Zarzuty zabójstwa, usiłowania zabójstwa i spowodowania obrażeń ciała usłyszał wczoraj Damian K., który w sobotę wieczorem zaatakował nożem dwóch braci i znajomego.
Sąd przychylił się do wniosku prokuratury o aresztowanie Damiana K.
Do tragicznego zdarzenia doszło w sobotę (3 października) około godz. 18. W starej kamienicy przy ulicy Francesco Nullo w Olkuszu, sąsiadującej z popularną pizzerią, trwała zakrapiana impreza. Nagle wybuchła gwałtowna kłótnia. Najstarszy z trzech braci, 24-letni Damian K. pobiegł do kuchni i chwycił nóż. 23-letni Marek otrzymał cios w szyję i został zabrany do szpitala. Zmarł około godz. 20 podczas operacji. 22-letni Jan, który został dźgnięty w plecy, w ciężkim stanie również trafił na salę operacyjną. - Obecnie jest w stabilnym stanie - poinformowała wczoraj Agnieszka Fryben z Komendy Powiatowej Policji w Olkuszu.
Damian K. rzucił się jeszcze na jednego uczestnika imprezy, 22-letniego mieszkańca Olkusza. Młody mężczyzna został zraniony w lewy bok. Obrażenia miał powierzchowne. Po opatrzeniu wrócił ze szpitala do domu. Jak udało nam się dowiedzieć w prokuraturze, uczestników libacji było więcej i są świadkami zdarzenia.
Nożownik uciekł zaraz po zadaniu ciosów. Do Olkusza został ściągnięty policyjny pluton alarmowy z Krakowa, bo nie było wiadomo, co 24-latek może zrobić. Funkcjonariusze kilka godzin przeszukiwali okolicę. W końcu otrzymali informację, że poszukiwany mężczyzna może znajdować się na dachu kamienicy. Rzeczywiście, tam się ukrywał. Do akcji włączyły się straż pożarna i miejska. Na dachu trwały rozmowy z Damianem K., aby sam zszedł. Ostatecznie zrobił to nad ranem i został zatrzymany. - Pobrano mu krew na zawartość narkotyków i alkoholu - relacjonuje Agnieszka Fryben z olkuskiej policji.
Do kamienicy, w której mieszkali bracia K., prowadzi odrapana brama z powybijanymi oknami. Z tego, co mówią sąsiedzi, bracia mieszkają razem z matką i niepełnosprawną siostrą. - Ale podobno kobiet nie było wtedy w domu - mówi osoba, która mieszka niedaleko. - Na szczęście! Kto wie, co mogłoby się jeszcze wydarzyć.
Sąsiedzi niewiele wiedzą o rodzinie K. albo nie chcą mówić. - Kojarzę tylko jednego z chłopaków, Janka. Sprawiał wrażenie grzecznego i ułożonego. Kiedyś nawet pracował przy roznoszeniu ulotek - opowiada pracownik zakładu fotograficznego, który znajduje się parę metrów dalej. Część mieszkańców okolicznych domów potwierdza, że słyszeli o libacjach odbywających się w kamienicy. - Schodziło się tam czasem takie szemrane towarzystwo - zauważa jeden z przechodniów. - Ale ja nic więcej nie wiem... - dodaje i szybko odchodzi.
- To straszna tragedia. Brat zabił brata, takie rzeczy nie powinny się zdarzać. Przecież to rodzina, powinni sobie pomagać nawzajem, a nie się mordować - nie może zrozumieć dramatu mieszkanka ul. Nullo. - Biedna matka. Jeden syn w grobie, drugi w więzieniu. To okropne!
Próbowaliśmy rozmawiać z mieszkańcami kamienicy, ale wyprosili nas z budynku. - Nie ma tematu. Do widzenia - powiedziała kobieta, zatrzaskując drzwi. W poniedziałek podejrzanego mężczyznę najpierw przesłuchiwała policja. - Nie przyznał się do zarzucanych czynów - powiedziała Fryben. Po południu został przewieziony do prokuratury, aby złożyć wyjaśnień. Za zabójstwo grozi mu dożywocie.