Już wiadomo, że utrudnienia znacznie się przeciągną w czasie, bo Przedsiębiorstwo Napraw Infrastruktury (PNI), które wygrało przetarg na naprawę torowiska, ogłosiło upadłość. Teraz PKP Polskie Linie Kolejowe muszą szukać nowego wykonawcy, który upora się z zadaniem do końca 2015 roku, by zdążyć z rozliczeniem unijnej dotacji. Szanse na to są niewielkie.
- Kontrakt na modernizację trasy Sosnowiec Jęzor - Kraków Towarowa jest obecnie jednym z najtrudniejszych realizowanych przez PKP PLK. Ze względu na swoją sytuację jeden z wykonawców - PNI wstrzymał roboty - przyznaje Maciej Dutkiewicz, rzecznik Centrum Realizacji Inwestycji PKP PLK. Zaznacza, że kolej cały czas prowadzi rozmowy z PNI na temat możliwości dokończenia tej inwestycji. Na razie bezskutecznie. Zarówno prace projektowe, jak i same prace budowlane stoją.
- Nasze kilkumiesięczne intensywne zabiegi o kontynuację inwestycji nie spotykają się z pozytywną odpowiedzią ze strony PNI - przyznaje Maciej Dutkiewicz.
Jeśli sytuacji nie uda się rozwiązać i prace szybko nie ruszą, kolej może stracić część dofinansowania unijnego. To z kolei może skutkować tym, że w przyszłości trudniej będzie ubiegać się o kolejne pieniądze z budżetu Unii Europejskiej.
- Robimy wszystko, by zapobiec temu czarnemu scenariuszowi i nie rozczarować pasażerów - zapewnia rzecznik Dutkiewicz.
Pasażerów nie obchodzą jednak kulisy inwestycji, ale jedynie to, by podróż koleją była szybka i wygodna. Na razie przypomina ona raczej horror.
Anna Bogus z Trzebini co dzień dojeżdża pociągiem na uczelnię w stolicy Małopolski. W ciągu ostatniego tygodnia spóźniła się na wykłady tylko trzykrotnie. - Pociąg miejscami wlecze się z prędkością około dwudziestu kilometrów na godzinę. Niespełna czterdzieści kilometrów z Trzebini pokonuje w ponad godzinę, a nawet półtorej. To absurd - denerwuje się kobieta. Kilka dni temu przesiadła się do autobusu.
- Busy z kolei są tak zapchane, że trudno nawet wejść do środka, nie mówiąc o godzinnej jeździe z przygarbioną głową - żali się kobieta.
Mimo wszystko woli przemęczyć się w ciasnym pojeżdzie i zdążyć do szkoly na czas, niż tracić go w przestronnych i coraz bardziej pustych wagonach.
Przytakuje jej Ozer Yildirim, który przed dwoma laty przyleciał z Turcji do Krakowa. Od kilku tygodni co dzień dojeżdża do pracy w Trzebini. - By zdążyć na siódmą rano muszę wyjść z domu przed godziną piątą - mówi. Nie może zrozumieć, dlaczego odcinek trasy, który samochodem pokonuje się w pół godziny, pociągiem trwa trzy razy tyle.
- Paliwo jest zbyt drogie na codzienne dojazdy. Do minibusa już raz się nie zmieściłem, a autobusy miejskie nie kursują w tym kierunku już wcale - denerwuje si Ozer. Uważa, że na czas utrudnień kolej powinna znacząco obniżyć ceny biletów.
Patryk Mamot z Chrzanowa, który dojeżdża do Krakowa do pracy, przypomina, że gruntowny remont torowiska z Krakowa do Katowic miał początkowo trwać do 2014 roku, a nie 2015. Kolej chwaliła się, że pociągi będą mogły pokonywać trasę z prędkością 160 km/h.
- Jeśli w ogóle uda się doprowadzić inwestycję do końca, to i tak do tego czasu większość pasażerów na dobre pożegna się z koleją - uważa mężczyzna.
Wspomina, że jeszcze kilka lat temu z Trzebini do Krakowa, nawet osobówką, jechało się tylko... 40 minut.
Tajemnice dawnych więzień [ARCHIWALNE ZDJĘCIA]
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
