Pan Szymon (nazwisko do wiadomości redakcji) zgłosił się do "Gazety Krakowskiej" z fatalnym serkiem i prośbą, by sprawę nagłośnić.
- Jestem rodowitym zakopiańczykiem i góralem i nigdy przedtem nie kupowałem oscypków na ulicy, tylko zawsze w bacówce - tłumaczy pan Szymon. - Ale w ten czwartek poszedłem na targowisko po śliwki i tak zachciało mi się oscypka, że stwierdziłem, a co tam, przecież się nie otruję. Chyba jak na ironię!
Przeszedł wszystkie stoiska i wybrał to, gdzie serki wydawały mu się najładniejsze. - Sprzedawczyni nie dała mi tego z wystawy, ale sięgnęła pod ladę i tam serek zapakowała - opowiada.
Gdy pan Szymon rozpakował w domu serek, ten wydał mu się podejrzany. - Spodnia część była całkiem roztopiona, na papierze została taka brązowa maź. Odkroiłem tę zewnętrzną warstwę i zjadłem trzy plasterki - przyznaje nasz rozmówca. - W nocy rozbolał mnie brzuch i miałem biegunkę. Jestem pewny, że to od tego serka.
Pan Szymon próbował też zainteresować sprawą zakopiański sanepid, ale, jak mówi, chyba bez rezultatu. - Zadzwoniłem w piątek, ale usłyszałem, że pani zajmująca się tym jest w terenie, ale na pewno do mnie oddzwoni. Dziś jest poniedziałek i nic - mówi zakopiańczyk.
Dyrektor zakopiańskiego sanepidu Adam Radko uważa, że to nie było zatrucie, ale raczej... autosugestia. - Pracuję w stacji od 24 lat i jeszcze nigdy nie spotkałem się z tym, by ktoś zatruł się oscypkiem - zaznacza dyrektor Radko. Według niego, sposób robienia góralskich serków oraz bakterie, które zawierają, uniemożliwiają zatrucie. - To pojedynczy przypadek, my się takimi nie zajmujemy. Ten pan powinien zgłosić się do lekarza, aby stwierdzić, czy to rzeczywiście jest zatrucie - radzi dyrektor sanepidu.
Baca Kazimierz Furczoń także zarzeka się, że góralskimi serkami nikt się nie zatruje. - Siedzą te serki na słońcu, to pleśń może się i pojawiła - mówi Furczoń. - Jedna pleśń może zaszkodzić, inna nie. Moim zdaniem to zatrucie nie było. Mógł mu jedynie serek siąść na żołądku.
Turyści mówią, że najwyższy już czas, by wreszcie serki trafiły do chłodziarek, szczególnie w takie upały, jak te ostatnio.
- Smród taki od tych serków, że aż mdli - zauważa pani Elżbieta, turystka z Opola.
Co o tym sądzą górale i turyści?
Agnieszka Oleska z Poznania
Według mnie, wszelkie jedzenie powinno być na Krupówkach sprzedawane z lodówek. Wiadomo przecież, że w słońcu, gdy czasami temperatura sięga 40 albo i więcej stopni, to jedzenie szybko się psuje. Nie rozumiem, dlaczego akurat sprzedawcy oscypków mają być objęci innym prawem niż pozostali sprzedawcy jedzenia. Przecież sery też się psują.
Marta Kondracka ze Stalowej Woli
Ja lubię serki, ale te białe, niewędzone. Jak tylko jestem głodna, kupię taki mały. Jeszcze nigdy nie zdarzyło mi się, żebym się po zjedzeniu źle poczuła. Jestem często w Zakopanem, być może więc mój organizm przyzwyczaił się do tego środowiska. Ale podzielam pogląd, że dla pewności sprzedawcy mogliby sery trzymać w lodówkach.
Maria Gawlak z Zakopanego
Góralskie sery były dobre, ale dawniej, a nie teraz. Dzisiaj ludzie robią masówkę, by sprzedać jak najwięcej. Nie interesuje ich jakość. Ja bym się bała zjeść taki oscypek z targowiska. Jak trzeba, to lecę na bacówkę.
Marcin Bogucki z Warszawy
Ja bym nie kupił serów, ale tylko tych sprzedawanych przy drodze.