Nasza policja ganiała się z chuliganami, którzy zamachnęli się na rosyjską ambasadę w Warszawie, godzinami. Rosyjska - ze swoimi paroma "patriotami", którzy chcieli szukać odwetu na naszym przedstawicielstwie w Moskwie, poradziła sobie w sekundy. O czym to świadczy? Równie dobrze o sprawności tamtejszych policjantów, jak i zamordyzmie panującym w okolicach Kremla, od Kaliningradu po Sachalin.
Wystudiowane, świetnie wyreżyserowane i nagłośnione na pół świata oburzenie rosyjskiej dyplomacji na wydarzenia warszawskie, z największą radością przyjęte zostało jednak w Polsce. Nasze władze przeprosić musiały, bo atakowi na ambasadę rosyjską nie potrafiły zapobiec. No i te prze- prosiny dodały naszej tzw. prawicy niezwykłej propagandowej energii.
Święte oburzenie rosyjskiej dyplomacji na wydarzenia warszawskie z największą radością przyjęte zostało w Polsce
Symboliczne mogą tu być słowa Joachima Brudzińskiego, tego słynnego politologa ze Szczecina, znanego szerzej dzięki "ruskiej trumnie". Był on łaskaw porównać Putina do rekina, a premiera Tuska do sardynki. Trudno mu odmówić racji. Kiedy wziąć pod uwagę siłę państw, którymi ci obaj politycy kierują, to porównanie jest spasowane jak karoseria mercedesa. I trzeba je pociągnąć dalej. Nasz Donald pływa po światowym oceanie wokół wielkiego żarłacza w całej ławicy podobnych mu rybek. Razem na przykład z premierem Japonii, która od wojny bezskutecznie spiera się z Rosją o Kuryle. Obok premiera Szwecji, na której wody terytorialne co jakiś czas zapuszcza się Flota Bałtycka. Towarzyszą im też wszyscy kolejni szefowie rządu brytyjskiego, na którego terytorium co chwila wybucha skandal z rosyjskimi szpiegami. Przykłady można mnożyć jeszcze długo.
Ale to prawicy nie deprymuje. Jest jasne, że gdy do władzy dojdzie PiS, to prezes tej partii stanie naprzeciwko Putina jak rekin równie wielki i przegoni go aż w głębiny Rowu Mariańskiego. Odbierze mu wrak TU--154M, śledztwo, odblokuje Cieśninę Pilawską, a może nawet rozpocznie negocjacje o granicy polsko-chińskiej na Uralu.
Warto mu jednak przypomnieć, że ostatnim naszym wodzem, który Rosjan pogonił, był Piłsudski. Ale udało mu się to zrobić dopiero wtedy, gdy bolszewicy doszli do Warszawy. I było to dawno. Od tamtego czasu jesteśmy sardynkami. I wiemy, że na rekina nie warto się rzucać z szabelką w dłoni. Tylko do prawicy ta wiedza jakoś nie dociera.
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+