Facetów ustawia równo. Ma pod sobą dwudziestu mężczyzn i nawet nie musi na nich podnosić głosu: każdy zna swoje miejsce i zakres swoich obowiązków. Wanda Frączek, lat 62, wygląda najwyżej na 52. Królowa Kazimierza, mistrzyni handlu, pierwsza imprezowiczka w Alchemii, to po prostu dobra kobieta, a od niedawna prezes Stowarzyszenia św. Brata Alberta "Chleb i Światło", które pomaga bezdomnym.
Nie mieszka za żadnymi górami i lasami, tylko w Łagiewnikach. W ogrodzie ma stodołę ze spalonych desek. Ekstrawagancja czy wrodzona zaradność? I jedno, i drugie. Wanda Frączek korony nie odziedziczyła, tylko ją sobie wymyśliła jeszcze jako mała dziewczynka. I ma do dziś. To pierwsza różnica między królową z bajki, albo jak ktoś sobie życzy Elżbietą II z Wielkiej Brytanii, a panią Wandeczką. Szukamy dalej, czym się różnią królowe.
Różnica nr 2. Bezdomni czapki z głów
Mogłaby spokojnie sobie piec swoje zapiekanki "od Królowej" na pl. Nowym i niczym się nie martwić. Po co jej ci faceci od brata Alberta? - W końcu królową jestem, a charytatywna działalność to jej obowiązek - śmieje się Wanda Frączek. Ale tę swoją misję traktuje poważnie. Mówi, że pomagając innym, ładuje swoje życiowe akumulatory. Że dużo daje, a potem wszystko się jej zwraca. Może nie wszyscy krakowscy bezdomni ją znają, ale ci, którzy znają - zdejmują czapki z głów, gdy ją widzą. - Mówią wszyscy, że człowieka nie da się zmienić. E tam, proszę napisać, że widzę na własne oczy jak się zmieniają, gdy się do nich wyciągnie dłoń. Proszę zobaczyć: tu wydajemy obiady bezdomnym. Gotują je też bezdomni. Jaka dziś była zupa, Zbyszku? Pomidorowa z makaronem? Z pieczywem też? Widzi pani, tu gotują, jedzą, mają pokój z telewizorem i kanapami. Na górze są sypialnie - oprowadza królowa po domu brata Alberta.
Jest wymagająca. Wpada do nich w nocy, by sprawdzać, czy nie piją. Jeśli jest impreza, tego samego dnia opuszczają dom. Elżbieta II, a nawet i I raczej nie odwiedzała angielskich meneli. Ani w dzień, ani w nocy.
Różnica nr 3. Kreacje
Gdy Wanda miała zostać królową Kazimierza, poszła wypożyczyć suknię do Teatru im. Słowackiego z Mieczysławem Święcickim, artystą Piwnicy pod Baranami. Pani w garderobie z wrażenia aż siadła na krześle. - Lubię pana, ale gdzież ja znajdę suknię na taką królową? Musiałabym zszyć z sobą sześć kiecek! Przyszła królowa nieco pobuszowała po teatralnej garderobie i w końcu poradziła sobie. Płaszcz królewski odpowiedniego rozmiaru zaś pożyczyła w Teatrze Ludowym. Potem była dorożka z końmi, książę Święcicki na białym koniu i koronacja na pl. Nowym. Prawie wszystko jak u Elżbiety II.
- Każdy chciał mnie dotknąć, dzieci piszczały, a dorośli krzyczeli: Nasza królowa i rzucali pod nogi kwiaty. Myślałam, że zwariowałam, ale to wszystko było naprawdę. To był rok 2009, pierwszy festiwal zupy na Kazimierzu, gdy wymyślono, że kucharze startujący w konkursie mają się przebrać. Od razu wiedziałam, że będę królową. Bo tak naprawdę zawsze nią byłam, nawet w latach 90. za ladą w białym czepku - zaznacza Wandzia.
Różnica nr 4. Sprzedaż mięsa i wódeczki
Wanda mówi, że handel trzeba mieć we krwi. - Wszystkim zawsze zdradzałam, gdzie biorę towar, jak organizuję jego sprzedaż. Nie miałam tajemnic, bo wiedziałam, że nie wszystkim to się uda, nawet jeśli znają na pamięć wszystkie zasady handlu. To trzeba czuć - tłumaczy. Założyła pierwszy na Kazimierzu całodobowy sklep monopolowy "Piersióweczka i fajeczka", jako pierwsza i jedyna sprzedawała pod koniec l. 90 koninę. - Ludzie byli głodni i biedni. Kolejki ustawiały się w moich boksach od godz. 5 rano. - Wołali na mnie: królowo, zważ kilogram mięsa. Dziennie tona schodziła. Biedni kupowali dla siebie, bogaci dla psa. Nakarmiłam cały Kraków! - wspomina.
Dziś już nie ma "Piersióweczki i fajeczki" (- Ale jeszcze wrócę do tego pomysłu. Trzeba złapać ten moment, gdy będzie potrzebny - zaznacza królowa handlu), nie ma też sklepu z mięsem. Wanda Frączek piecze zapiekanki. Oczywiście królewskie. A wpada na nie nawet ... Nie król, tylko prof. Jacek Majchrowski, prezydent Krakowa i sąsiad primadonny Kazimierza.
Różnica nr 5. Królowa też może być kelnerką
Wanda, która stała się legendą Kazimierza, urodziła się w Racławicach. Krakowa wcale nie zdobywała. Zakochała się w krakowianinie, on w niej. Pobrali się i zamieszkali na pl. Matejki. Tyle zdobywania. Pierwsza jej praca: kelnerka w restauracji NOT-u (Naczelna Organizacja Techniczna). Właśnie wtedy poznała intelektualny Kraków.
W NOT stołowali się niemalże wszyscy profesorowie Uniwersytetu Jagiellońskiego, ale też studenci i doktoranci. Na obiad do Wandy przychodził m.in. Jacek Majchrowski, Andrzej Zoll. Ten ostatni bał się jej jak ognia. Kiedyś rozlał barszcz na biały obrus. - Uniosłam się, do dziś żałuję, bo powiedziałam mu coś przykrego, że proszek do prania drogi. Boże, ależ niedobra byłam. Przyniósł mi później kwiatek. To był storczyk. I gdzie on go znalazł? Wówczas jeszcze nie było takich kwiatków. Spotkałam go kiedyś i pytam, czy on pamięta mnie i ten nieszczęsny obrus. A on: No jasne, któż by śmiał panią zapomnieć ?
Euro 2012 coraz bliżej! Zobacz, co będzie się działo w Krakowie
Nowa lista leków refundowanych**[SPRAWDŹ!] **
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!