Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Polska pogrążona w olimpijskim śnie

Przemek Franczak
fot. archiwum
Czy, ogólnie rzecz biorąc, chciałby pan, żeby igrzyska olimpijskie odbyły się w Polsce? - No, ogólnie rzecz biorąc, zdecydowanie nie. - W pana miejscowości? - Ogólnie rzecz biorąc, ba, biorąc ową rzecz nawet bardzo szczegółowo, też zdecydowanie nie. - Czy jest pan za czy też przeciw organizacji zimowych igrzysk w Krakowie? - Ogólnie i szczegółowo zdecydowanie przeciw. - Czy pana zdaniem organizacja igrzysk przyniesie więcej korzyści czy strat? - Ale tak ogólnie? Bo mogę też szczegółowo. Więcej strat.

Pozwoliłem sobie publicznie odpowiedzieć na parę najważniejszych pytań z telefonicznego sondażu przeprowadzonego na zlecenie Urzędu Miasta Krakowa, bo na telefon od ankietera się nie doczekałem. Dzwonili inni, ci co zwykle: z zaproszeniem na darmowe masaże rozgrzanymi kamieniami, pokaz korzystnie wpływającej na perystaltykę jelit pościeli z wełny merynosów oraz z obietnicą podarunku, jeśli pojawię się na show producenta garnków - wszyscy bez wyjątku pytali, czy mają przyjemność z panem Przemysław Franczak, ani chybi telemarketerzy zabiją w końcu deklinację - ale ośrodka badania opinii ani słychu. Nie znalazłem się więc w elitarnej tysięcznej grupie Polaków, których entuzjastyczny proolimpijski głos posłuży teraz za fundament dalszej realizacji tego humbugu. Oponentom tej rujnującej każdy budżet i grzebiącej każde miasto w długach idei, zwanym na co dzień malkontentami, ludźmi małej wiary i ostoją wstecznictwa, będzie można teraz przed nosem zamachać opracowaniem, w którym procenty mówią, czego naród pragnie, co go kręci i co go podnieca.

Mój głos naturalnie nic by nie zmienił, prawdę mówiąc na inny werdykt rodaków nie liczyłem. Nie w sondażu, bardziej ciekaw byłbym wyników referendum, gdyby takowe w tej sprawie władze Krakowa odważyły się przeprowadzić. Ale nie ma bata, nie odważą się - przykład Monachium i sukcesu przeciwników organizacji tamój igrzysk jest zbyt świeży i zbyt wymowny.

Niewykluczone jednak, że w naszym referendum też triumfowaliby zwolennicy, mam zresztą takie wrażenie, że Polacy nie dostrzegają związku między organizowaniem igrzysk a wydawaniem publicznych pieniędzy. A w najlepszym razie sądzą, że na takich imprezach tylko się zarabia. Warto więc przypominać to do znudzenia: jako gospodarz tylko wynajmiemy scenę Międzynarodowemu Komitetowi Olimpijskiemu, którą podług jego żądań musimy przygotować (nie wyłączając takich drobiazgów jak wprowadzenie korzystnych dlań przepisów podatkowych). A potem MKOl zgarnia cały hajs (w Londynie prawie 4 miliardy euro zysku; na czysto). My zostajemy z niczym. No, może z nadwyżką narodowej dumy, podobno wypromowaną w świecie marką (w Turynie i Vancouver jakoś nie odnotowano turystycznego boomu) i długami. Bo tanie igrzyska to oksymoron. Mrzonka.

Sondażowe poparcie Polaków dla starań Krakowa – zaskakujący fakt: entuzjastów jest najwięcej poza Małopolską – trudno doprawdy wytłumaczyć czymś innym niż elementarnymi brakami w wiedzy o ekonomii. Z punktu widzenia np. gdańszczanina, krakowskie igrce powinny być całkowitą aberracją. Żeby je sfinansować – jeśli, odpukać w niemalowane, je dostaniemy – trzeba będzie przecież coś gdańszczaninowi zabrać. Państwowy budżet nie z gumy, podział środków to rokrocznie płacz, ból i zgrzytanie zębów. A że Krakowowi wyciąganie kasy ze stolicy idzie bardzo opornie, toteż igrzyska – tak się tu u nas rozumuje – sprawdzą się jako doskonały wytrych do głównego skarbca. I pieniądze na inwestycje, o które dziś nieudolnie żebrze w Warszawie małopolskie polityczne lobby, w końcu do nas popłyną. Według tej pokrętnej logiki, żeby rozwijać Kraków i realizować w nim śmiałe wizje (których podobno jest bez liku, choć ja, niewierny, akurat żadnych wizji, a tym bardziej śmiałości w nich, tu nie dostrzegam), konieczne jest zbudowane toru saneczkowego w Myślenicach. Żeby w końcu zmodernizować „zakopiankę”, co kosztować ma circa 4 miliardy złotych, trzeba zorganizować igrzyska za – lekko licząc – pięć razy więcej. A to suma, która z powietrza przecież się nie weźmie. A skąd się weźmie? Ano trochę z Suwalszczyzny, trochę ze Śląska, ciutkę z Pomorza, a na koniec z banków, które potem trzeba będzie skarmiać spłatą kredytów. Plus odsetki. Zapłacimy więc za to wszyscy. Ogólnie rzecz biorąc.

Artykuły, za które warto zapłacić! Sprawdź i przeczytaj
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska