Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Okrutna zbrodnia w Krakowie: włożył jej zwłoki do przesyłki PKP

Marta Paluch
To właśnie tu, na rogu ul. Szpitalnej i Małego Rynku stał kiosk pani Marianny, ofiary okrutnego morderstwa
To właśnie tu, na rogu ul. Szpitalnej i Małego Rynku stał kiosk pani Marianny, ofiary okrutnego morderstwa Andrzej Banaś
Kiosk stał na rogu ulicy Szpitalnej i Małego Rynku. Jego właścicielka, pani Marianna, nie była kobietą bardzo bogatą, cierpiała na niedowład ręki i nogi. Ten kiosk był dla niej jedynym źródłem dochodu. Za niewłaściwie ulokowane uczucie zapłaciła życiem. Stała się ofiarą jednej z najbardziej makabrycznych zbrodni, o której słyszał Kraków w latach 50.

Pociąg numer 3911

1 września 1955 roku szef Komendy Wojewódzkiej Milicji Obywatelskiej w Gdańsku wysłał do szefa KWP MO w Krakowie wykaligrafowany wiecznym piórem telefonogram.

"30 sierpnia 1955 r. o godz. 13.30 w wagonie klasy II, który przybył z Krakowa do Gdyni, znaleziono pod siedzeniem dwie nogi ludzkie odcięte przy kolanach, odziane w pończochy bawełniane koloru beżowego. Na jednej nodze poniżej kolana znajdowała się podwiązka, okrągła, szeroka, koloru szarego. Noga lewa owinięta była w Gazetę Krakowską z dnia 11 sierpnia 1955 r. (...) Zachodzi przypuszczenie morderstwa. W związku z tym proszę o sprawdzenie, czy w ostatnim okresie czasu nie znaleziono pozostałych części ciała lub nie uzyskano zgłoszenia o zaginięciu osoby, której odcięcie nóg odpowiadałoby wyżej wymienionym".

9 września 1955 roku w magazynie PKP we Wrocławiu jeden z pracowników zwrócił się do swojego szefa o pozwolenie na otwarcie wiklinowego kosza - nieodebranej przesyłki nadanej z Krakowa, bo dobywał się z niego straszny smród. Widok był gorszy niż zapach. Znaleziono tam poćwiartowane zwłoki kobiety, bez głowy i nóg odciętych powyżej kolan. Ciało było owinięte w żółto-zieloną kapę w liście i kwiaty. Oprócz zwłok, w koszu znalazł się ręcznik oraz krzyżyk, należący prawdopodobnie do ofiary. Pięć dni później krakowska milicja wszczyna śledztwo.

Lokalne gazety publikują anonse o zamordowanej kobiecie. Śledczy liczą, że ktoś rozpozna znalezione przy niej rzeczy. Była ubrana w ciemnogranatowy fartuch i sukienkę w kwiatki.

Jednocześnie dokładnie sprawdzają, kto i kiedy nadał paczkę.

Tylko pomagali

W pociągu Kraków-Wrocław 29 sierpnia 1955 r. konduktorzy zapamiętali dwóch mężczyzn. Jeden był po cywilnemu i chciał im wcisnąć poza formalnościami pakunek. Proponował za to wódkę i 1 tys. złotych. Drugi, w mundurze kolejarza, za niego "ręczył". Konduktorzy opisali obu z nich. Jedna z pracownic przyznała też, że go poznała - często wsiadał w Mydlnikach, a mieszkał w Rząsce. Tak dotarli do Władysława W. To on nadał makabryczna paczkę.

- Ten trop zaprowadził śledczych do mordercy - mówi Henryk Sołga, wówczas początkujący prokurator, który przyglądał się tej sprawie.

Jedna ze znajomych Władysława W. zeznała, że widziała go 29 sierpnia 1955 r. na ulicy Grodzkiej. Szastał pieniędzmi, choć w zasadzie nie pracował i nigdy groszem nie śmierdział. Milicja go zatrzymała.

Niedługo później śledczy wpadli na trop Henryka K., kolegi Władysława. Ten skryty, nieposiadający przyjaciół mieszkaniec Węgrzc był pomagierem. Razem nadali paczkę.

Prokurator powoli dochodził do osoby Stanisława W.

Miłość i kłamstwa

Chłopak poznał 44-letnią Mariannę pod koniec lat 40., był od niej 20 lat młodszy. Zauroczył samotną, schorowaną kobietę. Kupował u niej papierosy, załatwiał jej drobne sprawunki. Podawał się za doktora. Ona pieszczotliwie mówiła do niego "doktorku, karzełku".

Stanisław W. studentem nie był, nie dostał się na medycynę. Wszystkich jednak przekonywał, że nim jest. Chodził w kitlu, bywał w szpitalach, zawierał znajomości z lekarzami, nauczył się nawet robić zastrzyki. Co więcej, udzielał porad i wyrobił sobie pieczątkę "Dr. W., specjalista chorób kobiecych".

Wykorzystywał Mariannę. Pożyczał od niej spore sumy. Łudził ją, że jest nieszczęśliwy w małżeństwie. Zakochana kobieta marzyła, że razem wyjadą i założą gospodarstwo.

Kiedy jednak straciła koncesję na prowadzenie kiosku, zaczęło jej brakować pieniędzy na życie i leczenie. Zwróciła się do Stanisława W. o zwrot długu - 115 tys. zł. Chciała załatwić sprawę polubownie, jednak "doktor" tych pieniędzy nie miał. Co więcej, bał się, że pani Marianna, która w międzyczasie dowiedziała się, że nie może wykonywać zawodu lekarza, skompromituje go.

Według śledczych, już wtedy, na początku 1955 roku zaczął planować morderstwo. Czekał tylko, aż jego żona wyjedzie z dzieckiem na wakacje.

29 sierpnia nadarzyła się okazja. Żony nie było, a Marianna pakowała się - Stanisław obiecał jej załatwić miejsce w klinice. Pojechała z nim do jego mieszkania przy ul. Długiej. Tam doszło do zabójstwa i pokawałkowania zwłok.
Co ciekawe, sekcja zwłok nie wykazała, jaka była przyczyna śmierci kobiety. Biegli jako najbardziej prawdopodobną wskazywali otrucie lub uduszenie.

Sąsiadka z Długiej zobaczyła tego ranka Stanisława W., który wylewał w toalecie zakrwawioną wodę z miski. Jej zeznania go pogrążyły, choć wcześniej zadbał o alibi. Upadło jednak w konfrontacji sądowej.

Śledczy ustalili, że zwłoki zabrali Władysław W. i Henryk K. i wysłali pociągiem w koszu.

Wyrok krakowskiego sądu zapadł 12 listopada 1958 roku. Był surowy - dożywotnie więzienie oraz dożywotnie pozbawienie Stanisława W. praw publicznych i honorowych.

Dwa lata później sąd wojewódzki w Krakowie zamienił karę dożywocia na 25 lat więzienia, a pozbawienie praw publicznych skrócił do 10 lat.

Stanisław W. w więzieniu zachowywał się bardzo dobrze. Dlatego, 20 lat po wyroku, w 1978 r., został warunkowo wypuszczony na wolność. Zamieszkał w Stalowej Woli, przydzielono mu kuratora. Zmarł w Stalowej Woli w 1980 roku.

Kiosku na rogu ulicy Szpitalnej i Małego Rynku już dawno nie ma. Obok miejsca, gdzie stał, mieści się od kilkunastu lat irlandzki pub. A turyści, sączący piwo, nie mają pojęcia o tragicznej historii, której bohaterką była sprzedająca po sąsiedzku kobieta.

Wybierz najlepsze zdjęcie naszych fotoreporterów 2012 roku [GALERIA]


Możesz wiedzieć więcej!Kliknij, zarejestruj się i korzystaj już dziś!

Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska