To obrazek, który chcielibyśmy z tych mistrzostw zapamiętać. Zwarte grupy Polaków – pierwsza największa, bo kilkutysięczna – które idą przez centrum miasta i dają przykład, jak należy dopingować swoją drużynę. Specjalnie dla Polaków policja zamknęła jedną z głównych arterii miasta – Avenue du Prado. Informacja, że wszyscy byli trzeźwi, byłaby przesadą, ale obyło się bez większych problemów. Nawet zapalane race zostały przyjęte przez służby porządkowe ze zrozumieniem.
Przed oczami od razu stanęła inna scena, której byliśmy świadkami dawno temu. W 1998 roku, gdy Holandia grała z Brazylią w półfinale mistrzostwa świata, podobna fala, tylko pomarańczowa wylewała się w drugą stronę - od stadionu do plaży Prado. Wrażenie było wtedy ogromne, ale dzisiaj polscy kibice w niczym Holendrom nie ustępują. I widać to było wczoraj w Marsylii na każdym kroku.
Miasto, które na co dzień ocieka błękitem, bo taki kolor najbardziej pasuje do miejscowego Olympique’u, przybrało tym razem barwy biało-czerwone. Aby nie robić przykrości naszym wschodnim sąsiadom, dopiszmy od razu, że żółte ukraińskie koszulki też się pojawiały, ale jednak były zdecydowanie mniej widoczne. Tę bitwę wygraliśmy w cuglach.