To prawda, pojawił się fałsz. Objawiła się chęć trafienia do pokoleń, przyzwyczajonych do życia w wirtualnym świecie. One sobie takich pytań nie zadają. Bo to jest jak gra wirtualna. I nikomu wtedy nie przeszkadza, że cały świat wokół jest zmontowany. Ważne jest to, czym się gra.
A gdzie tkwi odpowiedzialność tych, którzy tym manewrują? Za tą wirtualną książką tkwi ktoś, kto to zrobił, a więc napisał i wydał, żeby tym manewrować. To jest tylko dowód na to, że gra wirtualna jest już tak zakorzeniona w młodych ludziach, że nie zauważają w tym przekroczenia granic.
Może i z tego powodu, w krańcowym obłędzie, ktoś wpadnie do klasy i strzeli do kolegów, sądząc, jak w grze, że za chwilę ofiary się podniosą i będzie jeszcze drugie i trzecie życie? Granice takiej fikcji wciąż się poszerzają. Gdy w grę wirtualną weszła zasada, że strzelasz do człowieka, wszystko jest nie do zatrzymania. Wcześniej były pacynki, tarcze. Gdyby na tym poprzestać, sprawa może by się zatrzymała.
Czy są bariery? Czy jest odpowiedzialność? Jak się zatrzymać? Miesiąc temu na konferencji teatralnej, pani dr Fazan, opowiadając o Kantorze, sprzedała nam tajemnicę, że w "Umarłej klasie" Kantor chciał położyć na ławkach szkolnych wypożyczonego z kostnicy trupa.
Ale jednak się powstrzymał. Może teraz, jakiś jego naśladowca, który będzie wiedział, że on się powstrzymał, będzie chciał być "lepszy"? Potrzebny jest ciągły, głęboki dyskurs z samym sobą: czy masz prawo? Po czyjej stronie leży wina? Czy po stronie aktorów, którzy rzecz odtwarzają, czy po stronie tych, którzy to wymyślili? Tu jest cynizm. Reszta, to są pionki.
A trafia to na niesłychanie podatny grunt ludzi wychowanych na grach komputerowych. Wybuch informacji i brak jakiejkolwiek kontroli stwarza niebezpieczeństwo zatarcia granic między wirtualną fikcją a rzeczywistością. W rzeczach mniejszych i większych. Zaczyna się od chamowatych bluzgów w internecie, co oficjalnie nazywa się "wyrażaniem opinii", a jest bezkarnym anonimem. Jak się skończy?
To bardzo skomplikowany temat, bo w nim tkwią także elementy pozytywne. Dziecko też z natury swej porusza się w świecie wirtualnym, tylko że ono ten świat kreuje i w tym jest twórcze. Obecni 30-latkowie to są ci wirtualiści, którzy przyjmują gotowe wzory. Jakby kolejny szablon gry komputerowej wbił im się w mózg. Oni sobie życie wyobrażają na wzór utartych szablonów.
Nasze gusta były kształtowane przez dom, nauczycieli. Z tą całą gamą swobody, jaką mi dano i wartości, które we mnie zaszczepiono, nigdy nie podporządkowałbym swoich gustów jakiejś modzie. Bo mój gust jest przejawem mojej osobowości. A nie przyjęciem wzoru. O to chodziło, jak mówi ćwiczenie dykcyjne w szkole aktorskiej, żeby "wyindywidualizować się z rozentuzjazmowanego tłumu".
Tym gustem, jako pierwszym, a potem poglądami, człowiek się wyróżnia. A dzisiaj najlepiej jest, aby się nie wyróżniać. W iluż ja mieszkaniach byłem, głównie w Warszawie (w Krakowie trudniej to zaszczepić przy naszym tradycjonalizmie), które są jak wycięte z żurnala, przepiękne, ale pozbawione choć jednego rysu własnego. Można by nawet parom, które tam mieszkają, powymieniać mieszkania i nie zauważyłyby tego. To jest tak, jakby bohatera wsadzili do gry komputerowej i poruszali nim po wytartych szablonach.
Dawniej, gdy młodzi marzyli, to ich marzenia wyrastały z wzorów literackich. Teraz w dużej mierze wyrastają z przyjętego szablonu, z którego nie wolno się wyłamać, chyba że przyjmie się szablon "drugi", "trzeci" lub dalszy. Może więc kiedyś wzory były lepsze? Wydawca, który wydaje książkę napisaną przez serialową postać i namawia aktorkę odtwarzającą tę postać, aby tę książkę promowała, czyli podłożyła się pod postać - jest po prostu manipulatorem. Układaczem "gry komputerowej".
A ludziom się po prostu i tak wszystko pomiesza! A ta popkultura ma ogromną przewagę: jest wejściem do grupy "takich samych". I już widzimy degradację! Bo średnio wykształcony człowiek w Polsce nie potrafi rozróżnić tego, co artystyczne, od tego, co byle jakie.
Myślę, że teraz to może nas uratować jeszcze tylko... snobizm, bo jeszcze tylko on może stworzyć ambicję dostania się do jakiejś innej kategorii odbiorców. Te tłumy, które przychodzą na festiwale Gutka, czy na teatralne... Może tam jest zaczyn na nowe rozdanie? Na samodzielność myślenia?