https://gazetakrakowska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Osman Chavez w Chinach tęskni za... sushi z Polski

Osman Chavez rozegrał w barwach Wisły Kraków 82 spotkania, w których strzelił dwie bramki. Od niedawna kontynuuje karierę w Chinach w drugoligowym klubie Qingdao Jonoon
Osman Chavez rozegrał w barwach Wisły Kraków 82 spotkania, w których strzelił dwie bramki. Od niedawna kontynuuje karierę w Chinach w drugoligowym klubie Qingdao Jonoon Wojciech Matusik
Osman Chavez kontynuuje swoją karierę w Chinach i nie żałuje, że przeniósł się tutaj z Wisły Kraków. Honduranin liczy też, że dobrą grą w Państwie Środka wywalczy sobie miejsce w kadrze na mundial.

Jak się Panu wiedzie w Chinach?
Jestem bardzo zadowolony, bo dochodzę już do pełni formy po kontuzji kolana. Decyzja o przenosinach do Chin była trafna. Spędziłem w Polsce cztery lata i być może, nieświadomie, wpadłem już w taki stan nadmiernego samozadowolenia. Może właśnie dlatego potrzebowałem zmiany środowiska. Żeby nagle zacząć walczyć o zupełnie nowe cele.

Powiedział Pan honduraskim mediom, że doskonale wiedział Pan, że w Polsce nie będzie miał szans na grę. Dlaczego był Pan tego taki pewien? Teraz w Wiśle jest taka sytuacja, że gra dosłownie każdy, kto jest zdrowy.
Zanim odszedłem, sprawy miały się jednak nieporównywalnie lepiej. Wiedziałem, że Arek Głowacki i Gordan Bunoza są w wysokiej formie. Nie widziałem więc dla siebie szansy na grę. Kiedy odchodziłem, zespół był na drugim miejscu w tabeli, wygrywaliśmy i nic nie wskazywało, by sytuacja miała się tak drastycznie zmienić. Paradoksalnie, przekonało mnie to do decyzji o odejściu, bo w takiej sytuacji uznałem, że trudno byłoby mi wrócić do formy po kontuzji. Nie sądziłem, że sprawy przybiorą zupełnie inny obrót.

Z Pana perspektywy był to dobry ruch. Wisła wyszła na tym gorzej, bo ostatnio nie miała kim grać. Ale zaoszczędziła pieniądze, które musiałaby Panu wypłacić w ramach kontraktu.
Klub ocenił, że mnie nie potrzebuje. Nie można też powiedzieć, żeby to była kwestia pieniędzy, bo w końcu zostałem tylko wypożyczony. Kiedy wówczas pytałem, jaka jest moja sytuacja, nikt w Wiśle nie powiedział, że dobrze by było, bym został. Wszyscy byli za tym, bym odszedł, więc jestem teraz w Chinach.

Koniecznie chciał Pan regularnie grać, by być powołanym do kadry Hondurasu na mundial w Brazylii.
Selekcjoner Luis Suarez przesłał mi już materiały wideo, z którymi mam się dokładnie zapoznać. Mam oglądać, jak grają moi przyszli rywale z mistrzostw świata. To pokazuje, że selekcjoner liczy na mnie w kontekście mundialu. Niebawem powinna zostać ogłoszona lista powołanych kadrowiczów.

Choć Pański nowy klub Qingdao Jonoon gra w II lidze, ma stadion o pojemności 20 tys. ludzi. I to jeden z mniejszych obiektów w tych rozgrywkach.
Na stadiony przychodzą masy ludzi. I przeżywają te mecze chyba z równym zaangażowaniem, co polscy kibice. Gram w zespole z drugiego poziomu rozgrywkowego, ale mimo to jest bardzo dobrze zorganizowany.

Swoim rodakom wyznał Pan, że ogromne wrażenie robi architektura w Qingdao.
Duże wrażenie zrobiło na mnie także to, jak dba się tu o bezpieczeństwo. Podoba mi się też to, że mieszkam blisko morza.

Kuchnia regionu Szantung też przypomina honduraską?
Co to, to nie. Honduraska kuchnia jest nieporównywalna z jakąkolwiek na świecie! Tutejszy sposób żywienia jest odmienny też od polskiego. Je się niemal wyłącznie ryby i kurczaki, ryby i kurczaki każdego dnia. Oczywiście wszystko to trzeba jeść pałeczkami.

A jak z porozumiewaniem się?
Mam tu jednego kolegę z Rumunii i drugiego z Kostaryki. Z nimi mogę porozumiewać się po hiszpańsku. Ale reszta drużyny też jest sympatyczna. Poza tym jest kilku graczy znających angielski. Cały czas obecny jest też tłumacz.

Czyli ma Pan mniejszy problem z komunikacją, niż na początku w Wiśle.
Pamiętam, że wtedy we wszystkim pomagał mi Junior Diaz. Cieszę się, że podczas pobytu w Polsce udało mi się opanować podstawy angielskiego.

Pana rodzina jest już w Qingdao?
Dzieci i żona są w Hondurasie. Zobaczymy, czy przeniosą się do mnie w przyszłym miesiącu, czy nieco później. Wiele zależy od tego, czy dostanę powołanie na mundial i czy będę na zgrupowaniu kadry.

Rok temu Qingdao odwiedził David Beckham. Pana też traktują jak Beckhama?

No nie (śmiech). Beckhama tu uwielbiają. Mój klub w poprzednim sezonie występował w ekstraklasie. Teraz władze inwestują w zespół, bo chcą wrócić na najwyższy poziom rozgrywek. W mieście są dwa duże piłkarskie kluby i w przyszłym tygodniu czekają nas derby. Już sobie wyobrażam, jakie wariactwo tu się będzie działo. Zobaczymy, czy będzie to taka rywalizacja, jak między Wisłą i Cracovią. Mam tylko nadzieję, że tutejsi fani nie czują do siebie takiej nienawiści.

Nawiązał Pan już kontakt z jakąś organizacją ewangelizacyjną, jak w Krakowie?

Mówiono mi, że istnieje tu jakaś wspólnota chrześcijańska. Na razie dzielę się moim ewangelicznym doświadczeniem z kolegami z drużyny.
**
Pojawiają się doniesienia o szykanowaniu chrześcijan w Chinach. Pana coś takiego spotkało?
Do tej pory nie. Ale z drugiej strony, to ogromny kraj. Są miasta, w których niewątpliwie panują bardziej liberalne zasady, niż w innych.

A cenzura?
Nie można tu oglądać teledysków na serwisie Youtube. Gdy ktoś chce korzystać z Facebooka, musi ściągnąć specjalny program do tego. Generalnie Facebook jest zakazany. Nie mogę więc słuchać mojej ulubionej chrześcijańskiej muzyki latynoskiej. Ale trzeba się do tego przyzwyczaić, nie ma wyjścia.

Tęskni Pan czasem za Krakowem?
Tęsknię za przyjaciółmi z drużyny i z mojej krakowskiej wspólnoty chrześcijańskiej. Mam kontakt z kilkoma kolegami z Wisły, najbardziej z Emą Sarkim, Donaldem Guerrierem i z Marko Jovanoviciem. Brakuje mi też wielu rzeczy, do których przyzwyczaiłem się w Polsce. Na przykład mojego ulubionego sushi.

No to już absurd, żeby w Azji tęsknić za polskim sushi.

Kiedy naprawdę to właśnie w Polsce jadłem najlepsze sushi w życiu! A jadłem je już w wielu krajach!

Rozmawiała Justyna Krupa

Artykuły, za które warto zapłacić! Sprawdź i przeczytaj
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+

Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska