Sprawa spodni mogła nie ujrzeć światła dziennego, gdyby nie list do władz Oświęcimia. W kwietniu nadburmistrz Schoenebeck zwrócił się z prośbą o udostępnienie podarowanych siedem lat temu oryginalnych spodni więźniarskich z obozu koncentracyjnego w Buchenwaldzie. W związku z planowanymi na przyszły rok obchodami 70. rocznicy wyzwolenia od narodowego socjalizmu Niemcy planują okolicznościową wystawę, której spodnie miały być ważnym eksponatem.
W 2007 r. zostały przekazane Marszałkowi do przyszłego centrum dokumentacyjnego planowanego Kopca Pamięci i Pojednania w Oświęcimiu. To jednak dotąd nie powstało. Wiele wskazuje, że jedyną osobą, która widziała spodnie w Polsce, jest Marszałek. Chcąc udowodnić, że trafiły do magistratu, były prezydent kilka dni temu rozesłał oświadczenie, w którym zaznaczył, że po jego powrocie urząd wydał notatkę prasową, w której rozliczył się z tego, co przywiózł do kraju.
Faktycznie, w 2007 r. notatka z wizyty trafiła do mediów i ukazało się kilka artykułów na ten temat. Wynikało z niej, że miasto otrzymało kamień jako jedną z podwalin Kopca Pamięci i Pojednania. Nie było żadnej wzmianki o więźniarskich spodniach. Katarzyna Kwiecień, rzeczniczka Urzędu Miasta, która przygotowywała wówczas tę informację, twierdzi, że nie napisała o spodniach, bo o nich magistrat nic nie wiedział.
- Wszystkie informacje, które "wychodziły" z urzędu, były akceptowane przez Janusza Marszałka. Bez zatwierdzenia nie mogły być przekazane dalej - mówi Katarzyna Kwiecień.
Historycznych spodni nie widział również ówczesny przewodniczący rady miejskiej w Oświęcimiu. - Nawet o nich nie słyszałem - zapewnia Piotr Kućka, obecny radny miejski. - Nie znam też osoby, która je widziała.
Zaraz po otrzymaniu listu z Niemiec oświęcimski magistrat rozpoczął poszukiwania. Sprawdzone zostały wszystkie pomieszczenia urzędu wraz z piwnicami i komórkami. - Z poczynionych ustaleń wynika, że ten historyczny eksponat nie znajdował się i nie znajduje ani w Urzędzie Miasta, czy jednostkach mu podległych, ani także w Muzeum Auschwitz-Birkenau - zapewnia Katarzyna Kwiecień.
Janusz Marszałek od kilku dni ma wyłączony telefon komórkowy. Nie udało nam się z nim skontaktować nawet przez fundację, której jest założycielem. Wcześniej twierdził, że jemu też zależy na wyjaśnieniu sprawy.
Magistrat nie zamierzał czekać, aż Marszałek sam znajdzie spodnie, i zawiadomił prokuraturę. - Zawiadomienie o przestępstwie złożył prezydent Janusz Chwierut - informuje Mariusz Słomka, prokurator rejonowy z Oświęcimia. - Ruszyło śledztwo w sprawie kradzieży dobra o szczególnym znaczeniu dla kultury.
Za kradzież historycznego eksponatu grozi nawet do 10 lat więzienia.
Kopiec pamięci
Z inicjatywy Józefa Szajny, byłego więźnia KL Auschwitz, miał powstać kopiec z kamieni, które przywiozą turyści odwiedzający obozowe muzeum. Kopiec miał symbolizować m.in. jednoczenie się ludzi z całego świata. Janusz Marszałek chciał koordynować projekt. Łukasz Szajna, syn Józefa, po śmierci ojca i konflikcie z Marszałkiem zrezygnował ze współpracy. Wtedy Marszałek wymyślił własną koncepcję kopca.
To bardzo cenna rzecz
Dar miasta Schoenebeck ma szczególne znaczenie dla kultury. Z uwagi na jego symboliczne znaczenie, jako dowodu zbrodni hitlerowskich popełnionych w czasie II wojny światowej, jego wartość jest znaczna, ale trudna do oszacowania.
Na aukcjach internetowych co jakiś czas można trafić na takie eksponaty. Zwykle są to wyprzedawane pamiątki rodzinne. Cena podobnych spodni wystawionych na sprzedaż w 2012 r. sięgnęła 18 tys. funtów (ponad 90 tys. zł)
Więźniarskie spodnie to zabytek, który musi być przechowywany w specjalnych warunkach, zgodnie ze standardami muzealnictwa. Złe oświetlenie, temperatura powietrza czy wilgotność mogą spowodować np. utratę kolorów materiału.
WEŹ UDZIAŁ W QUIZIE "CZY JESTEŚ PRAWDZIWYM KRAKUSEM?"
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+
Artykuły, za które warto zapłacić! Sprawdź i przeczytaj
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!