Rada Dzielnicy XIII (Podgórze) i Miejski Ośrodek Pomocy Społecznej apelują o pomoc dla pogorzelców z ul. Potebni w Krakowie. 30 grudnia 2008 spaliła się oficyna, w której mieszkały cztery rodziny. Podgórzanie stracili dorobek całego życia.
- Wyleciałem w slipach i boso, bo papucie mi spadły - opowiada z przejęciem Eugeniusz Keller, lokator z ostatniego, trzeciego piętra. Nie było czasu na zabranie rzeczy. Ktoś z sąsiadów dał mi kołdrę na plecy, ktoś zrobił herbatę. Mogłem tylko patrzeć jak wszystko płonie. Pożar zaczął się
w sąsiednim lokalu na trzecim piętrze, gdzie jedna z właścicielek kamienicy miała swoje biuro. Prawdopodobnie nastąpiło zwarcie w instalacji elektrycznej - mówi mężczyzna.
- Obudziłem się koło 5.30, bo poczułem swąd. Pomyślałem, że ktoś wrzucił niedopałek do śmieci, ale na podwórku nie było ani ognia, ani dymu. Dopiero gdy zobaczyłem na ścianie refleksy światła, doszło do mnie, że to pożar w domu - relacjonuje Wiesław Wójcik, mieszkający z rodziną na drugim piętrze oficyny.
Pan Wiesław zobaczył na środku jednego z pokoi palący się, około 2- metrowy krąg. Pobiegł do łazienki po wiadro z wodą, chlusnął raz, potem drugi. - I dopiero wtedy zobaczyłem, że ogień leci
z sufitu. Na podłogę biblioteki leciała paląca się podsufitka - mówi mężczyzna, który stracił m.in. cenny zbiór książek.
Pożar rozprzestrzeniał się błyskawicznie. Gdy dojechała straż pożarna, zajęty był cały strop, pomiędzy drugim a trzecim piętrem. Paliła się też podłoga u Wójcików. Bardzo trudno było strażakom opanować żywioł. Trzeba było stopniowo wycinać strop i gasić tlące się wewnątrz konstrukcji belki nośne. Akcja gaśnicza trwała do późnej nocy.
Dwa mieszkania, to na trzecim i na drugim piętrze, zostały spalone doszczętnie, a na dodatek zalane wodą. Nadzór budowlany nakazał zamknięcie całej oficyny, bo grozi zawaleniem.
- Mogliśmy tylko wejść na chwilę, pod okiem strażaków, i zabrać, jeżeli coś nadawało się do zabrania. Ale jak coś nie spłonęło, to zostało zalane. Nie mam nic poza kilkoma ubraniami. Nawet dokumenty spłonęły - rozpacza Eugeniusz Keller. W jego życiu to druga taka tragedia. Gdy był chłopcem, podczas powstania warszawskiego, spłonął jego dom. Wtedy, razem z rodziną zamieszkał w Krakowie, właśnie na ul. Potebni.
Pogorzelcami zajął się MOPS i znajomi. Keller dostał na rok socjalne mieszkanie, Wiesław Wójcik zatrzymał się kątem u kolegi, a jego bliscy u rodziny w Zakopanem. Dwie pozostałe rodziny znalazły schronienie u bliskich.
Wszyscy jednak chcieliby wrócić na stare śmieci. Ich kamienica była ubezpieczona, ale mieszkania już nie. Rada Dzielnicy XIII na swojej stronie internetowej podaje nr konta udostępnionego przez MOPS, gdzie można wpłacać pięniądze dla pogorzelców: 29124047221111000048553573
z dopiskiem "Pomoc dla poszkodowanych w pożarze ul. Potebni 9".
Zebrane fundusze zostaną przeznaczone na zakup najpotrzebniejszych rzeczy, które stracili
w pożarze mieszkańcy oficyny.
Za te pieniądze można by także wyremontować spalone mieszkania.