– Fajnie się mówi po wygranych meczach, gorzej po przegranych – powiedział Piotr Mandrysz. – My przegraliśmy mecz na własne życzenie. Trzy z czterech bramek padły po błędach, jakich w ekstraklasie nie wolno popełniać. Niestety, my je dzisiaj popełniliśmy, przeciwnik to skrzętnie wykorzystał i wygrał. Ubolewam, że nie udało nam się zdobyć chociaż punktu. Taka jest jednak piłka. Raz się wygrywa, raz się przegrywa i trzeba umieć z tym żyć. Niestety, jak wyszliśmy na drugą połowę z nastawieniem, że po tej kontaktowej bramce spróbujemy odwrócić losy spotkania, to zrobiliśmy stratę na środku boiska. I to spowodowało, że trzeba było gonić dwie bramki. Kontaktowy gol z karnego wlał w nas nadzieję, ale minutę później znowu… Ten mecz trochę przypominał jesienne spotkanie z Piastem. Tam było 3:5, tutaj 2:4. Nie chcę, żeby to zabrzmiało, że przegraliśmy przez sędziego, bo daleki jestem od tego. Przegraliśmy, bo popełniliśmy kardynalne błędy, ale przy 2:4 był drugi ewidentny rzut karny dla nas. Chcę przypomnieć, że nawet na mistrzostwach świata nasz sędzia, Alojzy Jarguz w 1978 roku podyktował trzy rzuty karne. Więc jeżeli są trzy, to gwiżdże się trzy. Jeżeli pięć, to pięć. Nie patrzmy na to, że jak jeden był, to drugiego już nie można zagwizdać. Oczywiście karny to nie jest gol, ale Dawid Sołdecki jest wybitnym specjalistą w tej dziedzinie i być może znowu wlałby w nasze serca nadzieje. Niestety, tak się nie stało. Później wprawdzie gnietliśmy, przypomnę, że były jeszcze dwa słupki i raz obrońca wybił piłkę z linii bramkowej. To spokojnie wystarczało na to, żeby to spotkanie przynajmniej zremisować. Niestety, nie udało nam się. Gratuluję zespołowi Wisły.
Wisła Kraków przerywa fatalną passę! Zwycięstwo „Białej Gwia...