W organizmie polskiego pięściarza wykryto stanozolol. Co prawda Polak odpiera zarzuty, jakoby cokolwiek miał zażywać świadomie, a równie mocno zaskoczony wydaje się być jego trener Fiodor Łapin, to jednak do walki z Deontayem Wilderem na pewno nie dojdzie. Mało tego, Andrzejowi Wawrzykowi grozi surowa kara.
- Jeśli coś się okazało tam nie tak, to stracić taką szansę to głupota i dziecinada. Jak się napchał jakimś świństwem, to naprawdę zachował się jak dzieciak i to taki dzieciak, który jeszcze nie za bardzo rozumie, co się na świecie dzieje - w ostrych słowach, w rozmowie dla x-news, wypowiada się Paweł Skrzecz, były pięściarz, wicemistrz olimpijski z 1980 roku.
Rzeczywiście, Wawrzyk stracił ogromną szansę, bo stawką pojedynku z Deontayem Wilderem miał być mistrzowski pas WBC. Tak naprawdę zatem to była życiowa szansa polskiego pięściarza.
- Coś zawsze w tym naszym boksie wyskoczy i zaczynamy się robić jak zawodnicy Związku Radzieckiego. Cały czas ktoś jest na dopingu. Przykro tego słuchać - kontynuuje Skrzecz.
Były pięściarz uważa też, że Andrzej Wawrzyk, mimo że technicznie jest naprawdę dobrym zawodnikiem, to jednak brakuje mu tego, co w sporcie jest równie ważne.
- Andrzej jest zawodnikiem fantastycznym i dobrze wyszkolonym, ale do rywali średniej klasy. Żeby miał serce wojownika, to by bardzo dużo zwojował, ale on tego serca po prostu nie ma i to był dla niego życiowy strzał - dodał Skrzecz.
Wawrzyk przyłapany na dopingu, walka o mistrzostwo świata odwołana. "Stracić taką szansę to głupota i dziecinada. Zaczynamy się robić jak Związek Radziecki"
Press Focus / x-news
Opracował: ŁŻ