Czytaj też: Bezwzględny stolarz oszukał niepełnosprawną kobietę
Potrzebna jest rehabilitacja, na którą jej nie stać. - Zarabiam w sklepie tylko tysiąc złotych, z których muszę wyżywić pięcioosobową rodzinę - żali się kobieta.
W dniu zdarzenia wracała z synem z badania tomografem komputerowym. - Szliśmy w kierunku przystanku autobusowego, samym krajem jezdni, bo nie ma tam chodnika - relacjonuje. Nagle poczuła ostre pieczenie stopy. - Jakby słoń stanął mi na palce - wspomina. Zauważyła przed sobą czarny samochód kombi i kobietę, która wychyliła się z okna. - Spytała tylko czy mogę chodzić. W szoku poruszałam szybko stopą. Nie zdążyłam odpowiedzieć, a pani odjechała - opowiada.
Zanim pani Marzena dokuśtykała do przystanku, noga spuchła jej jak balon. Sąsiadka i syn pomogli jej dojść do domu. Zimowy but, po którym przejechał samochód, przypomina dziś naleśnik. Są na nim nadal ślady opon. Jeszcze tego samego dnia starszy syn zawiózł ją do chirurga. Noga wprawdzie nie jest złamana, ale mocno potłuczona i wymaga rehabilitacji. - Dwa tygodnie przesiedziałam w gipsie na zwolnieniu lekarskim. To kilkaset złotych mniej do wypłaty. Do tego 300 złotych straciłam na maści, leki przeciwbólowe i opaskę uciskową. Nie liczę nowiutkich skórzanych butów - denerwuje się pani Marzena.
O zdarzeniu powiadomiła policję, ale dopiero trzy tygodnie po zajściu. Liczyła, że noga się zagoi i nie będzie sprawy. Teraz jednak postanowiła odnaleźć sprawcę swego bólu. Zrobiła także własne małe śledztwo. Sąsiadka, która była świadkiem zajścia, dowiedziała się, że kobieta, która ją najechała, przyjechała odebrać swe dziecko ze szpitala. Z oddziału dziecięcego wypisano wtedy siedmioro dzieci. Policja nie powinna mieć problemu z ustaleniem ich tożsamości i odnalezieniem właścicielki czarnego kombi. Każdy kto może naprowadzić na trop może dzwonić do pani Marzeny pod numer 509 938 641.
Policja szuka
Robert Matyasik, rzecznik chrzanowskiej policji, przyznaje, że mundurowi badają tę sprawę.
- Najpierw musimy przesłuchać świadków i strony zdarzenia - informuje rzecznik Matyasik. Mundurowi wezmą pod uwagę wszystkie ewentualności, np. taką, czy poszkodowana nie wtargnęła na jezdnię oraz czy osoba za kierownicą zatrzymała się po zajściu. Może się okazać, że panie dojdą do porozumienia. Sprawa może jednak skończyć się w sądzie. - Wtedy to właśnie sąd orzeknie czy poszkodowanej należy się odszkodowanie, a jeśli tak, to w jakiej kwocie - zaznacza Robert Matyasik. Efekty śledztwa w tej sprawie powinny być znane już w przyszłym tygodniu.
Trwa plebiscyt "Superpies, Superkot!". Zgłoś swojego zwierzaka i zgarnij dla niego nagrody!
Euro 2012 coraz bliżej! Zobacz, co będzie się działo w Krakowie
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!