WIDEO: Krótki wywiad
Pokrzywdzona, majętna mieszkanka Krakowa Ewa G. w czasie wakacji 2018 r. wyjechała do Szklarskiej Poręby. Nie miała pojęcia, że 26 lipca o 10.22 do salonu Play w Grodzisku Mazowieckim zgłosiła się inna kobieta i przedstawiła się jako Ewa G., podała swój numer telefonu i przekonała pracownika, że karta SIM nie działa jak należy i chciała jej duplikatu. Po reklamacji dokonano wymiany karty SIM dla jej numeru abonenckiego. Jeszcze tego samego dnia oszuści dzięki tak zdobytej karcie SIM i wiedzy na temat numeru rachunku bankowego pokrzywdzonej dokonali autoryzacji przelewu z konta Ewy G. i na rachunek Roberta P. przelali 400 tys. zł.
Mężczyzna, mieszkaniec Milanówka pod Warszawą, swój rachunek otworzył 23 lipca w banku pod Krakowem. Specjalnie w tym celu przyjechał do tej niedużej placówki. Zawarł umowę na prowadzenie rachunku z dostępem do bankowości internetowej i obsługę konta przez sms.
Następnego dnia 24 lipca Robert P. znów był w banku i sprawdzał, czy wpłynęły na jego rachunek środki, ale pracownik odpowiedział mu, że konto jest puste. Przybył więc do banku kilka godzin później i wówczas okazało się, że ktoś Robertowi P. jednak wysłał 19 500 zł z tytułem przelewu „Zadatek za akt notarialny”. Chciał wypłacić całość, ale po uwadze pracownika, że powinno coś być na rachunku mężczyzna faktycznie zostawił sobie 5 zł i pobrał resztę, czyli 19 495 zł. Zapowiedział przy okazji, że następnego dnia spodziewa się większej sumy rzędu 600 tys. zł, którą chciałby wypłacić w gotówce. Dowiedział się, że od ręki to nie będzie możliwe, ale dzień później, czyli 26 lipca może podjąć taką sumę.
Pracownik obsługujący Roberta P. powiadomił organy kontrolne, że coś nie gra z tym klientem i uczuleni na taki sygnał kontrolerzy zdecydowały o zablokowaniu pieniędzy, gdyby wpłynęły na rachunek Roberta P. Zachodziło podejrzenie „prania brudnej kasy”.
Ewa G., choć miło spędzała czas na wczasach w Sudetach, 26 lipca zalogowała się na swoje konto bankowe o godzinie 10.30 i stwierdziła, że przelano z niego pieniądze, mimo iż tego nie autoryzowała ze swojego telefonu. O godzinie 11.01 zgłosiła reklamację na infolinię banku i zablokowała też u operatora numer komórki. O 11.30 skradzione jej pieniądze wpłynęły jednak na rachunek Roberta P. Pół godziny później mężczyzna zjawił się w placówce banku, by pobrać gotówkę. Zatrzymali go policjanci, gdy złożył dyspozycję wypłaty, ale jeszcze niczego nie dostał do ręki nie licząc kajdanek, w które go zakuto.
44-latek był wielokrotnie karany, przyznał się do założenia rachunku i przyjęcia kasy, ale nie mówił, że wie czy to przestępstwo. Opowiadał, że kilka tygodni wcześniej poznał w Warszawie kobietę, która przedstawiła mu się jako Ewa G. i obiecała pomoc finansową, gdy on przyjmie sporą kasę na swój rachunek. - Mówiła, że jest w trakcie rozwodu i nie chce się dzielić gotówką z mężem. Zgodziłem się na jej propozycję, bo dała mi 500 zł – wyjaśniał podejrzany. Sąd uznał, że to bajeczka dla naiwnych i skazał Roberta P. na półtora roku więzienia za nielegalne pranie pieniędzy.
- Choć nie doszło do wypłaty środków to nie można tolerować takich zachowań, które pozwalają wytrawnemu przestępcy uniknąć odpowiedzialności - napisał sąd w uzasadnieniu wyroku. Zwrócił uwagę, że Robert P. jest sprawcą niepoprawnym, a jego demoralizacja ma charakter postępujący. - Oskarżony ukrywa fakty mogące doprowadzić do bezpośredniego sprawcy przestępstwa, z którym pozostawał w stałym kontakcie, co wynika z korelacji czasowej między działaniami wspólnika, a Roberta P. - stwierdził sąd. Mimo apelacji obrony, która chciała niższej kary dla klient Sąd Apelacyjny w Krakowie i utrzymał ten wyrok w mocy. Jest już prawomocny.
- Sekrety stadionu Wisły Kraków. Nieznane zakamarki! [ZDJĘCIA]
- Tu wiedzą, jak się "polewa". Wsie z alkoholem w nazwie
- Czy znasz tablice rejestracyjne z Małopolski? [QUIZ]
- GIS ostrzega przed koronawirusem. Sprawdź listę krajów
- A może zamieszkać na wsi? Wystarczy niespełna 100 tys. zł!
- Jak Trasa Łagiewnicka zmieni Kraków? Zobacz jej wizualizacje
