Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Porwanie taksówkarza w Oświęcimiu. 71-latek wymknął się śmierci

Katarzyna Janiszewska
71-letni pan Roman do dziś nie może zapomnieć tego, co się stało
71-letni pan Roman do dziś nie może zapomnieć tego, co się stało Monika Pawłowska
Ani na chwilę nie stracił nadziei i zimnej krwi. Bo jak już człowiek odpuści, nie ma dla niego ratunku. W ten feralny piątek 2 grudnia robił co kazali porywacze, nie stawiał się, ale myślał swoje. Jak przeżyć? Jak uciec i uratować życie? Pan Roman, taksówkarz z Oświęcimia, wyskoczył z bagażnika pędzącego auta - pisze Katarzyna Janiszewska.

Czytaj także: W Oświęcimiu porwano 71-letniego taksówkarza

Ten dowcip idzie tak: stoi facet na balkonie na dziesiątym piętrze, podlatuje aniołek, mówi: skacz, skacz, ja cię złapię! A facet, że nie, coś ty, przecież się zabiję. Skacz, ja ciebie złapię, nic ci się nie stanie. Skoczył i się zabił. Stoi w niebie, w kolejce do świętego Piotra. - No ale przecież to nie twoja kolej - mówi św. Piotr. Tak, ale aniołek mi powiedział, żebym skoczył. Święty Piotr się odwraca, wygraża pięścią i woła: jeszcze raz mi tak Adolfku zrobisz, to zobaczysz!

- No i to widocznie nie była moja kolej, miałem żyć i żyję - konkluduje pan Roman, który uważa, że do wszystkiego trzeba podchodzić z dystansem i z humorem. A śmiech pozwala przetrwać najtrudniejsze chwile. - Musi się człowiek trochę pośmiać, pożartować, bo inaczej to by kota dostał - dodaje.

Warszawa w kolorze bordo

Pierwsza była warszawa. Kremowa. Ale pan Roman przemalował ją na bordo, bo to kolor praktyczniejszy i mniej oklepany. To znaczy bordowe warszawy też wtedy chodziły, ale jednak rzadziej.

Później kupił warszawę kombi. W Krakowie, w Polmozbycie na Czyżynach ją odbierał. 40 lat temu każdy chciał mieć samochód, ale mało kto miał. Wiadomo, komuna, talony, przedpłaty. Wpłacał człowiek pieniądze i czekał rok-dwa, żeby dostać przydział.

Pan Roman mógł sobie na auto pozwolić. Pracował w zakładach usługowo-remontowych "Społem" jako stolarz. Nieźle jak na tamte czasy zarabiał. Jeździł w delegacje po całej Polsce i robił sklepowe lady, regały, całe wyposażenie sklepowych wnętrz.

Jak już auto było, to pomyślał, że mogłoby przecież na siebie zarabiać. I przyjął się na taksówkę.
- Swój zawód trzeba lubić - powtarza - bo inaczej, to lepiej nie pracować. - A tu kontakt z ludźmi mam, ciekawe rzeczy. Co człowiek, to inny charakter. Jeden jest rozmowny, wylewny. A drugi mruk, tylko półsłówkiem, półgębkiem odburknie.

Wielka, taksówkarska rodzina

Z tym, że kiedyś to się jednak lepiej pracowało. Była jedna, wielka, taksówkarska rodzina. Jeden drugiemu zawsze pomógł. O części było trudno, to jeden drugiemu pożyczył. Jak się samochód zepsuł, zaraz się ktoś zatrzymał, zainteresował w czym problem.- A teraz nie ma tego koleżeństwa - mówi pan Roman. - Teraz każdy patrzy tylko na siebie. Nie wiem, czy to taka zazdrość o pracę jest? - zastanawia się. - No i kiedyś było bezpieczniej. Mało to razy muszę się z jakimś pijanym użerać, bo nie chce zapłacić. Czasem lepiej odpuścić, nie zaogniać sytuacji, obrócić w żart. Albo wsiada taki piętnastolatek, mówi, jak cię k…a zabiję, to i tak tylko trzy lata w poprawczaku posiedzę.

Z tego względu to wynika - uważa pan Roman - że młodzież ma za duży luz, a za mało dyscypliny. Dziecko jest jak glina, trzeba je uformować. I to już sprawa rodziców. Choć to też prawda, że nie każdą glinę da się formować. Jedna się będzie ładnie kleić, a inna się będzie rozlatywać.

Objechał Ziemię kilkanaście razy

Z gliną, z której pan Roman lepił, było wszystko jak trzeba. Bo dzieciaki wyszły udane. Pożeniły się, pozakładały rodziny, pobudowały domy, mają pracę. Wyrośli uczciwi, rzetelni ludzie. Najstarszy syn pracował na kopalni, jeździł kolejką pod ziemią, teraz już jest na emeryturze. Drugi syn to zawodowy strażak, w straży wewnętrznej zakładów chemicznych. Córka pracuje w ogrodnictwie, ściślej mówiąc w zakładzie produkcji roślin, krzewów i kwiatów.

Wracając do pana Romana... Po tej warszawie kombi to było jeszcze mnóstwo innych samochodów: był duży fiat, była wołga, polonez i peugeot 405. - Ja to kilkanaście razy kulę ziemską objechałem - mówi. - A wie pani ile obwodu ma kula ziemska? 40 tysięcy kilometrów!
Na końcu był mercedes E klasa. Ale teraz już go nie ma.

Pierwszy kurs - ulica Garbarska

W czwartek pan Roman wyszedł z domu o godz. 18. Najpierw stanął na osiedlu. Pierwszy kurs miał na ul. Garbarską, niedaleko, ze trzy kilometry najwyżej. Starsza pani, wszyscy ją tu znają, często jeździ taksówkami. Zamienili parę słów, bo ona akurat z tych rozmownych była. Później zajechał na plac Kościuszki, to w centrum Oświęcimia. Stanął za kolegą, ale kolega szybko odjechał.

Trzech w wełnianych czapkach

Dochodziła ósma, pamięta, bo oglądał właśnie wtedy dziennik. Sikorski mówił o Wspólnocie Europejskiej - to, co to tyle kontrowersji wywołało. Ale pan Roman wystąpienia ministra nie ocenia, bo się polityką nie zajmuje. Na zewnątrz zimno, więc szyby zaparowane. Drzwi się otworzyły.
- Najpierw zobaczyłem tylko jednego - opowiada taksówkarz. - Mówi, że chce wrzucić plecak do bagażnika. W tym czasie wsiadło dwóch jego kolegów. Wszyscy młodzi, ubrani na czarno, albo to był ciemny granat? Jakoś tak. Na głowach mieli wełniane czapki.

Kazali się wieźć do Brzezinki. Nie byli rozmowni, nie próbowali zagadywać, żartować. Raczej mruki. Ale i tacy klienci się zdarzają. Nic nadzwyczajnego. Jeden rzucił, że długo ich tu nie było. Przejeżdżali właśnie przez krzyżówkę, obok Carrefoura. Więc, czy pamiętają Carrefoura? - Nie, nie pamiętają, widocznie wtedy tu jeszcze nie stał. - Tak, prawda, dopiero od dwóch lat jest, w ogóle to Oświęcim bardzo się rozbudowuje.

Jeszcze coś tam wspominali, że nie mają polskich pieniędzy. Tylko euro. - To nie problem - mówi pan Roman - zobaczymy jaki kurs leci, to się rozliczymy. Nie ma sensu po nocy szukać kantoru. A do tej Brzezinki to na jaką ulicę chcą jechać? - Na razie prosto, powiedzą, co dalej. Dalej, za wiaduktem trzeba skręcić w lewo, w tę małą dróżkę. O, i tam, trochę dalej, przy torach niech zatrzyma auto, bo plecak z bagażnika potrzebny.

Pan Roman: Poszedłem wyjąć plecak, a tu jeden wyskakuje do mnie, przystawia pistolet do głowy, krzyczy: wsiadaj do bagażnika. Dajcie spokój - mówię - nie wygłupiajcie się. Żarty sobie stroicie? Bo wtedy jeszcze myślałem, że to żarty. Ale jak mnie pchnął do środka i klapa się zamknęła, wiedziałem, że to na serio. Wtedy zacząłem się bać. Bałem się okropnie.

Nie miałem nic do stracenia

W ciemnym, dusznym bagażniku różne myśli przychodzą człowiekowi do głowy. Czy przeżyje? A co z rodziną? Pan Roman myślał głównie o jednym: jak tu się uratować? Ale ich trzech, z pistoletem, o ucieczce nie mogło być mowy.

Porywacze zaczęli krążyć po mieście, słyszał, jak przeszukują auto, wszystkie schowki. Po 10-15 minutach zatrzymali się na polnej drodze. Zdarli naklejki i koguta. Wyciągnęli taksówkarza z bagażnika, dokładnie przeszukali, zabrali komórkę. Kiedy jeszcze miał ją w kieszeni, próbował dzwonić na policję. Nie mógł się połączyć. Nie miał zasięgu.

- Byłem cały roztrzęsiony, mówię: weźcie sobie to auto. Ale oni nie zwracali na to uwagi.
I znów wylądował w bagażniku. Teraz już wiedział: nie ma nic do stracenia, musi działać. Jak człowiek tyle lat jest taksówkarzem, zna się na mechanice. Pan Roman sam naprawiał wszystkie swoje auta. Więc teraz dobrze pamiętał, że w dużym fiacie i polonezie była taka linka - pociąga się ją i od środka można otworzyć klapę. Gdzieś tu pewnie też taka jest. Zaczął zdzierać tapicerkę, raniąc przy tym palce.

Usłyszał jak się naradzają: co lepiej się pali - benzyna czy ropa? To była najgorsza chwila. Pomyślał: to już niech mnie zastrzelą, niż żeby mieli spalić. I wtedy palce trafiły na linkę. Podciągnął ją do góry, zamek przeskoczył, klapa się otwarła. - Jak znalazłem linkę, to miałem największą radość - opowiada. - Ale dalej musiałem być ostrożny. W aucie zapala się lampka kontrolna, gdy bagażnik jest otwarty.

Ucieczka z pędzącego samochodu

Przymknął go więc i czekał na dogodny moment. Lepiej uciekać w biegu - kalkulował - będą zajęci jazdą, zanim się zorientują, zatrzymają, to też chwila minie. Adrenalina krążyła mu w żyłach, ale wtedy już wszystko kontrolował. Sprawdził, czy nic za nimi nie jedzie.

Tylko że z pędzącego auta nie da się wyskoczyć jak na filmie. To nie takie proste. Można się co najwyżej wyturlać. Pan Roman wysunął się delikatnie, jedną ręką przytrzymywał klapę, wykręcił trochę ciało i puścił. Ręka, głowa, pierwsze zderzyły się z asfaltem, później reszta ciała. Poślizg, pęd powietrza pociągnął go za samochodem. Leciał tak przez chwilę, aż w końcu się zatrzymał. Był cały potłuczony, miał rozbitą głowę, ale żył. Nie miał pojęcia, gdzie jest, na pewno gdzieś za miastem. We mgle zobaczył światełko i tam pobiegł po pomoc.

- Uratowało mnie to, że odpuściłem - mówi dzisiaj pan Roman. - Nie stawiałem się, nie walczyłem, robiłem co chcieli, a swoje myślałem. Ani na chwilę nie straciłem nadziei. Bo jak się człowiek podda, nie ma już dla niego ratunku.

We śnie wracają urywki tego dramatu

Siedzimy w przestronnym salonie z kominkiem i bujanym fotelem. Wszystko tu to dzieło rąk pana Romana. I ten kominek, i ława, drewniane sklepienie i boazerie na ścianach. Nawet piękny obraz - płaskorzeźba Czarnej Madonny. - Bo ja jestem z zawodu stolarzem - przypomina gospodarz. - Uczyć się nie mogłem, bo byłem synem kułaka. Ojciec miał ponad pięć hektarów ziemi. I to były schody w drodze do wykształcenia. Trudno. Najważniejsze, by wszystko robić z zamiłowaniem.

Pan Roman zamyśla się na chwilę. - Jedno mnie tylko zastanawia - mówi - i nie potrafię sobie na to odpowiedzieć: o co im chodziło? O to auto? Czy chcieli zrobić napad dla okupu? Może po prostu byłem w nieodpowiednim miejscu, w nieodpowiednim czasie.

Nie wie, czy wróci do pracy. To duży znak zapytania. - Cały czas to we mnie siedzi, przypomina się - przyznaje. - Taki szum w głowie. Nieprzyjemne uczucie. Strach. Czy jak będą chcieli zatrzeć ślady nie pójdą w moją stronę? We śnie wracają urywki. I pewnie długo tak jeszcze będzie.

Współpr. Ewelina Żebrak

Miss Polonia z dawnych lat. Zobacz galerię kandydatek!

Wybieramy najpiękniejszą sportsmenkę Małopolski! Weź udział w plebiscycie!

"Super pies, super kot"! Zobacz zwierzaki zgłoszone w plebiscycie i oddaj głos!

Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska