Podobnie z certyfikatami potwierdzającymi znajomość egzotycznych języków i referencjami z praktyk w wielkich firmach. Zatrudnienia w Olkuszu i tak raczej nie znajdzie.
- Zacząłem się rozglądać za pracą jeszcze w marcu. Podczas studiów pracowałem w kilku miejscach, więc wydawało mi się, że znalezienie tej pierwszej prawdziwej pracy nie będzie problemem - mówi Michał Ciesielski, tegoroczny absolwent zarządzania i inżynierii produkcji na krakowskiej Akademii Górniczo-Hutniczej. Całymi dniami szukał ofert w internecie i gazetach. Wysłał ponad 50 CV.
Odpowiedziało mu kilka firm z Krakowa. Po rozmowach kwalifikacyjnych okazało się, że oferty były atrakcyjne tylko na papierze. - Firma zaoferowała mi niewiele ponad tysiąc złotych. Po odliczeniu czynszu za mieszkanie w Krakowie i kasy na jedzenie nie zostałoby mi nic - wylicza Michał.
Bardzo chciał pracować w zawodzie. Jak twierdzi, praca za barem albo w kinie może jest i dobra, ale jak się jest studentem. Wyboru nie było - Michał musiał wrócić do Olkusza, gdzie znalezienie jakiejkolwiek pracy graniczy z cudem.
Grzegorz Stanek również chciał pracować w zawodzie. Napisał dobre CV i odwiedził wszystkie możliwe urzędy. Okazało się, że znajomość agrobiznesu też na wiele się nie przyda. Całe wakacje spędził na poszukiwaniach i ciągle nic. - Za studenckich czasów brałem, co popadnie. Teraz chciałbym wykorzystać to, czego się nauczyłem przez te pięć lat - mówi Grzesiek. Obaj absolwenci chcieliby zarobić około 1500 złotych na rękę. W Olkuszu nie mogą raczej na to liczyć.
Wielu absolwentów olkuskich liceów wybiera bardzo nietypowe kierunki studiów. Japonistyka, turkologia, fizyka atomowa automatycznie zamykają ścieżkę kariery w małym mieście. Decydując się na takie studia, trzeba wziąć pod uwagę, że praca w zawodzie będzie się wiązała z koniecznością dojazdu albo przeprowadzki.
Posiadanie specjalistycznej wiedzy w wąskiej dziedzinie nie zawsze jest zaletą. Przekonała się o tym Dorota Korczyk, która coraz poważniej zastanawia się nad powrotem do Krakowa. - Zawsze chciałam studiować kulturoznawstwo i dopięłam swego. Teraz się okazuje, że wachlarz możliwości po tych studiach jest bardzo ubogi w małym mieście - ubolewa Dorota. Wydawało się jej, że dla kulturoznawcy zawsze się znajdzie jakaś praca. Po miesiącach poszukiwań już wie, że jest inaczej.
Aż jedna czwarta osób zarejestrowanych w olkuskim PUP jako bezrobotni to ludzie między 18. a 24. rokiem życia. Lwia część ma dyplom wyższej uczelni. Często jedyną rzeczą, jaką może zaproponować urząd jest staż w instytucji publicznej lub firmie.
Z takiej możliwości skorzystała Marta Sowa. - W dziale rachunkowości w Urzędzie Miasta nauczyłam się podstaw papierkowej pracy. Pokazano mi, jak się robi bilanse i sprawozdania - relacjonuje. Mimo że zarabiała tylko 450 złotych, to została tam cały rok. W tym czasie robiła zaoczne studia z handlu zagranicznego.
Wybór okazał się strzałem w dziesiątkę. Praktyka w urzędzie stała się najlepszą rekomendacją dla dużej firmy zarządzającej centrum handlowym na Śląsku. Pracę dostała bez problemu. Codziennie przejeżdża prawie 100 kilometrów samochodem do pracy, ale firma zwraca jej pieniądze za paliwo. Z zarobków jest bardzo zadowolona, bo jest w stanie utrzymać się sama.
Kariera zawodowa jej męża Przemka zaczęła się od stażu w sklepie budowlanym za marne pieniądze. Ale dzięki temu nawiązał kontakty z dużą firmą. Po trzech latach pracy jako przedstawiciel handlowy został szefem całego regionu.
- Przez ten czas ukończyłem zaoczne studia, które przydają mi się w pracy. Teraz uważam, że rezygnacja z dziennych studiów była właściwą decyzją - przekonuje Przemek Sowa.