FLESZ - Rosjanie ostrzelali okolice Lwowa

Maria S. działała w opozycji od 1968 r., była polonistką w krakowskim liceum. 12 grudnia 1981 r. przed północą w chwili ogłoszenia stanu wojennego ją i męża Dionizego R. przyszli zatrzymać dwaj mężczyźni z karabinami, kobieta i dwóch nieumundurowanych funkcjonariuszy. Goście krzyczeli : „wasze rządy już się skończyły i będziecie gnić”.
Maria S. nie wzięła nic cieplejszego do ubrania, bo była przekonana, że to zwykłe zatrzymanie na 24 godziny. Męża wypuszczono nad ranem z Białego Domku, a Maria S. trafiła do zimnej, małej celi Komendy Wojewódzkiej Milicji w Krakowie przy ul. Mogilskiej. Bliscy dopiero po kilku dniach dowiedzieli się, gdzie jest trzymana.
Temperatura w piwnicach w komendzie sięgała 5 stopni, a zatrzymanej kazano rozbierać się do naga. Nie było środków higienicznych, możliwości umycia się, potrzeby załatwiano do wiadra. W kilkuosobowej celi internowane kobiety kuliły się z zimna i wzajemnie ogrzewały. W takich warunkach pogłębiły się dolegliwości Marii S. związane z chorobą nerek, nie miała leków i fachowej opieki medycznej. Bała się też o los chorej 14-letniej córki.
30 grudnia 1981 r. Marię S. przewieziono do więzienia w Kielcach, tam w styczniu 1982 r. miała pierwsze widzenie z rodziną. Wcześniej pokazywano jej fałszywe wyniki badań córki, by zmusić internowaną do podpisania tzw. lojalki.
Z Kielc trafiła do ośrodka internowania w Gołdapi. W czasie 14-godzinnego transportu kobiety zaczęły domagać się przystanku na załatwienie potrzeb fizjologicznych. Więźniarka stanęła w środku lasu, a tam stał szpaler żołnierzy z bronią. Internowane były przerażona, że czeka je rozstrzelanie. Nieoczekiwanie jeden z mundurowych rzucił do transportowanych pań komendę: sikać.
W Gołdapi, blisko wschodniej granicy kraju, ośrodek internowania był na co dzień miejscem wypoczynku pracowników TVP, warunki były dobre, choć internowane bały się wywiezienia do ZSRR. Kadra była bardzo surowa i karała kobiety za najmniejsze wykroczenie. Maria S. słuchała tam potajemnie Radia Wolna Europa, bo jeden radioodbiornik funkcjonariuszom SB ukradła jej koleżanka, obie przepisywały ręcznie zasłyszane wiadomości i rozdawały innym zatrzymanym gazetkę Gołdapianka.
Następnie Maria S. trafiła do ośrodka w Darłówku, a w końcu do zakładu karnego w Łodzi. Była ciężko chora na nerki, ale nie zgadzała się na operację w warunkach więziennych. Dostała ultimatum: albo koniec internowania i proces karny, albo wyjazd za granicę bez możliwości powrotu. Z uwagi na stan zdrowia wybrała emigrację z rodziną do USA. Wróciła do Polski już po przemianach w 1989 r. W 2006. wydały z córką swoje wspomnienia, które osobno pisały w stanie wojennym.
W 2008 r. wywalczyła 25 tys. za krzywdy, a po jej śmierci na sepsę w 2011 r. mąż i córka starali się o zadośćuczynienie za krzywdy Marii S. i chcieli po 100 tys. zł. Dionizy R. nie doczekał wyroku, zmarł w sierpniu 2021 r. Teraz sąd przyznał rację jego córce i ostatecznie 120 tys. zł za krzywdy matki w stanie wojennym.
- Te osoby nie powinny pić mleka. Jeżeli masz te przypadłości, ogranicz picie mleka
- To są objawy nadmiaru soli w organizmie. Zobacz niebezpieczne skutki uboczne
- Co zużywa najwięcej prądu w domu? Pralka, ładowarka a może lodówka? Sprawdź!
- W Krakowie powstaje handlowe monstrum. Już widać zarys! [ZDJĘCIA Z DRONA]
- Kąpielisko na Zakrzówku zmieniło się całkowicie. Czy na lepsze?