Afera pedofilska w Kościele. Ksiądz: Nie skrzywdziłem tych dzieci
Afera pedofilska w Kościele. Śledczy pojadą na Dominikanę?
WIDEO: Ksiądz G. przyznał się do molestowania dzieci. Proponuje dla siebie karę 7 lat więzienia
źródło: TVN 24/x-news
Wczoraj przed Sądem Rejonowym w Wołominie odbyła się pierwsza rozprawa. Duchowny został doprowadzony na nią z aresztu, w którym przebywa od lutego. Wcześniej dłuższy czas się ukrywał. W śledztwie nie przyznawał się do zarzucanych czynów.
Wojciech G. usłyszał 10 zarzutów dotyczących 8 nieletnich: sześciu miało paść jego ofiarą na misji w Dominikanie od 2009 do 2013 roku, dwóch w Polsce w latach 2000-2001, kiedy pracował jako kleryk w ośrodku dla chłopców w Staniątkach (gm. Wołomin). Ponadto zarzucono mu posiadanie pornografii dziecięcej, którą w formie zdjęć znaleziono w jego komputerze i broni palnej bez pozwolenia.
Rozprawa była niejawna. O tym, że G. przyznał się do winy, poinformował sąd. Pełnomocnik oskarżonego nie chciał tego potwierdzić. Rzucił tylko dziennikarzom: "klient czuje się niewinny". Kolejna rozprawa ma się odbyć 25 marca.
- Wojciech G. złożył częściowo wyjaśnienia. Nie potwierdzam i nie zaprzeczam, czy przyznał się do winy - zastrzegł Przemysław Nowak, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Warszawie. - Mamy bardzo mocne dowody. Głównymi są zeznania pokrzywdzonych.
W śledztwie przesłuchano około 100 świadków, zebrano kilkanaście opinii biegłych. Setki dokumentów dotarły również do Polski od śledczych z Dominikany. Prokuratura ma dwa filmy, na których ręka mężczyzny "wykonuje czynności seksualne z małoletnimi". Biegli są pewni, że to ręka Wojciecha G. Ponadto ustalono, że głos na nagraniu to głos księdza.
W 2013 r., gdy sprawa wyszła na jaw, Zgromadzenie Michalitów, do którego należał ksiądz G., zawiesiło go w funkcjach kapłańskich.
- Jeśli się przyznaje, to już teraz dyskusji nie ma, choć wcześniej w wywiadzie telewizyjnym przekonująco mówił o swej niewinności - komentuje ks. Tadeusz Musz, rzecznik michalitów. - Człowiek sam dobrowolnie się nie karze. Musi czuć się winny.
Prokuratura chciała pozyskać dokumentację z ośrodka szkolnego w Wołominie należącego do zgromadzenia, gdzie Wojciech G. był wychowawcą w latach 2000-2001. Okazało się jednak, że archiwa akurat z tego okresu zaginęły. Podejrzewano próbę utajniania faktów, ale tę sprawę umorzono.
- Ośrodek został zlikwidowany około 2009 r., ponieważ nie było do niego naboru, a nie żeby zacierać ślady. Część dokumentacji została przekazana do kuratorium, część zniszczona - tłumaczy ks. Musz. - Tudno znaleźć mi słowa, aby wyrazić współczucie ofiarom. Jest nam przykro, bolejemy nad tym. Człowiek jest zdolny do największego heroizmu, ale też do najgorszych czynów - kwituje.
W rodzinnej wsi księdza G. wciąż mało kto wierzy w jego winę. - Nie wiem, dlaczego się przyznał. Ale my w to nie wierzymy, choć latami go nie widzieliśmy - zastrzega prosząco anonimowość mieszkanka Modlnicy.
współpraca Marta Paluch
Zobacz najświeższe newsy wideo z kraju i ze świata
"Gazeta Krakowska" na Youtubie, Twitterze i Google+
Artykuły, za które warto zapłacić!
Sprawdź i przeczytaj
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!