Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Policyjny samosąd na komisariacie

Redakcja
Wojciech Ryba, stróż kamienicy i dorywczy robotnik, został przywieziony do szpitala w stanie niemal agonalnym, przy całkowitej utracie przytomności z licznymi ranami tłuczonymi na całym ciele. Ryba spędził ostatnią noc, wraz z dwoma innymi wyrobnikami, na pompowaniu wody z placu Rybnego do zakładu łaziennego Urischa.

Po skończonej robocie odniósł jeszcze worek gruszek handlarce Emilii Meierhof na rynek i postanowił wrócić do domu. W drodze natknął się na zgubioną przez jakiegoś Żyda solidnie wyglądającą lisiurę i czym prędzej schował ją za pazuchę. Jak potem twierdził - miał nadzieję na dobry wykup, bo był przekonany, że lisiura należała do jakiegoś bogatego chasyda.

Sztrajmla, czyli owa lisiura, była nowa i szyta z sobolich skórek, co nadawało jej sporej wartości. Wobec tak szczęśliwego trafu Ryba postanowił nieco wypocząć, a potem przepić zarobione w nocy pieniądze, mając oczywiście na uwadze spory zysk ze znaleziska. Po przespaniu dwóch godzin zakupił spore ilości wódki i jak większość stróżów przystąpił w samotności do wypitku.

Około godziny pierwszej popołudniu przyszedł do Ryby jegomość żydowskiej religii i zażądał wzięcie go do spółki w kwestii znalezionego nakrycia głowy. Ryba stanowczo zakwestionował propozycję i nachalnego Żyda spuścił kopniakami ze schodów, na co ten zapowiedział, że oto udaje się na policję zgłosić pospolitą kradzież ze wskazaniem na Rybę jako złodzieja.

Stróż nic sobie nie robił z pogróżek i spokojnie powrócił do samotnej biesiady. Niebawem do drzwi zapukał miejscowy policjant, niejaki Bobola, widząc, że Ryba jest w stanie zataczającym, zagwizdał na kolegę, by odtransportować pijanego na posterunek. Ryba usilnie wzbraniał się przed aresztowaniem, ale kilka ciosów w głowę skutecznie pozbawiło go woli.

Cała tragedia rozegrała się już na posterunku. Wszystkim wiadomo, że wchodzący w progi policji muszą zostawić na zewnątrz wszelkie nadzieje, ale Ryba był nieco zachwiany po wódce i zaczął się niepotrzebnie odgrażać. Tego funkcjonariuszom było za dużo. Najpierw policjant Bobola zarzucił aresztantowi na głowę koc i zawinął tak, by ten nie mógł się uwolnić, a następnie przyłożył mu przez plecy drewnianym taboretem. Na to kolega Boboli skoczył na leżącego Rybę i jął ugniatać jego ciało nogami, jak ugniata się w beczce kapustę, a robił to tak mocno, że było słychać trzeszczące żebra.

Ryba stracił przytomność. Panowie policjanci chwilę odpoczęli i przystąpili do drugiego aktu. Polali Rybę zimną wodą i gdy ten odzyskał świadomość, skoczyli z furią na niego i "zatańczyli". Połamali przy tym Rybie żebra, wybili kilka zębów i zmiażdżyli kolano.

W końcu zmiarkowali, że chyba nadużyli władzy i odstawili nieprzytomnego do szpitala. Tam podali, że znaleźli człowieka w tym stanie na ulicy i pewnikiem jest to jakiś miejscowy obwieś, którego ktoś solidnie pobił. Znajomy lekarz zapisał, że Ryba ma tylko kilka siniaków na ciele i nic mu nie grozi.

Rzecz cała wyszła na jaw gdy do Ryby przyszła żona i zaalarmowała prokuratora. Dyrekcja szpitala przyłączyła się do zawiadomienia i oskarżyła lekarza o współudział. Miejscowa policja poprowadziła własne śledztwo.
(za "Pogoń" - zbiory MBP)

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska