Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Po 12 latach w szpitalu Mietek wrócił do domu

Katarzyna Janiszewska
Mietek jest zagorzałym fanem Cracovii. Nie może też żyć bez laptopa. Uwielbia gry komputerowe
Mietek jest zagorzałym fanem Cracovii. Nie może też żyć bez laptopa. Uwielbia gry komputerowe Jakub Popiel
Sufit, cztery ściany, telewizor. Tyle. Przez 12 lat szpitalna sala była całym światem dla Mietka Piwowarczyka. Chłopak choruje na zanik mięśni. Jak odnajduje się po powrocie do domu?

Ostrzegali mnie, że nie będzie lekko. Że mówi, co myśli prosto z mostu, że może być szorstki, obcesowy. I był. Ale co zrobić? Taki jego urok. - No nie, masakra - przywitał mnie. - Mówiłem, że lubię, jak coś się dzieje, ale bez przesady. Za dużo już was tutaj. Nie chce mi się gadać.
Wcale też nie chciało mu się wracać do domu w Zawadce pod Tymbarkiem.

Na oddziale neurologii Dziecięcego Szpitala Uniwersyteckiego w Prokocimiu był ulubieńcem pań pielęgniarek i panów doktorów. W jednej chwili całe jego życie zmieniło się o 180 stopni: rytm dnia, otaczający go ludzie. Nie przywykł jeszcze do nowej rzeczywistości. - W szpitalu wszystko było zaplanowane - mówi Mietek Piwowarczyk. - Cisza nocna i w ogóle. Było fajnie, bo był ruch, pacjenci się zmieniali, ciągle coś nowego. Tu mam na miejscu rodziców, ale nie mam kolegów. Cóż, wszystko się kiedyś zmienia - dodaje sentencjonalnie.

Dobry, ułożony syn nie zabija swojego ojca

Co jak co, ale z nowego pokoju Mietek jest zadowolony: cały niebieski, z wymalowanymi emblematami piłkarskiej drużyny - Cracovii. W poniedziałek chłopak był na stadionie, dostał koszulkę z podpisami piłkarzy. Teraz wisi ona na honorowym miejscu. Już z przedpokoju słychać głośną muzykę. Peja rapuje o tym, że "gdy pisze życiówkę, to nie kłamie, prawdę gada, a szajsu nie poskłada, nawet gdybyś o to błagał". Na łóżku pod oknem leży drobna postać. Na tle niebieskich ścian mocno odbija się blada twarz Mietka. Jest i laptop, z którym chłopak się nie rozstaje. Choć jest przykuty do łóżka, ma mnóstwo przyjaciół. I ciągle przybywa mu nowych. - Już mnie odwiedzali sąsiedzi - chwali się. - Ale na razie to bym chciał trochę świętego spokoju - ucina.

Mietek od urodzenia cierpi na dystrofię mięśniową. W wyniku choroby stopniowo zanikają wszystkie mięśnie. Również te odpowiedzialne za oddychanie. Kiedy trafił do szpitala miał niecałe sześć lat. Wtedy jeszcze chodził, ale już pojawiły się problemy z mową. Miał zostać tylko na badania. Na 12 lat szpital stał się jego domem. W tym czasie dwa razy opuścił jego mury: kiedy mama zabrała go na huśtawki w parku przed szpitalem. Drugim razem chciał zobaczyć budujący się hipermarket Tesco. Dziś wytrzymuje bez respiratora zaledwie kilka minut.

- Rehabilitację traktował jak coś normalnego, była wpisana w jego życie jak śniadanie, czy obiad - mówi dr Anna Świerczyńska. - Ale rehabilitacja to nie cudotwórstwo. Ważne, by jak najdłużej utrzymać sprawność - tłumaczy. W listopadzie chłopak kończy 18 lat. To dlatego musiał opuścić szpital dziecięcy. Miał dwie opcje: Zakład Opiekuńczo-Leczniczy, a w nim wegetacja i pewnie powolna degradacja psychiczna, albo powrót do domu. Ale, żeby wrócić, trzeba mieć dokąd.
Dzięki pomocy znajomych rodzina Piwowarczyków przeprowadziła się do nowego domu, przystosowanego do potrzeb Mietka. Obowiązki pielęgniarki przejęła mama.

- Już umiem obsługiwać aparat, więc jakoś dam radę - mówi Lucyna Piwowarczyk. - Codziennie muszę syna przewinąć, nakarmić, umyć. W nocy prawie nie śpię, a jeśli już, to lekkim snem. Sprawdzam, czy niczego nie potrzebuje. Ale nie została z tym wszystkim sama. Chłopcem zajmuje się też Małopolskie Hospicjum dla Dzieci. - Mietek to rozpieszczony łobuziak - śmieje się dr Krzysztof Nawrocki, który poznał go dwa tygodnie temu. - Typowy prezes, umie ludzi porozstawiać po kątach. Cały personel owinął sobie wokół palca. Jest przyzwyczajony, że wszystko dzieje się na jego zawołanie. A tak serio, to normalny, młody chłopak. Jest wyszczekany, posługuje się szorstkim językiem, ale wyraża celne opinie. To taka forma obrony.
Nie tylko Mietkowi jest trudno. Życie na oddziale neurologii kręciło się wokół niego. Teraz personel szpitala i nauczyciele nie mogą znaleźć sobie miejsca. - No tak, to prawda, że Mietek nami rządził, ale robił to z wdziękiem. Był nie tylko pacjentem, czy uczniem. To nasz przyjaciel, członek rodziny - mówią zgodnym chórem. - Wyobrażacie sobie, jak to będzie iść przez oddział XIX i nie zajrzeć do Mietka? - zastanawia się Agnieszka Głuch, polonistka. - Nawet mi nie mów! Przechodziłem tamtędy, to tylko głowę odwróciłem - Tomasz Adamek, nauczyciel geografii, nawet nie stara się ukryć emocji.
W całym szpitalu nie było chyba osoby, która będąc na neurologii nie wpadłaby do sali nr 311. - Poznawał po chodzie moje drewniaczki - opowiada wzruszona Monika Gieroń, nauczycielka chemii.
Zawsze był towarzyski, wielu pacjentów, którzy skończyli leczenie, nadal go odwiedzało. Nie lubił zostawać sam, w jego sali było pełno dzieciaków. Ciekawy świata. Nauczycielom zadawał sto pytań na minutę.

Porwanie, wypadek czy ucieczka? Losy Krzyśka nadal nieznane

- To ścisły umysł - twierdzi Anna Pyrek, polonistka. - Świetnie gra w szachy, błyskotliwie rozgrywa partie. Lubi rywalizację. Co więcej, sam nauczył się grać. A to rozrywka dla ludzi inteligentnych, skupionych - podkreśla. Lekcje historii były dostosowane do tego, czym się interesuje. Chciał słuchać o wojnach, polach bitewnych, ruchach wojsk. Ale i tak najbardziej lubił chemię. Z niecierpliwością czekał na doświadczenia. Pytał: kiedy będą kolejne wybuchy? Na lekcję geografii miał raz przygotować referat o tym, jak wygląda rolnictwo w regionie, z którego pochodzi. Tak bardzo chciał dobrze wypaść, że zaangażował do pomocy cały zespół nauczycielski.

- Ale wyszło świetnie, naprawdę - chwali Tomasz Adamek. - To była znakomita praca, na wysokim poziomie. Gusta kulinarne ma skonkretyzowane: nie lubi słodyczy. Woli potrawy ostre, słone. Miał ochotę na spaghetti? Zaraz zjawiała się pani Ania ze słoiczkiem. Pasztet na święta piekł pan Tomek. W specjalnym menu dla specjalnego pacjenta było wszystko: pizza, kotlety, pierogi z mięsem, rosołek. - Rodzice, którzy są tu z dziećmi, przynoszą im, co tylko chcą - podkreśla Anna Pyrek. - Maluch nie zje tego, to idą do baru na dół po coś innego. On tego nie miał, był skazany na kuchnię szpitalną.

Jest estetą. Na sali zawsze musiał panować idealny porządek: miało być czysto, kołdra równo poskładana, zero bałaganu w szafce, czy na półkach. Doskonale pamiętał co, gdzie stało i wymagał, by wszystko odstawiać na miejsce. - Zwracał uwagę na szczegóły - wspomina Monika Gieroń. - Zauważał, że zmieniło się fryzurę, że makijaż miałam na oku we wtorek. Zawsze witał się słowami: co tam u ciebie? Kolejne słynne powiedzonko: mam pomysła, albo: i co pan jeszcze powie?
Ale aniołkiem Mietek nigdy nie był i nie jest. Potrafi zakląć, a jakże, albo nawet puścić wiązankę taką, że uszy puchną. Jak każdy normalny młody chłopak, w którym buzują hormony.

- A co ma zrobić? Nie odwróci się, nie pójdzie sobie - mówi Tomasz Adamek. - To jedyna forma buntu. Potrafił mieć takie dąsy, że trudno wytrzymać. Czekałem tylko, żeby skończyć lekcję i wychodziłem. Coś tam się w nim kotłowało. Taka hardość życia. Pani Anna: Kiedyś opowiadał mi o chłopcu, który go zdenerwował. I mówi: jakbym mógł, tak bym go kopnął w dupę! To znaczy, że ma świadomość swoich ograniczeń. Mietek nigdy nie pozostawał obojętny. Albo coś mu się podobało, albo był wściekły.

Kumple Mietka (bo tak zwykł mawiać o nauczycielach i personelu) martwią się jak to będzie: czy Mietek zaaklimatyzuje się w nowym miejscu? W szpitalu czuł się bezpiecznie, obok była pielęgniarka, do której mógł zwrócić się o pomoc. Było mnóstwo nowych ludzi, ruch. A tu nagle dom, którego nie pamięta, rodzina, z którą miał raczej niewielki kontakt, spokój, cisza. Teraz jeszcze jest zainteresowanie. Ale co będzie, jak opadnie? Nuda, to najgorsze, co może spotkać chłopca. - Nie pozwolimy na to, nie zostawimy go - mówią nauczyciele Mietka. - Przynajmniej raz w miesiącu ktoś z nas będzie go odwiedzał. Zaproponowaliśmy mu, żeby prowadził bloga. I chyba nawet mu się ten pomysł spodobał.

Nie spodobało mu się za to, że internet w domu za wolno chodzi, a telewizor nie ma podpiętej anteny. - No i co ja teraz będę robił? - pytał doktora, kiedy wszyscy już odjechali. - Mówię: odpocznij, masz laptopa, gry - opowiada dr Krzysztof Nawrocki. - A on na to, że jest już godz. 17, w szpitalu zawsze oglądał o tej porze telewizję. Mietek się po prostu boi, że w domu coś nie wypali. Ale nie okazuje strachu, tylko agresję. To taka przykrywka. Doskonale wie, jakie ma perspektywy. Choroba postępuje. Nie ma co liczyć na poprawę.

A może to Ciebie szukamy? Zostań**miss internetu**województwa małopolskiego
Brutalne zbrodnie, zuchwałe kradzieże, tragiczne wypadki. Wejdź na**kryminalnamalopolska.pl60 tysięcy złotych do wygrania. Sprawdź jak. Wejdź na**www.szumowski.eu
Sportowetempo.pl**U nas wszystko gra.**

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska