Do aniołków, 52-letni dziś Palczewski, nie należał. - Byłem raczej dość energiczny, co często przysparzało rodziców o ból głowy. Musieli używać argumentów, nie tylko słownych, by krnąbrną duszę wyprostować - opowiada. Czasem zdarzało się robić nauczycielom kawały, ale jakie, tego Palczewski za nic nie chce przyznać. Z pewnością w podstawówce w Bolęcinie pod Chrzanowem nic pedagogom nie dosypywał do kawy, ani nie dopisywał sobie ocen w dzienniku.
- Takie metody nie były wówczas znane, to byłoby zbyt nowoczesne - stwierdza.
Czasem na naukę w podstawówce brakowało czasu, bo było za dużo gry w piłkę, jazdy na rowerze. Jemu samemu nie zdarzyło się ściągać na lekcjach, ale doskonale wiedział, gdy już został pedagogiem, kiedy robili to jego podopieczni. - Mam różne techniki rozpoznawania, czy uczeń napisał pracę samodzielnie - opowiada Palczewski.
- Nauczyciel powinien tak zainteresować ucznia przedmiotem, że klasówki będzie pisał z rozkoszą - dodaje. Za to nigdy nie wagarował. - Pochodzę z rodziny bardzo konserwatywnej, w której panowała zasada, że traktujemy się poważnie. Rodzicom nie wypadało przysparzać stresu - mówi. Mimo swej energicznej natury, już pod koniec szkoły podstawowej stał się spokojnym uczniem.
- Gdzieś w siódmej, ósmej klasie zacząłem przejawiać zainteresowania edukacyjne - opowiada. I przez cały czas nauki był zafascynowany historią.
Przyszły kurator oświaty w młodości nie marzył o karierze pedagoga. Na studia w Wyższej Szkole Pedagogicznej, poszedł, bo fascynowała go historia. Później w 1983 roku wyjechał do Jaworzna, by tam pracować jako nauczyciel historii w szkole podstawowej. W 1984 r. wrócił do Krakowa. Bardzo szybko, bo już jako 30-latek, został dyrektorem szkoły zawodowej. Później kierował innymi placówkami.
W swojej karierze pracował już w kuratorium oświaty w Krakowie, gdzie przez 8 lat przewodniczył Komisji Dyscyplinarnej dla Nauczycieli. Jednak później coś go podkusiło i w 2005 roku wystartował w konkursie na dyrektora słynnego I LO w Krakowie.
- Praca w tej szkole to wspaniały okres -mówi. Uczniowie "Jedynki" lekcje Palczewskiego zapamiętali jako ciekawe wykłady, podczas których nie zapominał o anegdotkach. Uczniowie pamiętają, że na tablicy niestety bazgrolił.
- Gdy chciał zapisać jakieś zdanie, zapisywał tylko jedno słowo, później były jakieś kreski. Pisał też skrótami. Na przykład AZP znaczy Austriacy zaatakowali Polskę - opowiada Tomasz Kruczek z III klasy.