Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Polacy, którzy grali z Pele: Tego się nie zapomina

Jerzy Filipiuk
Jerzy Filipiuk
IMAGO/SVEN SIMON/Imago Sport and News/East News
Pele, legenda futbolu. Niektórzy polscy zawodnicy mieli okazję i przyjemność spotkać się z nim na boisku, a nawet grać razem w jednym zespole. Wszyscy wspominają go z wielkim szacunkiem.

Wpatrywałem się w Pelego jak w tęczę. Mimo woli próbowałem kopiować jego zagrania. Oczywiście niewiele z tego wychodziło, ale nauczyłem się bardzo dużo - tak spotkanie z brazylijskim napastnikiem wspominał Włodzimierz Lubański w swej drugiej biografii. Kiedy mierzył się z Pele, wtedy już dwukrotnym mistrzem świata, miał zaledwie 19 lat.

- Patrzyłem na Pelego z dużym podziwem, obserwowałem jak swobodnie porusza się na boisku, jak operuje piłką. Brazylijczycy imponowali techniką, spokojem. To była wielka klasa. Zapamiętałem także niezwykle dużo kibiców na trybunach (ponad 130 tysięcy - przyp.) i... liściastą murawę - mówi nam Lubański, jeden z najlepszych polskich piłkarzy w historii.

Przeciwko Pelemu zagrał 8 czerwca 1966 roku na największym stadionie globu Maracanie w Rio de Janeiro, gdzie nasza reprezentacja spotkała się z Brazylią. Gospodarze, przygotowujący się do mistrzostw świata w Anglii, wygrali 2:1.

Gole dla Brazylii zdobyli Silva i słynny prawoskrzydłowy Garrincha. Mariana Szeję, naszego bramkarza, Pele nie pokonał. Przeszkodził mu w tym m.in. Stanisław Oślizło, inna wielka postać polskiej piłki.

- Parę „główek” udało mi się z nim wygrać. Zanim zacząłem grać w piłkę nożną, do 18. roku życia uprawiałem siatkówkę, byłem więc bardzo skoczny, w dodatku nie faulowałem. Po jednym z wygranych przeze mnie pojedynków Pele klepnął mnie w ramię i powiedział „bueno, bueno”, czyli „dobrze, dobrze”. To było bardzo sympatyczne z jego strony, dlatego zapamiętałem ten gest - opowiada Oślizło.

Pele już wtedy, w wieku zaledwie 26 lat, miał status futbolowego boga.

Król ziemi, słońca i planet

„Król ziemi, słońca i wszystkich planet, boski Pele strzelił tak piekielnie mocno swoją głową, której mogliby mu pozazdrościć najwięksi, że gdyby piłka nie zatrzymała się w siatce, to z pewnością przeleciałaby jak pocisk armatni nad Atlantykiem do Europy” - tak w swych pamiętnikach, drukowanych w latach 70. przez katowicki „Sport”, cytował Lubański brazylijskie gazety, które czytał, gdy grał w Ameryce Płd.

O tym, kim Pele był dla swych kibiców, świadczyła choćby scenka sprzed meczu Brazylii z Polską, o której opowiada Oślizło.

- Wyszliśmy z szatni na korytarz, skąd razem z Brazylijczykami mieliśmy udać się korytarzem na murawę. Nie było jednak sędziego. Tymczasem Brazylijczyków zaczęło... ubywać. Ktoś poszedł zobaczyć, co się dzieje. Okazało się, że większość naszych rywali była już na boisku. Jako ostatni pojawił się Pele. Usłyszeliśmy ryk widowni i okrzyk spikera najpierw „Edson Arantes do Nascimento”, a potem - ciągnący jego przydomek jak Michael Buffer (słynny amerykański konferansjer bokserski - przyp.) - „Peleeeeeeeeeeeee!!!”. A on wbiegł na murawę, podniósł ręce, pozdrawiał kibiców - wspomina Oślizło. Po meczu wymienił się koszulką z obrońcą Djalmą Santosem. A bezcenną koszulkę Pelego zdobył autor gola dla Polski Jan Liberda.

Oślizło przyznaje, że choć Pele nie był wtedy w swojej najlepszej formie, podziwiał jego grę i zachowanie na boisku.

- Nie strzelił bramki, na którą czekali kibice, mimo to nie próbował jakichś sztuczek, faulować, oszukać sędziego, wywrzeć na niego presję. Trudno się gra przeciwko zawodnikowi, któremu piłka klei się do nogi. Trzeba było wyczekać na dobry moment, by próbować go powstrzymać - wspomina.

Wyglądał jak posąg z brązu

W 1975 roku w Brukseli odbył się pożegnalny mecz Paula van Himsta. Anderlecht wygrał 8:3 z „reprezentacją świata”, w której bramce do przerwy stał Jan Tomaszewski.

- Grałem razem między innymi z Pele i Eusebio. Choć obaj nie strzelili rzutów karnych, była to wielka promocja futbolu, bo wystąpiły jeszcze takie gwiazdy jak Cruyff, Amancio czy Altafini - mówi Tomaszewski.

Jak wspomina spotkanie z Pele?

- Mam dwa wspomnienia. Pierwsze z szatni, gdy zobaczyłem go, jak się przebierał. Wyglądał jak posąg z brązu. Tak fantastycznie był zbudowany. Widać było jego każdy mięsień. To był człowiek-cyborg. I drugie wspomnienie. Po meczu wychodziliśmy do autokaru. Otoczyli nas łowcy autografów. Gdy jednak wyszedł Pele, wszyscy rzucili się do niego. A on przez 40 minut rozdawał autografy. Gdy Eusebio denerwował się, że tak długo musieliśmy na niego czekać, Pele powiedział, że to kibice zrobili z niego króla futbolu i dlatego jest ich dłużnikiem. Bez nich byłby nikim. Na pomeczowej kolacji poprosiłem Pelego o autograf. Dał mi go i napisał „dla mojego przyjaciela” - opowiada z dumą Tomaszewski.

Rok wcześniej, po MŚ w RFN, w których nasza drużyna zajęła trzecie miejsce, a „Tomek” obronił dwa rzuty karne, Pele uznał Polaka za najlepszego bramkarza globu.

- Sprawiło mi to wielką satysfakcję, bo nie była to opinia dziennikarza, ale ocena króla futbolu. Kiedyś w ankiecie - na pytanie, z kim chciałbym się kiedyś spotkać, napisałem, że z Pele. I po latach moje marzenie się spełniło - mówi jeden z najlepszych polskich bramkarzy w historii.

Tomaszewski miał okazję zagrać z Pele w jednej drużynie także na Łużnikach w Moskwie w 1989 roku w meczu gwiazd z Dinamo, z okazji 60. rocznicy urodzin najlepszego bramkarza XX wieku Lwa Jaszyna.

Uśmiechnięty Brazylijczyk

Przeciw królowi futbolu grał też Stanisław Terlecki, jeden z wielkich talentów polskiej piłki, któremu najpierw kontuzja, a potem dyskwalifikacja przeszkodziły w występie na mundialach w 1978 i 1982 roku. W 1983 roku podpisał kontrakt z Cosmosem Nowy Jork. Na konferencji prasowej odpowiadał na pytania razem właśnie z Pele, który grał w Cosmosie w latach 1975-1977.

Gdy Terlecki występował w nowojorskim klubie, Brazylijczyk jeździł z drużyną na mecze, rozpoczynał je kopnięciem piłki, był nadal wielką atrakcją dla kibiców.

Terlecki zagrał przeciw Pelemu w pokazowym meczu, w którym Stary Cosmos (także z Franzem Beckenbauerem i Carlosem Alberto w składzie) na Giants Stadium przegrał z Nowym Cosmosem 3:6.

Patrzyłem na Pelego z dużym podziwem, obserwowałem, jak swobodnie się porusza na boisku, jak operuje piłką- mówi Lubański

„Pele wyszedł tylko na połówkę, ale jakie to miało znaczenie, skoro mogłem przeciwko niemu zagrać” - wspominał Terlecki w swej autobiografii. Podkreślał, że charakterystyczny dla Pelego był... uśmiech, który „w ogóle nie schodził mu z twarzy”.

W 1975 roku w Cosmosie razem z Pele występował bramkarz Bronisław „Jerry” Sularz, który pochodził z Wałbrzycha. Piłkarską karierę rozpoczął dopiero podczas studiów w USA. Potem grał w Górniku Wałbrzych, a w latach 1973-1975 w Cosmosie. Właśnie podczas swego ostatniego sezonu w nowojorskim klubie, w którym rozegrał 32 mecze, spotkał słynnego Brazylijczyka.

Podawał z zamkniętymi oczami

Razem z Pele i przeciwko niemu grał wychowanek Cracovii, urodzony w Nowym Sączu, Janusz Kowalik. Były świetny napastnik w 1976 roku wystąpił w ekipie Teamu America, grającej w turnieju zorganizowanym z okazji 200-lecia USA. Jego drużyna w Waszyngtonie przegrała z Włochami 0:4 i w Filadelfii z Anglią 1:3, a w Seattle zremisowała z Brazylią 0:0. W dwóch pierwszych meczach Kowalik tworzył atak wraz z Pele i Giorgio Chinaglią (Brazylijczyk nie zagrał przeciwko swoim rodakom).

- W meczu z Włochami krył mnie Marco Tardelli (późniejszy mistrz świata - przyp.), ale ja miałem koło siebie Pelego, który potrafił zagrać mi piłkę z zamkniętymi oczami. Po jego podaniu znalazłem się w sytuacji sam na sam z Dino Zoffem i go pokonałem. Sędzia najpierw uznał gola, a potem go, niestety, anulował - opowiada Kowalik.

Gdy występował w Chicago, grał przeciw Pelemu. I to jak...

- Pamiętam mecz w 1976 roku, przed którym w gazetach zachęcano do przyjścia na trybuny, żeby zobaczyć Pelego w akcji. Z Cosmosem graliśmy w Chicago. Na stadionie pojawiło się 28 tysięcy widzów. Wygraliśmy 4:1. Ja strzeliłem dwie bramki i miałem dwie asysty. Pele nie zdobył gola. Gazety pisały potem, że ukradłem mu show - wspomina nie bez dumy Kowalik.

Kowalik spotkał się z Pele po wielu latach w Brazylii, dokąd często jeździł w sprawach menedżerskich.

- Oczywiście poznał mnie, bo pamięta wszystkich piłkarzy, z którymi grał. Spotkaliśmy się w jego biurze w Santosie, zjedliśmy obiad w klubie - opowiada Kowalik.

Zdjęcia, autografy, wywiad i film

Pelego mieli szczęście spotkać i inni ludzie, różnie związani z polskim futbolem.

W 1974 r. w uroczystym otwarciu mistrzostw świata w RFN wzięła udział Maryla Rodowicz, wykonując z Silną Grupą pod Wezwaniem piosenkę „Futbol”, specjalnie skomponowaną na tę okazję. Wyszła z ogromnej piłki, usytuowanej na stadionie, z gitarą w rękach, ubrana jak hippiska.

- Po meczu Polski z Argentyną przechodziłam przez boisko. Szedł tam także Pele. Jeden z fotografów zauważył go i poprosił, żeby się zatrzymał. I zrobił nam wspólne zdjęcie - wspomina Rodowicz.

Cztery lata później podczas mundialu w Argentynie z królem futbolu spotkał się znakomity komentator Bohdan Tomaszewski. I to nie w roli dziennikarza, ale... udzielającego wywiadu Brazylijczykowi. Naszego rodaka poprosiła o to wenezuelska telewizja. „Redaktor” Pele rozmawiał z nim przed meczem Polski z Brazylią w drugiej fazie MŚ. Tomaszewski mile wspominał to spotkanie.

Były as reprezentacji i Legii Warszawa Kazimierz Deyna zagrał z Pele w filmie Johna Houstona „Ucieczka do zwycięstwa”, który opowiadał historię meczu między alianckimi więźniami a niemiecką drużyną. W filmie, który miał premierę w 1981 roku, zagrali m.in. słynni aktorzy Michael Caine, Max von Sydow i Sylvester Stallone oraz inni - obok Brazylijczyka i Polaka - znakomici piłkarze, w tym Bobby Moore, wspomniany van Himst i Osvaldo Ardiles.

Andrzej „Bobo” Bobowski, niekoronowany (choć z dumą noszący koronę) król polskich kibiców spotkał Pelego kilka razy. Podczas turnieju Euro 1996 w Anglii miał okazję rozmawiać i zrobić sobie zdjęcie z Brazylijczykiem, który dał mu autograf na bilecie z meczu Holandia - Włochy. To jedna z jego wielu cennych pamiątek. Jak każda od króla futbolu...

Pele najlepszy!

Czy Pele to najlepszy gracz w historii futbolu? A może lepszy był Diego Maradona lub jest Lionel Messi? Janusz Kowalik nie ma wątpliwości: - Kiedy pierwszy raz wyszliśmy na trening podczas zgrupowania przed turniejem z okazji 200-lecia USA, każdy z nas myślał, że coś potrafi. Gdy pojawił się Pele, mieliśmy kompleksy, że przy nim jesteśmy zerem. Pele to jedyny na świecie piłkarz, który nie miał wad. Świetnie grał prawą i lewą nogą oraz głową. Był dynamiczny, bardzo szybki, skoczny, zwrotny. Miał znakomity przegląd sytuacji na boisku. Imponował techniką i opanowaniem piłki. Był perfekcyjny w każdym elemencie gry. Tymczasem na przykład Maradona grał tylko lewą nogą, a Messi nie gra tak dobrze głową. Dlatego uważam, że na miano króla futbolu zasługuje tylko jeden gracz - Pele.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Maksym Chłań: Awans przyjdzie jeśli będziemy skoncentrowani

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska