Mieszkańców Olszówki poruszyła wiadomość o tym, że jeden z gospodarzy zagłodził na śmierć hodowane przez siebie zwierzęta. Słowo gospodarz jest właściwie nie na miejscu, bo 46-latek nie dbał o swój inwentarz, a zwierzęta karmił tylko raz w tygodniu. W końcu nie nakarmił ich wcale i zagłodzone padły.
Telefon zaalarmował służby. Widok i smród był okropny
Te dramatyczne wydarzenia rozegrały się przed dwoma tygodniami. Aż dziw bierze, że nikt nie słyszał konających zwierząt, bo zarówno dom, jak i obora, w której znaleziono padnięte krowy i owce znajdują się zaledwie kilka metrów od drogi powiatowej i w pobliżu Szkoły Podstawowej w Olszówce.
4 czerwca przed południem do Powiatowego Inspektoratu Weterynarii w Limanowej zadzwonił mężczyzna, który stwierdził, że zdechł mu cały inwentarz. Inspektorzy o sprawie poinformowali szybko policję.
- Na terenie gospodarstwa ujawniono sześć martwych krów, trzy owce i jedno jagnię. Policjanci zatrzymali 46-letniego właściciela - mówi mł. asp. Jolanta Mól, rzeczniczka prasowa Komendy Powiatowej Policji w Limanowej.
Mężczyzna był nietrzeźwy. Miał 1,6 promila alkoholu w organizmie.
W gospodarstwie zjawili się również pracownicy Powiatowego Inspektoratu Weterynarii w Limanowej
- Gdy weszliśmy na podwórze, uderzył nas odór gnijących zwłok. Tego nie da się opisać. W środku pomieszczenia, do którego zaprowadził nas mężczyzna leżały padłe krowy. Było ich sześć, w różnym stadium rozkładu. Wychudzone, całe w odchodach. Widać, że umierały w cierpieniu - opowiada Aneta Kawula, powiatowy lekarz weterynarii.
Właściciel mówi, że wyjeżdżał na tydzień do pracy
Inspektorzy starali się wyciągnąć od właściciela zwierząt, co się stało. Kiedy w końcu powiedział, zamarli.
- Stwierdził, że dostał pracę i wyjeżdżał na cały tydzień. Dlatego karmił zwierzęta raz w tygodniu. Nie miały one dostępu do wody - relacjonuje Aneta Kawula.
Ludzie we wsi są poruszeni, ale niewielu chce rozmawiać
Mieszkańcy Olszówki o sprawie dowiedzieli się z mediów. Mówią, że nikt tak naprawdę nie znał 46-letniego mężczyzny. W domu bywał rzadko, najczęściej można go było spotkać pod sklepem lub wędrującego po wsi. Mało kto we wsi chce rozmawiać o tym, co zrobił.
Właściciela gospodarstwa, który zagłodził zwierzęta, zna sołtys.
- To kawaler, mieszka sam w domu. Nikomu nie wadzi. Lubi sobie trochę wypić. Wszystkim mówi, że zwierząt nie dopilnował, bo był w pracy - opowiada sołtys Andrzej Gackowiec.
Brał udział przy wynoszeniu padłych zwierząt z obory.
- To, co zobaczyłem, mnie przeraziło. Widok tych zwierząt mam do tej pory przed oczami. Nie wspomnę o obrzydliwym zapachu, jaki unosił się w powietrzu - dodaje sołtys.
Utylizacją padłych zwierząt zajął się Urząd Gminy w Mszanie Dolnej. Samorząd od niecałego roku utrzymuje już zwierzęta jednego z gospodarzy w Mszanie Górnej, który właśnie wrócił z aresztu.
WIDEO: Karta czy gotówka? Co zabrać na wakacje
Źródło: Dzień Dobry TVN/x-news
