas uratować jeszcze tylko... snobizm, bo jeszcze tylko on może stworzyć ambicję dostania się do jakiejś innej kategorii odbiorców. Te tłumy, które przychodzą na festiwale Gutka, czy na teatralne... Może tam jest zaczyn na nowe rozdanie? Na samodzielność myślenia?

Komentarze 1

Komentowanie zostało tymczasowo wyłączone.

Podaj powód zgłoszenia

K
Karolina
Obawy przed zagarnięciem naszego życia przez świat wirtualny są głęboko uzasadnione. Towarzyszą ludziom, dla których ważny jest bezpośredni kontakt z drugą osobą, istotna jest prawda o życiu, towarzyszą też osobom, dla których to co fikcyjne z gruntu nie jest prawdziwe i wartościowe. Takie słowa dziwią w ustach aktora, ale rozumiem, że chodzi tu o granice mistyfikacji czy kreacji...Pan Jerzy Stuhr oburzony jest faktem pojawienia się powieści, której życie do tej pory było jedynie życiem fikcyjnym, umownym, było zbiegiem scenariuszowym, podpórką historii jednej z bohaterek. W dodatku postać kreująca serialową bohaterkę-pisarkę Katarzyna Maciąg jest absolwentką krakowskiej szkoły.
Pan Jerzy Stuhr chyba nie przeczytał powieści, nie spróbował jej zrozumieć, dostrzec przesłania i niewątpliwych walorów, które przejawiają się między innymi w tym, że świat mediów, fikcji pełen jest manipulacji i w rezultacie zjada własne dzieci, jest okrutny i bezwzględny. Bo Kaktus w sercu to tak naprawdę krytyka tego świata, który krytykuje Jerzy Stuhr... W promocji książki aktorka nie uczestniczy, wbrew twierdzeniom Jej Profesora. Bo trudno, aby uczestniczyła, jeśli nie jest pisarką, włada inną sztuką i tę sztukę wyraża w grze aktorskiej. W promocji uczestniczyli prawdziwi autorzy o sporym dorobku, którzy napisali wartościową książkę. I zrobili to z wielkim wyczuciem, bo musieli wcielić się w domniemaną młodą autorkę, sprawić, aby odezwała się swoim głosem i w dodatku coś jeszcze czytelnikom zaproponować. Byłam na promocji w Empiku w Warszawie. Z czystej ciekawości i nie żałuję. Bo to mówili brzmiało bardzo interesująco. Polecam więc Panu Jerzemu Stuhrowi lekturę książki i większą ostrożność w wygłaszaniu krzywdzących opinii zarówno na temat samego przedsięwzięcia jak i związanych z nim osobami dramatu.
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska