- Mogłabym już pójść na emeryturę. Ale nie pójdę, dopóki nie wywalczymy lepszych warunków pracy i lepszych pensji dla pielęgniarek - zapowiada Grażyna Gaj, szefowa Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Pielęgniarek i Położnych w Nowym Szpitalu w Olkuszu. W lutym 2015 r. została też przewodniczącą Forum Związków Zawodowych w Małopolsce. - Pielęgniarki dają z siebie bardzo dużo, kształcą się, ciężko pracują, muszą też zarabiać godnie. Prezes Grupy Nowy Szpital powinien się wstydzić, że płaci pielęgniarkom takie grosze. W olkuskim szpitalu są uwłaczająco niskie pensje - grzmi pielęgniarka.
Grażynę Gaj odwiedziliśmy w szpitalu. Ma gabinet blisko gabinetu szefa placówki. Cały czas urywają się telefony na jej biurku, co chwilę ktoś wpada do gabinetu. Jest uśmiechnięta i miła, ale jej zdecydowanie i upór da się wyczuć. Zawsze musi być tak, jak ona chce. I tylko dzięki temu osiąga to, do czego dąży.
Gaj pochodzi ze Zgorzelca, gdzie skończyła technikum ogrodnicze, ale nie podobał jej się taki zawód. Zawsze marzyła o pielęgniarstwie. - Chciałam pomagać innym, mieć biały czepek i fartuch - zauważa Gaj. Udało jej się skończyć studium medyczne w Poznaniu. W 1978 r. przeprowadziła się z mężem do Krzykawy pod Olkuszem. Postanowiła zatrudnić się w szpitalu w Olkuszu. Usłyszała, jednak, że nie ma miejsc.
Nie poddała się. Pojechała do wojewódzkiego Wydziału Zdrowia i powiedziała, że musi tu pracować. Posada w szpitalu od razu się znalazła. Najpierw na oddziale dziecięcym. Czuła się tam świetnie, bo uwielbia pracę z dziećmi. Kiedy jednak jeden z lekarzy zaczął podważać jej umiejętności przy innych ludziach, zbuntowała się.
- Rzuciłam aparatem do mierzenia ciśnienia i wyszłam. Potem przyznał, że potrafię o siebie zawalczyć, ale nie chciałam już z nim pracować - wspomina Gaj. Przeszła do Izby Przyjęć, potem na chirurgię. Musiała jednak zrezygnować, żeby zająć się swoimi dziećmi. Zatrudniła się więc w Gminnym Ośrodku Zdrowia w Bolesławiu i pracowała w szkołach. W 2004 r. znów wróciła do szpitala, ale już jako szefowa związków.
O prawa pielęgniarek walczyła prawie od początku swojej pracy. - Jest stanowcza, mówi, co myśli, czasem może zbyt szybko i za dużo, ale zawsze stanie za nami murem - mówią jej koleżanki. Gaj założyła w Olkuszu jeden z pierwszych związków zawodowych pielęgniarek w kraju. - To właśnie wtedy zaczęłam pyskować - śmieje się Gaj. Jak twierdzi, wcześniej starała się być grzeczna i ułożona.
- Związkom poświęciłam całe życie. To misja, w którą wierzę. Dlatego okupowałam wszystko, co się dało - mówi. W 1999 r. przez dwa tygodnie mieszkała wraz z 15 innymi pielęgniarkami na podłodze w Ministerstwie Pracy i Polityki Społecznej w Warszawie. W tym czasie czasie protestowali też górnicy. - W ciągu dwóch godzin dostali to, czego chcieli. My po dwóch tygodniach nie dostałyśmy nic - podkreśla. - O godz. 4.30 rano uzbrojeni po zęby policjanci praktycznie wynieśli nas z budynku. To było wstrząsające przeżycie - dodaje.
Kilka lat później w Boże Narodzenie pielęgniarki z Gaj na czele okupowały Urząd Wojewódzki w Krakowie. Wigilię przygotowali dla nich mieszkańcy przed urzędem. Ale do największej manifestacji doszło w 2007 r., kiedy ulicami Warszawy przeszło 30 tys. osób. Oczywiście prowadziła ją Gaj!
Po manifestacji w jakieś 15-20 kobiet zostały na al. Ujazdowskich. Tak powstało "Białe Miasteczko". - Na początku spaliśmy pod przystankiem. Potem zaczęły pojawiać się namioty, ludzie zaczęli przynosić ciepłe swetry i koce oraz jedzenie. Miasteczko się rozrastało. Cała Polska się włączyła, a Gaj została burmistrzem miasteczka, bo trzymała wszystko w ryzach.
Koczowały w Warszawie 4,5 tygodnia. Grażynie Gaj urodził się w tym czasie drugi wnuk. Przez trzy tygodnie nie mogła się dodzwonić do domu, bo na miejscu nie działały telefony. Ale ani na chwilę nie opuściła koleżanek. - Ciągle wierzyłam, że coś się da zrobić. Jak zwykle nic nie osiągnęłyśmy. Za każdym razem jesteśmy lekceważone przez rząd - mówi działaczka.
Teraz szykuje się kolejna runda. 22 kwietnia w szpitalach pojawią się billboardy z hasłami o wykorzystywaniu pielęgniarek. List o ich sytuacji trafi do posłów i wojewody małopolskiego. Będzie to zapowiedź pikiety, która odbędzie się 12 maja na Rynku w Krakowie. - To będzie ogromne wydarzenie - zapewnia pani Grażyna.
Mimo że bardzo jest oddana pracy, podkreśla, że na pierwszym miejscu jest dla niej i tak rodzina. Ma dwóch synów. Starszego Tomka i młodszego Andrzeja oraz dwóch wnuków Jakuba i Mateusza, którzy chodzą do szkoły podstawowej. - Co roku zabieram wnuki nad morze, ale na co dzień poświęcam im zbyt mało czasu. Brakuje mi dnia - nie ukrywa. Teraz musi się dodatkowo zajmować synem Andrzejem, który miał w ubiegłym roku bardzo poważny wypadek. Kiedy jechał rowerem, uderzyło w niego auto. - Cud, że żyje. Ale muszą go teraz postawić na nogi - zapowiada Gaj.
Co ciekawe, wypadek przewidziała wróżka. - Ostrzegła mnie, że w rodzinie wydarzy się tragedia i żeby uważać na drodze - wspomina Gaj. Inna wróżka powiedziała jej, że będzie jej słuchać cała Polska, że głos będzie słyszalny poza granicami kraju. Też się sprawdziło, w 2007 r. - Wróżka powiedziała mi jeszcze, że będę zajmować ważne stanowisko państwowe. Ciekawe jakie? Nadal na nie czekam - żartuje Gaj.
Zobacz najświeższe newsy wideo z kraju i ze świata
"Gazeta Krakowska" na Youtube'ie, Twitterze i Google+
Artykuły, za które warto zapłacić! Sprawdź i przeczytaj
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!