https://gazetakrakowska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Po interwencji "GK" sąd zmienił wyrok

Łukasz Jaje
Jak się okazało, Misiaszkowie opiekowali się myszołowem
Jak się okazało, Misiaszkowie opiekowali się myszołowem Łukasz Jaje
Bogdan Misiaszek jest niewinny. Mężczyznę, który uratował rannego ptaka, pierwotnie skazano za... jego przetrzymywanie. Po odwołaniu od krzywdzącego wyroku, dąbrowski sąd dokładniej przyjrzał się sprawie i uniewinnił mieszkańca Skrzynki koło Szczucina. Historię absurdalnego wyroku opisaliśmy 15 listopada ubiegłego roku.

O sprawie pisaliśmy TUTAJ

- Sprawiedliwości stało się zadość - komentuje Stanisław Misiaszek, ojciec skazanego.

Mężczyźni znaleźli rannego ptaka w trawie. Zabrali go do domu, aby mu pomóc. O sprawie powiadomili leśniczego. Ten nie zdążył obejrzeć drapieżnika, gdyż wcześniej na posesji Misiaszków pojawili się policjanci. Jeden z funkcjonariuszy dostrzegł ptaka. Stwierdził, że jest to jastrząb. Bogdan Misiaszek został wezwany na policję, gdzie usłyszał zarzuty za przetrzymywanie chronionego zwierzęcia .

- Policjant pisał to, co chciał. W końcu, dla świętego spokoju, podpisałem zeznanie, które było wielkim kłamstwem - tłumaczy Bogdan Misiaszek. W efekcie dąbrowski sąd, bez rozprawy skazał go na 100-złotową grzywnę i dodatkowe opłaty.
Zbulwersowani Misiaszkowie odwołali się od wyroku. Tym razem dąbrowski sąd przeprowadził rozprawę i przesłuchał świadków. Bogdan Misiaszek został uniewinniony.

O absurdalności całej sprawy najlepiej świadczy fakt, iż fachowcy z Uniwersytetu Rolniczego stwierdzili, że ptak nie jest jastrzębiem, ale myszołowem...

- Ta kontrowersyjna sprawa nie miałaby miejsca, gdyby w aktach znalazły się okoliczności, jakie przedstawiono w czasie rozprawy. Zeznania z policji nie pozostawiały wątpliwości co do winy - tłumaczy Tomasz Kozioł, rzecznik prasowy Sądu Okręgowego w Tarnowie.

Dąbrowska policja od nas dowiedziała się o uniewinnieniu Bogdana Misiaczka.

Funkcjonariuszowi z ornitologicznym zacięciem nie grożą konsekwencje.

- Nie otrzymaliśmy od sądu żadnych uwag dotyczących nieprawidłowości podczas śledztwa. Na razie nie będziemy podejmować żadnych działań - kończy Bogusław Pyszny z dąbrowskiej policji.

Czytaj też: SOR odesłał matkę z dzieckiem, bo nie było pediatry

Trwa plebiscyt na Superpsa! Zobacz zgłoszonych kandydatów i oddaj głos!

Wybieramy najpiękniejszy kościół Tarnowa. Sprawdź aktualne wyniki!

Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Komentarze 3

Komentowanie zostało tymczasowo wyłączone.

Podaj powód zgłoszenia

G
Garry
Gdyby policja z taką pasją zaczęła ścigać prawdziwych przestępców, to może byłoby z niej więcej pożytku. Najlepiej robić wielkie halo z powodu ptaszka, niezależnie jakby się zwał. Ale o nie szczepieniu przeciw wściekliźnie psów, kotów policja nie chce słyszeć.
s
szumowina
Przykro mi,ale zarówno ten tekst,jak i poprzedni,budzi nie tylko moje zdumienie, ale i sprzeciw.W kwestii merytorycznej: nie ma w Polsce dwóch gatunków jastrzębi, jak napisano..Jest tylko jeden: jastrżab zwyczajny, zwany tez gołebiarzem.Ptak ten polega ochronie gatunkowej ścisłej.Co to oznacza?
Gatunkowa ochrona zwierząt to jedna z form ochrony przyrody przyjęta w ustawie o ochronie przyrody. W stosunku do dziko występujących zwierząt objętych ochroną gatunkową wprowadzone są następujące zakazy: zabijania, okaleczania, chwytania, transportu, pozyskiwania, przetrzymywania, posiadania żywych zwierząt,( podkr. moje) posiadania zwierząt martwych lub ich części, niszczenie siedlisk i ostoi, wybieranie, posiadanie oraz przechowywanie jaj i inne.
Policjanci mieli zgodną z prawem wiedzę,że ptak podlega ochronie i nie wolno go trzymać w obejściu.Nawet jeśli pomylili gatunki, i jastrzab okazał się być myszołowem zwyczajnym: oba te gatunki podlegają ochronie gatunkowej ścisłej. Sąd postąpił słusznie, karząc człowieka, który.byc może w dobrej intencji, myszołoowi „pomagał” i go „ratowął”.Pytanie:jakie miał do tego uprawenienia, czy znał biologie ptaka,jego dietę ( myszy,ptaki,nawet małego kota potrafi w stanie wolnym myszołów upolowa i wątpię, by go tym właśnie odzywiano.A czasem ptaki trzymane w niewoli padaja z powodu niełasciwej karmy!)..
Prawo jest prawem i wyraźnie stanowi,ze „chwytanie, transport, przetrzymywanie i posiadanie” chronionego ptaka jest zabronione i podlega karze!
Jestem w stanie zrozumieć zdumienie ukaranego,sąsiadów i autora artykułu.Ale,tak na marginesie: jakie kompetencje w ratowanaiu zdrowia i zycia okaleczonego dzikiego ptaka miał mieszkaniec Skrzynki? Czy był weterynarzem? Rozumiem też,.że mógł nie mieć złych intencji i chciał ptakowi pomóc.I że nie wiedział,jak należy postąpić. No cóż,nieznajomośc prawa szkodzi.To stara rzymska zasada,obowiązująca do dziś.
Oczywiście, o nic nie posadzam tego obwinionego.Ale przypominam sobie przypadki kłusowników, złapanych na goracym uczynku:tłumaczyli się wtedy, że „właśnie zdejmują wnyki,w które wpadł zając, i po zdjęciu z wnyków chcieli go uwolnić” Szlachetna intencja?Jak najbardziej.Jeżeli to co mówili, to prawda....Być może to i racja.Ale prawo stanowi w takim przypadku- i należy je znać- że o przypadku złapania się zwierzecia we wnyki należy powiadomić służbę leśną, leśniczego, ew. policję.Nie wolno działać na własną ręke mimo-być może- dobrych intencji.Właśnie dlatego nie wolno, aby nie być posądzonym o kłusownictwo...
Ta sprawa ma także inny wymiar. Zdarza się, zwłaszcza w przypadku osób mieszkających gdzies pod lasem- że spotykaja oni ” zagubioną” sarenkę. (dziennikarze często mylą gatunki i piszą w takich przypadkach o...”jelonku”, czyli małym jeleniu.) W odruchu dobrego serca, przygarną ją do domu.Błąd!Sarenka nie zaginęła,oddaliła się jedynie od mamy,która jednak miała ją na oku.Zabranie jej do domu,karmienie,hdowanie jest zabronione także dlatego,że zwierzę takie jest już stracone: nie wróci do życia na wolności, bo zatraciło instynkt szukania pokarmu.Jeśli to samiec, czyli tzw. koziołek, rogacz- to gdy wydorośleje staje się w okresie rui agresywny także wobec swych ” wybawców” i atakuje ich, co nierzadko źle się kończy. Najcześciej taka kiedyś mała sarneka zostaje potem w obejściu zabita dla mięsa.A ,jak głosi prawo-”zwierzyna w stanie wolnym jest własnością państwa”.
Przypadek z jastrzębiem, ktgóry okazłą się myszołowem, na pierwszy rzut oka wydaje się niesprawiedliwy dla tych, którzy go ”ocalili”.Na drugi-już nie.Ci ludzie postąpili wbrew prawu.Dla jakich powodów sąd zmienił zdanie- doprawdy nie wiem...Powinien, ewentualnie, odstąpić od wymierzenia kary ze względu na znikomą szkodliwość czynu.W konkluzji:nie ma co obrażać się na policjantów i sąd. Mieli rację!
n
niestety polak
Czyli kolejna farsa w wykonaniu sądów i polcji w Polsce, tych ludzi należy leczyć psychiatrycznie , wielu z nich nie nadaje się do pracy w polcji i w sądach jak i w prokuraturze!!! Dobrze, że w drugiej instancji znalazł sie ktoś rzetelny, uczciwy i myślący!!! Teraz ten Pan winiem założyć sprawę policji o fałszywe oskarżenia i żądać odszkodowania za straty finansowe i straty moralne!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska