Spektakl “Performance”, to kontynuacja spektaklu “The Underground Man”, gdzie widzowie byli odizolowani od aktorów. Kluczową rolę spełniała kamera ustawiona na środku konstrukcji dzięki której widzowie mogli oglądać na monitorach grę aktorów.
- Pandemia była szczególną sytuacją, którą postanowiliśmy przełożyć na formę i zamknąć aktorów, odizolować ich od reszty. Powstał spektakl wyjątkowy nie tylko na czas pandemii - wspomina pierwszą wersję spektaklu opartego na “Notatkach z podziemia" autorstwa Fiodora Dostojewskiego, prof. Zbigniew Bajek z Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie. - To była specyficzna i awangardowa struktura. Była to struktura muru, czegoś trwałego ale murszejącego - dodaje.
Na szczęście czasy pandemii i związanej z nią izolacji miną. Reżyser spektaklu postanowił także zmienić spektakl, dostosować do czasu, w którym żyjemy. - Dzięki Bogu ten czas się skończył, ale został niepokój związany z pytaniami, które Dostojewski stawia. Tak ważnymi pytaniami. Jednym z nich jest to: czy człowiek jest w stanie wytrzymać prawdę o sobie samym? Czy człowiek jest w stanie wytrzymać, przeżyć prawdę o sobie samym? To jest tak bolesne, że chętnie uciekamy w kłamstwo. Nie chodzi o to, że świat nas okłamuje, ale że my sami siebie okłamujemy. Temat prawdy. Czy stać nas na to by być uczciwymi wobec samych siebie - mówi Andrzej Dziuk, reżyser i dyrektor Teatru im. Stanisława Ignacego Witkiewicza w Zakopanem. - Co się dzieje z człowiekiem, który nie jest zdolny do miłości? Człowiek niezdolny do miłości nie akceptuje samego siebie. Ta niezdolność do miłowania staje się zarazą. Konsekwencją tego jest nie tylko pustka, ale agresja i nienawiść. To jest groźne. Tych pytań jest znacznie więcej - dodaje reżyser spektaklu “Performance”.
Twarda konstrukcja dzieląca aktorów i widzów zostaje zamieniona na delikatną i zwiewną tkaninę. - W wyniku wielu rozmów pojawiła się formuła organicznego tworu, jak wyjętego z macicy z otwartą luźną i przestrzenną formą. Stąd te luźne znaki, ślady na ścianach tego wnętrza. Stąd ta taka bardzo niestatyczna materia ścian. One ruszają się wraz z przesuwającymi się ludźmi, wchodzą w ruch - mówi o scenografii prof. Zbigniew Bajek.
Do wnętrza świata aktorów zostają zaproszeni widzowie. Spektakl jest bardzo kameralny, bo znajduje się tam jedynie 36 miejsc. Aktorzy rozpoczynają od umycia rąk sobie, a następnie wchodzą w interakcję z widzami myjąc ich ręce w misie z wodą. Główny aktor zaprasza przybyłych na spektakl do swojego wewnętrznego świata przemyśleń i zwierzeń.
- Bohater Performancu na podstawie Dostojewskiego jest człowiekiem narodzonym, a z drugiej strony nienarodzonym. Niezdolnym do życia, do współżycia z innymi ludźmi. To wpuszczenie ludzi do tego kokonu, który stworzył Zbigniew Bajek, profesor APS w Krakowie jest niesamowite. Te kolorowe bryzgi. To jakbyśmy znaleźli się na sali operacyjnej, na położnictwie. Ktoś tak bardzo boi się świata, że nie chce się narodzić. Wpuszczenie ludzi, którzy wcześniej byli na zewnątrz, z jednej strony zbliża, a z drugiej zostaje to co było kluczem, czyli kamera. Ja nie zwracam się do widzów bezpośrednio. Ja czuję ich obecność, czuje ich oddech, ich byt. To z jednej strony mnie otwiera, a z drugiej strony uświadamia jak bardzo jesteśmy daleko od siebie. W tym świecie strasznie się od siebie izolujemy, ulegamy podszeptom, modom. Na koniec pada coś przerażającego, że niedługo znajdziemy sposób, żeby się rodzić jakoś tak z idei. Wstydzimy się swojego ciała, wstydzimy się człowieczeństwa, cielesności. Wszystkiego się wstydźmy, wszystko nas zamyka. To jest coś przerażającego - mówi o swoich odczuciach Andrzej Bienias, aktor Teatru Witkacego.
Zmiana formy spektaklu spowodowała także zmianę gry aktorskiej. - To jest zupełnie inny sposób przekazu. Ta bliskość powoduje, że nie muszę walić w ścianę, nie musisz krzyczeć. Jest to bardziej intymne. Krzyk jest wewnętrzny. Niezależnie od tego czy jest to teatr, czy życie, to krzyk zawsze jest w środku. Emocjonalny krzyk zawsze jest ten sam. W spektaklu mówi wiele o samotności, o głupocie, o bólu, o rozumie i instynkcie. Nie chciałem, żeby widz poczuł się obarczony moimi przemyśleniami, a pomyślał, że nie wszystko jest skończone. Ten spektakl powinien być nadzieję, powinien uświadomić, że nie jest źle. Tylko uświadom sobie jak może być za chwilę. To nam przyświecało, żebyśmy nie bali się drugiego człowieka. W spektaklu bohater bierze wszystko na siebie, to ja, ja … Zwracanie się do widza jest tylko formą. To ja muszę zmierzyć się sam z sobą. Jeżeli nauczymy się przez siebie ratować ten świat nie oskarżając drugiej osoby, to jest nadzieja. Nie szukajmy na siłę wrogów, problemów tylko nauczmy się żyć - mówi Andrzej Bienias i daje częściowo odpowiedzi na pytania, które bohater spektaklu sam sobie zadaje.
- Tanie szczęście, albo wzniosłe cierpienie? To jest pytanie bez odpowiedzi. Na to pytanie nie ma odpowiedzi. W teatrze nie są ważne odpowiedzi. Ważne są pytania, które nie stawiają diagnozy, tylko człowiek zaczyna myśleć, odczuwać i zastanawiać się nad światem, najbliższymi osobami. To każdy sam musi sobie odpowiedzieć czy tanie szczęście, czy wzniosłe cierpienie. To jest walka rozum z sercem. Jeżeli pod koniec życia sobie uzmysłowimy, że całe życie ciężko pracowaliśmy i nic nie mamy, to pojawia się pytanie po co to robiłem? Jeżeli żyłem, kochałem, to materialnie nic nie mam, ale mam ludzi wokół siebie, to co najważniejsze - zaznacza Andrzej Bienias.
Spokój, mało ludzi i piękne widoki. Zakopiańska Antałówka za...
