Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pomóżcie mi wygrać z ciężką chorobą. Chcę zobaczyć jak dorasta mój synek

Paweł Chwał
Paweł Chwał
Andrzej Burdzy po raz pierwszy zachorował 15 lat temu. Wtedy udało się pokonać chorobę. Teraz jeszcze bardziej chce żyć - dla swojej rodziny, przyjaciół, 1,5-rocznego synka Jasia
Andrzej Burdzy po raz pierwszy zachorował 15 lat temu. Wtedy udało się pokonać chorobę. Teraz jeszcze bardziej chce żyć - dla swojej rodziny, przyjaciół, 1,5-rocznego synka Jasia archiwum prywatne
32-letni Andrzej Burdzy po raz drugi zmaga się ze złośliwym chłoniakiem. Bardzo chce żyć. Szansą dla niego jest terapia drogim lekiem. By go kupić, potrzeba ponad pół mln zł

Andrzej Burdzy ma jedno wielkie postanowienie, a właściwie noworoczne marzenie. Chce znowu cieszyć się zdrowiem ze swoją rodziną. W domu czeka na niego między innymi 1,5-roczny synek Jasiu, prawdziwe oczko w głowie tatusia.

Rak wrócił po 15 latach

32-latek już raz wygrał walkę z chłoniakiem Hodgkina, wyjątkowo złośliwym nowotworem układu limfatycznego. Raka wykryto u niego po raz pierwszy, jak miał 17 lat. - Kiedy moi rówieśnicy poznawali smak dorosłego życia, ja spędziłem rok w Instytucie Pediatrii i Klinice Hematologii w Krakowie przechodząc trudną chemioterapię i radioterapię - opisuje na swoim blogu.

Wtedy udało się jednak zatrzymać w porę rozwój choroby i na długi czas usunąć ją z życia dębiczanina. - Lekarze zapewniali nas, że jeśli choroba nie wróci po pięciu, góra dziesięciu latach, to można spokojnie uznać, że jest się wyleczonym. Gdy więc minęło dziesięć lat od dnia, kiedy Andrzej wyszedł ze szpitala, niejako symbolicznie wyciągnął z szuflady całą zgromadzoną dokumentację medyczną i ją zniszczył. Mój syn miał nadzieję, że na dobre pożegnał się z demonami przeszłości i wszystkie te wyniki badań oraz diagnozy lekarskie nie będą mu już potrzebne, że rzeczywiście wyzdrowiał - wspomina Małgorzata Burdzy.

Mama Andrzeja od 14 lat szefuje dębickiemu sztabowi Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Decyzję o zaangażowaniu się w WOŚP podjęła między innymi pod wpływem choroby syna i miesięcy spędzonych przy nim w szpitalu. W międzyczasie organizowała wiele akcji charytatywnych i pomagała innym. Teraz niespodziewanie okazało się, że szybko musi znów organizować pomoc dla swojego dziecka.

- Choroba odbiera wiele. Znikają złudzenia, a rzeczywistość sprawia, że traci się radość życia. Ale ja swoją ponownie odnalazłem, po latach... Ma na imię Kasia i jest moją żoną - podkreśla Andrzej, na co dzień właściciel firmy reklamowej. Gdy półtora roku temu urodził mu się ukochany syn Jasiu, trzymając go na swoich rękach, mówił w myślach: „ Panie Boże, proszę Cię, żeby Jaś, nigdy nie był chory tak, jak ja. A jeśli masz inny plan to ja za niego mogę jeszcze raz przejść przez to piekło. Każdy człowiek, który przeżył i widział to, co ja widziałem, zrozumie to....”

W czerwcu ożenił się ze swoją wybranką. Był szczęśliwy. Poczuł, że jego życie znów nabrało sensu i zaczęło się układać. Cios przyszedł dwa miesiące po ślubie, kiedy wyczuł na swojej klatce piersiowej guza. - Naciekająca, patologiczna zmiana guzowata, uciskająca lewe płuco. Zalecana pilna konsultacja z onkologiem! - wyniki badań rezonansem magnetycznym nie pozostawiały złudzeń.

- Jak to? Przecież chorobę miałem już za sobą! To niemożliwe! Pojawiła się złość na cały świat i pytanie dlaczego ja? Dlaczego właśnie teraz?! Wyniki badań nie pozostawiały jednak żadnych wątpliwości, że po raz drugi w życiu przyjdzie mi przechodzić przez koszmar choroby nowotworowej. Pomyślałem: nie mogę się załamać. Mam rodzinę, to dla nich muszę żyć - pisze na swoim blogu Andrzej Burdzy.

Święta pełne łez

Oddział hematologii Szpitala Uniwersyteckiego w Krakowie znowu stał się jego drugim domem. Od października przeszedł już trzy cykle chemioterapii. Kolejny - czwarty rozpoczął w poniedziałek, po świętach spędzonych w domu z najbliższymi. - Podczas Wigilii było mnóstwo łez. Wszyscy życzyliśmy Andrzejowi przede wszystkim zdrowia i żeby szybko do nas wrócił - opowiada Małgorzata Burdzy.

Bolesna chemioterapia uzupełniona naświetleniami nie daje niestety Andrzejowi stu procent szans na wygranie walki o życie. Przy leczeniu chłoniaków, od niedawna jest jednak do dyspozycji nowa, skuteczna broń. To terapia celowa, która znacznie zwiększa szansę pokonania choroby. Lek Adcetris nie jest jednak w Polsce refundowany, a jedna jego dawka kosztuje ok. 33 tys. złotych. Aby leczenie odniosło skutek potrzeba przyjąć aż 16 dawek, co daje nieosiągalną dla dębiczanina kwotę ponad pół miliona złotych.

- Przyszło załamanie i pytanie skąd wezmę takie pieniądze? Mam wspaniałą rodzinę i przyjaciół, którzy poruszyli niebo i ziemię, aby mi pomóc, ale niestety to za mało - zdaje sobie sprawę 32-latek. Mężczyzna trzy miesiące temu skierował do ludzi dobrej woli przejmujący apel. - Pomóżcie mi zobaczyć, jak dorasta mój synek, słuchać pierwszych wypowiadanych przez niego słów, uczyć go jazdy na rowerze, pękać z dumy, gdy zda maturę... Wierzę, że nie nadszedł jeszcze mój czas. Moje życie jest jak świeca mogąca zgasnąć w jednej chwili. Proszę, pomóżcie mi podtrzymać jej płomień. Pomóżcie mi żyć! - apeluje.

Pospolite ruszenie

Na odpowiedź nie potrzeba było długo czekać. Na rzecz Andrzeja Burdzego w rodzinnej Dębicy zorganizowano szereg imprez charytatywnych, koncertów (dla 32-latka wystąpił bezpłatnie m.in. zespół Piersi) i aukcji. W internecie wciąż można wylicytować m.in. rękawice bramkarskie Jerzego Dudka, okulary Macieja Kota, zabiegi kosmetyczne, karnety wstępu do klubu fitness, czy kolację myśliwską.

W wyniku dotychczas przeprowadzonych akcji udało się zebrać ponad 370 tysięcy złotych na potrzeb leczenia Andrzeja Burdzego, co stanowi 70 procent potrzebnej kwoty do wykupienia 16 dawek leku Adcetris. Dębiczanina w walce z rakiem można wspomóc przekazując dowolne datki na konto Fundacji Twoja Szansa, nr: 23 8642 1139 2013 3902 8554 0001 z dopiskiem - darowizna celowa - Andrzej Burdzy lub 1 procent. podatku (KRS: 0000231088).

- W moim domu panuje taka tradycja, że Św. Mikołaj zostawia pod choinką prezenty „grzecznym dzieciom”. W tym roku odwiedził mnie wyjątkowo hojny Mikołaj. Otrzymałem ogromny kosz wypełniony świątecznymi kartkami, pełnymi ciepłych słów. Czytaliśmy je wspólnie z rodziną… Były piękne, a słowa w nich zawarte jeszcze piękniejsze bo płynące z ludzkich serc… Zdobiły je różne osoby, począwszy od małych przedszkolaków, do ważnych osobistości w naszym mieście. Każda ma dla mnie ogromną wartość i za każdą dziękuję - napisał kilka dni temu na swoim blogu. - Wierzę, że to nie będą moje ostatnie święta, chcę żeby były one początkiem mojej nowej, lepszej drogi…

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska