Aldona P. przedstawiała jako pani mecenas z Krakowa, podawała nazwisko i adres kancelarii prawnej. Jeździła po Małopolsce i nabierała ludzi. Prawdziwa adwokatka do tej pory odbiera telefony od poszkodowanych i musi się tłumaczyć, że także jest ofiarą sprytnej oszustki.
Faktycznie uwzięła się na krakowską adwokatkę i konsekwentnie się pod nią podszywa naciągając ludzi. Jak to się odbywa może świadczyć przykład z Wadowic. Aldona P. pojawiła się tam w saloniku prasowym. Była zaaferowana i pod wpływem silnych emocji. Przedstawiła się jako adwokat z Krakowa. Poprosiła o pracownicę saloniku prasowego o kontakt z szefową.
- Miałam stłuczkę z autem z prowadzonym praz 17-latka bez prawa jazdy. Brakuje mi 200 złotych by zapłacić za lawetę, która holowała mój pojazd. Mój mąż od 2 lat jest waszym klientem, kupuje tu gazety Proszę mi pożyczyć tę kwotę – błagała. Pokrzywdzona ulitowała się nad losem pani adwokat. Tym bardziej, że kobieta napisała oświadczenie, że odda pożyczoną sumę z nawiązką, w sumie z 1000 złotych.
Szefowa saloniku sprawdziła, że faktycznie taka adwokatka pracuje pod Wawelem i ma tam kancelarię, telefony, fax i adres mailowy. Poratowała kobietę w potrzebie sumą 500 zł. Następnego dnia zatelefonowała do kancelarii adwokatki. Wtedy się dowiedziała, że jest jedną z wielu oszukanych osób.
- To się zaczęło gdzieś pod koniec 2012 r. i nie mam pojęcia dlaczego ta kobieta się na mnie uwzięła - opowiada krakowska adwokat. Aldona P. nigdy nie była jej klientką, pracownicą jej kancelarii, nigdy się osobiście nie spotkały, nie miał konfliktu, sporu, po prostu nic.
- Potem zaczęły się zgłaszać kolejne poszkodowane osoby. Były ich dziesiątki. Tak to trwa już ponad pięć lat - przyznaje udręczona kobieta. Aldona P. nic sobie nie robi z kolejnych wyroków skazujących. Miał już wyroki za wykroczenie w postaci podawania się na za osobę zaufania publicznego, czyli adwokata i przywłaszczenie sobie tytułu zawodowego. Potem sypnęły się skazania za oszustwa, ale i kradzież, jazdę autem pod wpływem alkoholu, nie płacenie za pobyty w hotelach.
Wyroki wydawały sądy w Zakopanem, Nowym Sączu, Myślenicach, Wadowicach i Krakowie. Ofiarą sprytnej 35-latki padły sklepowe, pracownice restauracji, biura turystycznego, sklepu medycznego, weterynarz, obsługa stacji benzynowych, managerowie w knajpach. Wręczali jej kwoty od 50 do 700 zł, nigdy ich nie oddawała, za każdym razem zostawiała pisemne oświadczenie, że spłaci pożyczoną sumę.
Gdy Aldona P. w końcu trafiła za kratki wykorzystała z okazji, że pracowała poza murami więzienia i już nie wróciła do celi. Prokuratura ogłosiła za nią poszukiwania i w końcu pani się odnalazła w Zakopanem, gdy próbowała znaną metodą oszukać jednego z piekarzy. Tu jej się nie upiekło i musiała wrócić za kratki.
KONIECZNIE SPRAWDŹ: