Czołg IS-2, który od 1969 roku stoi na os. Górali przetrwał wiele: najpierw walki na froncie, potem stan wojenny, demonstracje i zakusy, by go zdekomunizować (jego nazwa IS to skrót od Józefa Stalina). Teraz okazało się, że jego największymi wrogami są... dzieci. A przynajmniej tak uważają kombatanci, którzy... podziurawili błotnik zabytkowego obiektu, by przymocować do niego małą kartkę.
„Wchodzenie na czołg grozi wypadkiem” - brzmi część ostrzeżenia (na zalaminowanej kartce!), które przytwierdzono do pancernego wozu... śrubami, dziurawiąc blachę. - Niby uszkodzenie małe, ale z obiektami zabytkowymi tak się nie postępuje. Są przecież inne, mniej inwazyjne sposoby przymocowania informacji - złości się pan Hubert z Nowej Huty, który poinformował nas o uszkodzeniu czołgu. I poprosił o interwencję Jana Janczykowskiego, wojewódzkiego konserwatora, który jednak bagatelizuje sprawę.
- Czołg jest tylko w tzw. ewidencji a nie w rejestrze zabytków, więc nie podlega ścisłej ochronie. Mimo to trzeba zorientować się kto to zrobił i dlaczego tabliczki nie przykleił tylko wiercił - mówi konserwator Jan Janczykowski. - Z mojego punktu widzenia nie jest to jednak duże uszkodzenie. Źle się stało jednak, że ktoś nie poinformował o swoim zamiarze służb konserwatorskich.
Szybko ustaliliśmy kto jest sprawcą budzącego skrajne emocje czynu. Okazał się nim kpt. Franciszek Baryła, kierownik nowohuckiego Muzeum Czynu Zbrojnego, przed którym stoi czołg. Tłumaczy, że tabliczka była konieczna, bo do pracowników muzeum regularnie docierały skargi, że na czołg sadzane są dzieci bez opieki dorosłych. - To beztroska, a wręcz głupota i narażenie dzieci na niebezpieczeństwo - zaznacza kpt. Baryła, który od dawna próbował ostrzegać, że wchodzenie na czołg grozi wypadkiem (odszkodowanie musiałoby zapłacić muzeum).
Najpierw pracownicy muzeum tylko przykleili na czołgu kartkę z ostrzeżeniem, ale - jak przekonują - wandale ją notorycznie zrywali i wyrzucali w krzaki. Kpt. Baryła zdradza, że niektórzy doradzali mu nawet ogrodzenie czołgu wysokim płotem. Zdecydował się więc na - jego zdaniem - mniej radykalne rozwiązanie. I postanowił... najpierw wywiercić w czołgu dziury a potem zalaminowaną kartkę przykręcić do niego śrubami. Zrobił to tuż po tym, jak zobaczył matkę, która posadziła na eksponacie niemowlaka i odeszła palić papierosa.
- Byłem przerażony i na wszelki wypadek, nie pytając nikogo, przymocowałem tę tabliczkę. Nie jest to żadne uszkodzenie zabytku. Sądzę, że każdy kto ceni zdrowie ludzkie, zwłaszcza dzieci, zrobiłby to samo - mówi kpt. Baryła i dodaje nie ma z tego powodu poczucia winy.
Sprawą oburzony jest natomiast nowohucki społecznik Maciej Twaróg. - To skandaliczne, że czołg został podziurawiony. Odpowiedzialni za to powinni zostać ukarani. Przecież to tak jakby informację o tym, że nie wolno dotykać „Damy z gronostajem” przykleić na tym cennym obrazie - twierdzi Twaróg.
Podkreśla, że tabliczka powinna stanąć obok czołgu i informować, że wchodzi się na niego na własną odpowiedzialność. Natomiast nie powinno się, jego zdaniem, zabraniać nowohucianom wchodzenia na obiekt, by zrobić sobie symboliczne, pamiątkowe zdjęcia.
WIDEO: Co Ty wiesz o Krakowie - odcinek 11
Autor: Gazeta Krakowska, Dziennik Polski, Nasze Miasto
Follow https://twitter.com/dziennipolski