Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

RPA. Sąd wypuścił z więzienia Janusza Walusia - urodzonego w Zakopanem, który dokonał zabójstwa politycznego

Łukasz Bobek
Łukasz Bobek
Zdjęcie ilustracyjne
Zdjęcie ilustracyjne Pixabay
Najsłynniejszy na czarnym lądzie zakopiańczyk – Janusz Waluś, który niemal doprowadził do wojny w Republice Południowej Afryki, wyjdzie na wolność. Sąd Konstytucyjny w Republice Południowej Afryki zdecydował o warunkowym zwolnieniu Walusia. Mężczyzna spędził więzieniu niemal 30 lat. Za polityczne zabójstwo działacza zwalczającego apartheid.

Waluś urodził się w 1953 roku w Zakopanem. Z miastem pod Giewontem nie ma jednak większych związków. Jego ojciec Tadeusz zdecydował jednak, że rodzina – matka i dwóch braci: Janusz i starszy Witold - przeniesie się do Radomia. Tam rodzina otworzyła zakład produkujący kryształy. W czasach świetności Walusiowie zatrudniali 32 pracowników. Młody Janusz pasjonował się wówczas sportami motorowymi. Ścigał się m.in. w mistrzostwach Polski, jeżdżąc fiatem 127.

Jednak pod koniec lat 70. rodzina Walusiów postawiła wyjechać z Polski. Według Michała Zichlarza, autora książki „Zabić Haniego. Historia Janusza Walusia”, rodzina Walusiów chciała dostać się do Australii, ale coś poszło nie tak i wylądowali w RPA. Najpierw dotarł tam brat Witold, potem dotarł ojciec Tadeusz. Janusz dołączył do nich w 1981 roku, tuż przed stanem wojennym.
Walusiowie w RPA się rozwinęli. Rodzina założyła tam hutę szkła, która świetnie prosperowała. Brat Witold zajął się firmą transportową, która zresztą świetnie sobie radziła.

Walczyli o władzę

Janusz błyskawicznie zaaklimatyzował się w RPA. Zaczął także angażować się w ruch polityczny (czego nie robił w Polsce, choć był naocznym świadkiem strajku w Radomiu w 1976 r.). Zaangażował się w działalność Afrykanerskiego Ruchu Oporu i Partii Konserwatywnej, której z kolei bardzo nie podobało się, że rządząca krajem Partia Narodowa godziła się na ustępstwa wobec większości czarnoskórych mieszkańców, którzy jednak mieli mniejsze prawa niż biała mniejszość. Gdy do tego okazało się, że ogromną popularność w kraju zdobywa Południowoafrykańska Partia Komunistyczna, Waluś i jego towarzysze z Ruchu Konserwatywnego powiedzieli dość.

Biali szczególnie obawiali się Chrisa Haniego, który przewodził komunistom. Był on populistą dodatkowo przeszkolonym w Moskwie. Biali bali się go. Prędzej byli w stanie zaakceptować Nelsona Mandelę z Afrykańskiego Kongresu Narodowego, który też parł do zmian, ale mówił bardziej o pojednaniu i przyjaźni.

Zabił, ale nie żałuje

W sobotę wielkanocną 10 kwietnia 1993 roku Waluś czterema strzałami z bliskiej odległości zabił Haniego na podjeździe jego domu. Zrobił to w biały dzień, o godz. 10.25. Potem spokojnie odjechał swoim fordem. Niespełna godzinę później siedział już w areszcie. W śledztwie wyszło, że nie działał sam. Współpracował z nim czołowy polityk Partii Konserwatywnej, Clive Derby-Lewis. On również został zatrzymany.

Po kilku miesiącach procesu obaj zostali skazani na karę śmierci. Po zabójstwie doszło do masowych protestów czarnoskórych obywateli RPA. Na ulice miast wyszło 1,5 miliona ludzi. Sytuację ledwo udało się opanować.

Rok później, gdy upadł apartheid, zniesiono karę śmierci. W 1997 roku Waluś stanął przed Komisją Prawdy i Pojednania, która miała rozliczyć zbrodnie apartheidu.

- Wychodził ze swojego samochodu. Wsadziłem pistolet Z88 za pasek z tyłu moich spodni i podszedłem do niego. Nie chciałem strzelać w plecy, więc zawołałem: "Mister Hani". Odwrócił się, a ja wyciągnąłem pistolet i strzeliłem w niego. Kiedy się przewracał strzeliłem drugi raz. Tym razem w głowę. Kiedy upadł na ziemię oddałem jeszcze dwa strzały w skroń. Zaraz potem wsiadłem do samochodu i odjechałem stamtąd najszybciej, jak to było możliwe – zeznawał w 1997 roku Polak.

Choć Komisja Prawdy i Pojednania miała możliwość zupełnego ułaskawienia, w przypadku Walusia nie zdecydowała się na to. 20 lat po zabójstwie mówił polskiemu reportażyście, że nie żałuje tego co zrobił. A jedynie tego, że owdowił kobietę, osierocił dzieci. Zaznaczał, że trzeba pamiętać w jakich warunkach było wtedy RPA. Przekonywał, że w kraju odbywała się wojna domowa, trzeba było działać. Dlatego on zdecydował się na ten czyn.

Zakopiańczyk nieznany

Waluś po zabójstwie Haniego stał się jednym z najsłynniejszych Polaków na Czarnym Lądzie. - Gdy pierwszy raz byłem w RPA, przewodnik górski spytał mnie skąd jestem. Gdy odpowiedziałem, że z Polski, bez wahania odpowiedział „Lecha Wałęsa i Janusz Waluś” - wspominał Zichlarz w wywiadzie dla namzalezy.pl. Do dziś jest on znienawidzony przez czarnoskórych mieszkańców RPA, bo ludzie wierzą, że Hani, gdyby żył, wprowadziłby kraj na lepsze tory. Dla białych z kolei jest bohaterem – bo powstrzymał marsza do władzy komunistów.

Tymczasem w rodzinnej Polsce niewiele osób ma pojęcie o istnieniu Walusia. W Zakopanem niemal nikt o nim nie słyszał. - Nazwisko Waluś nie jest mi obce. Kojarzy się z naszym regionem. Ale o Januszu Walusie w ogóle nie słyszałem – mówi Jan Karpiel-Bułecka, zakopiański muzyk i regionalista.

Przed rokiem jego rodzina – m.in. córka – zorganizowała zbiórkę finansów na pomoc prawną dla ojca – by ten mógł wyjść z więzienia w RPA.

W ostatni poniedziałek to się udało. Sąd zdecydował o zwolnieniu Walusia z więzienia. Ten powinien odzyskać wolność w przeciągu kilku dni.

od 16 latprzemoc
Wideo

CBŚP na Pomorzu zlikwidowało ogromną fabrykę „kryształu”

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska