Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Potentat branży budowlanej: Musimy walczyć, by przetrwać we własnej ojczyźnie

Maria Mazurek
Piotr Skalski: Jeśli ktoś ma talent do pomnażania pieniędzy, to powinien coś zostawić dla ojczyzny, przyszłych pokoleń. I ja bym chciał coś zostawić
Piotr Skalski: Jeśli ktoś ma talent do pomnażania pieniędzy, to powinien coś zostawić dla ojczyzny, przyszłych pokoleń. I ja bym chciał coś zostawić Anna Kaczmarz
Jestem magistrem inżynierem, a zasuwałem fizycznie. A później przyszła transformacja i się rozwijaliśmy. Zdobyłem zaufanie i szacunek wielkich, zachodnich koncernów. Ale musimy walczyć, by przetrwać we własnej ojczyźnie. Politycy usilnie starają się doprowadzić do całkowitego załamania działalności polskich firm - mówi potentat branży budowlanej Piotr Skalski w rozmowie z Marią Mazurek.

Pan jest dziś dość nerwowy.
Nie wyobraża sobie pani, ile mam pracy i stresów w tym miejscu, w którym teraz się znajduję. Po 32 latach prowadzenia działalności na własny rachunek, firmowania jej swoim nazwiskiem.

A w jakim miejscu się Pan znajduje?

Mam wrażenie, że dokładnie w tym, w którym byłem na początku. Tylko skala większa. I więcej do stracenia.

Ile Pan osób zatrudnia?
Teoretycznie ponad 100. Ale to złe pytanie, bo na jednej prowadzonej przeze mnie budowie pracuje ponad 100 osób. Tylko to w większości są podwykonawcy, ja odpowiadam za całość. Moja porażka byłaby problemem dla 30 firm.

Czuje się Pan odpowiedzialny za tych ludzi?
Oczywiście. Prowadzę firmę z kręgosłupem ludzkim. Mam pracowników, którzy zaczynali razem ze mną, pracują prawie 30 lat. Niech pani przeczyta ten wierszyk od pracowników, który wisi na ścianie: "I bardzo głośno dziękujemy, że dla Ciebie pracujemy, po prostu". Pieniądze to jedno, ale o ludzi trzeba dbać. Mało kapitalistyczne podejście, prawda? Ludzie przede wszystkim. Jak któryś ma problemy zdrowotne, wychodzę z założenia, że trzeba go wspierać. W sposób materialny, duchowy, a czasem - wspólną modlitwą.

Wyposażył Pan też kilka szkół w sale komputerowe, ufundował Ołtarz Trzech Tysiącleci na Skałce, dawał pieniądze na pielgrzymki papieża do Polski. Po co Pan to robi?
Pieniędzy do trumny nie zabiorę. Mógłbym sprzedać firmę i żyć bardzo dostatnio, dla mojej córki też by zostało. Ale jestem zdania, że jeśli ktoś ma talent do pomnażania pieniędzy - bo to niewątpliwie rodzaj talentu - to powinien wspierać tych, którzy tego talentu są pozbawieni. A jak tę potrzebę zaspokoi, to powinien iść o krok dalej i coś zostawić dla ojczyzny, dla przyszłych pokoleń. Jeśli majętni ludzie w przeszłości by w ten sposób nie myśleli, nie mielibyśmy dziś wielu pięknych kamienic, kościołów. I ja bym chciał coś zostawić. Przede wszystkim dobrze prosperującą firmę, która nawet jak mnie już zabraknie, ufunduje może jakiś szpital, przedszkole, dom pomocy starszym ludziom.

Firmę przekaże Pan córce?
Wiem, że się nadaje. Ukończyła prawo na Uniwersytecie Jagiellońskim, potem London School of Economics, pracowała osiem lat w Londynie, teraz wróciła do Polski. Jest ambitna, wykształcona, zna języki. Na Zachodzie to normalne, że są przedsiębiorstwa rodzinne, wielopokoleniowe. Mercedes, Shell, Philips - przecież to są firmy, które założyciele przekazywali swoim dzieciom, a one kolejnym pokoleniom. Chciałbym, by podobnie było z moją firmą. Majątek trzeba pomnażać, nie konsumować.

Pan nie konsumuje?

Konsumuję. Sporo podróżuję, mieszkam w pięknym domu. Wprawdzie nie mam piwnicy z pokaźną kolekcją win, ale to dlatego, że wina konsumuję na bieżąco w dość sporych ilościach. Prowadzę intensywne życie towarzyskie. Ale nie jestem osobą, która za cel swojego życia przyjęła kupno jachtu. Staram się myśleć przyszłościowo, perspektywicznie. I pewnie dlatego z niektórymi przedsiębiorcami jest mi dość trudno się dogadać, znaleźć wspólną płaszczyznę.

Jak Pan zaczynał? Zawsze marzył Pan o swoim biznesie?
W czasach głębokiej komuny trudno było marzyć o czymkolwiek. A skoro nie widziałem dla siebie wielkich perspektyw, to studiowałem budownictwo dość długo, 11 lat.

A z czego Pan żył przez te 11 lat?
Jeździłem za granicę, do Szwecji i Niemiec. Wykonywałem niemal wszystkie możliwe zawody: byłem murarzem, malarzem, kierowcą ciężarówki, piekarzem, rolnikiem, barmanem. A na końcu, przez trzy lata, inżynierem, choć jeszcze studiów w Polsce nie miałem skończonych.

Nie kusiło Pana, by tam zostać na stałe?
Nie. Pochodzę z domu z pięknymi, polskimi tradycjami. To zobowiązuje, by tej Polsce być wiernym.

Jakie to tradycje?
Moim stryjem był generał Stanisław Skalski, najsłynniejszy i najlepszy lotnik II wojny światowej. Miał misję i wypełniał ją nad niebem polskim, angielskim, afrykańskim. A za to po wojnie dostał wyrok śmierci, z którym osiem lat siedział. Drugi stryj to ksiądz infułat Teofil Skalski. Za nauczanie chrześcijaństwa w Kijowie został skazany przez władzę proletariatu na więzienie. Siedział kilka lat w celi metr na półtora. Dopiero kardynał Sapieha go stamtąd wyciągnął.

Ojciec kim był?
Lekarzem, ukończył medycynę we Lwowie. Cała rodzina Skalskich pochodzi z Podola. Herb szlachecki, Suche Komnaty, nadali nam ponad 300 lat temu. Więc rozumie pani chyba, że czuję więź z Polską. I jestem sfrustrowany tym, że Polska nie rośnie w siłę.

Część ludzi pochodzących z Kresów wciąż uważa Lwów za swój. Niektórzy mówią nawet: może kiedyś to znów będzie Polska.
Trzeba pomagać naszym braciom Ukraińcom, a nie wysuwać roszczenia. Gdy wyposażyłem szkołę we Lwowie w komputery, to Ukraińcy nie chcieli w to uwierzyć. Że jak to, ktoś im bezinteresownie pomaga? Stryj pilot opowiadał mi, że na Podolu, w jego rodzinnej wiosce, Kodyniu, mieszkali w zgodzie Polacy, Żydzi, Ukraińcy, Białorusini, wyznawcy prawosławia, katolicy rzymscy i greccy. I było dobrze, dopóki do normalnego, codziennego życia nie wtrąciła się polityka. I spieprzyła wszystko, zasiała strach, nienawiść, pogardę. I pokłosie tej tragedii odczuwamy do dziś.

Wracając do Pana początków. Skoro nie znajdował Pan dla siebie perspektyw w komunie, jak to się stało, że zdecydował się Pan jednak ukończyć studia?
Bo wybuchł stan wojenny. Dla mnie to była jedyna dobra rzecz, jaką zrobił gen. Jaruzelski. Bo wtedy zrozumiałem, że szykuje się przewrót. Że długo to już nie potrwa. Pomyślałem więc, że trzeba zakończyć edukację.

I założyć firmę?
Na początku wcale nie miałem ambicji, żeby pracować na swoim. Ale żadne firmy nie były zainteresowane, bym u nich pracował. Zatrudniłem więc cztery osoby i na początku nosiliśmy pustaki. Magister inżynier, a zasuwał fizycznie przez trzy lata. A później przyszła transformacja i się rozwijaliśmy. Zaczęliśmy tworzyć konstrukcje żelbetowo-stalowe, już milion metrów wybudowałem od tego czasu. Otworzyliśmy centra logistyczne w Tarnowie i Wrocławiu. Zdobyłem zaufanie i szacunek wielkich, zachodnich koncernów. Ale musimy walczyć, by przetrwać we własnej ojczyźnie.

Dlaczego?
Bo od transformacji politycy usilnie starają się doprowadzić do całkowitego załamania działalności polskich firm. Przynajmniej w pewnych sektorach.

Czyli?
Nie chronią ich przed konkurencją z zachodu. Czemu przy budowie autostrad, przy tym ogromnym zastrzyku kapitału z Unii, nie rozwinęła się żadna polska firma? Z pieniędzy przekazanych z Unii do Polski polskie firmy przerabiają po parę procent. Coś tu nie gra, prawda? Powinniśmy chronić własne interesy. Czemu zagraniczne firmy budują nasze drogi, budynki użyteczności publicznej, muzea?

Bo wygrywają przetargi. Według Pana - ustawiane?
Tego nie powiem. Ale na pewno przyjmujemy złe warunki tych przetargów - takie, których polskie firmy nie są w stanie spełnić.

To jest ustalane na poziomie Polski?

I Polski, i Unii. I to już w przedbiegach eliminuje polskie firmy. A polska klasa rządząca się temu nie przeciwstawia. Przecież polskie drogi mogłoby budować rodzime przedsiębiorstwo, korzystając najwyżej z zagranicznych podwykonawców. Ale my nie lubimy się wspierać. Jakbym pojechał robić interesy do Austrii, Niemiec czy Francji, to przepisy administracyjne nałożone na moją firmę od razu zmusiłyby mnie do powrotu. A my zagraniczne firmy w Polsce przyjmujemy z otwartymi rękami. Otwarty handel między państwami Unii działa tylko w jedną stronę. Bo my zamiast się wspierać, myślimy jak się nawzajem zwalczać.

Czyli to kwestia braku świadomości, że warto się wspierać?
Również. Ale i kwestia przepisów regulujących gospodarkę. Powinny być preferencyjne dla polskich firm, sprzyjać rozwojowi rodzimych przedsiębiorstw.

Nie ma Pan wrażenia, że problem zaczyna się w naszych głowach? U Pana na stole akurat leżą szklane butelki wody mineralnej z Polski, ale większość konsumentów, jeśli już wydaje cztery złote na małą butelkę wody, wybrałaby włoską. Bo zachodnie produkty kojarzą się z lepszą jakością.
Leży ta a nie inna woda, bo dla jej producenta robiłem halę. Więc go wspieram. Sam natomiast jeżdżę bmw i korzystam z wielu zagranicznych dóbr, których u nas po prostu nie ma.

Ale tzw. "zwykli" Polacy - mam tu na myśli ludzi, którzy nie są wielkimi przedsiębiorcami - sięgają często po produkt zagraniczny. I może to tu zaczyna się nasz problem?
Częściowo. Ale bardziej od decyzji "zwykłych" Polaków, gospodarkę napędzają wybory polityków, przedsiębiorców, tych, którzy operują większym pieniądzem. Ich wybory i to, co mają w głowach.

A co mają politycy w głowach?
Doraźność. Tymczasowość. Myślenie, że jakoś to ma być teraz, za rok, za dwa. I do czasu kolejnych wyborów, które trzeba wygrać. Co pana premiera Tuska obchodzi, co będzie z Polską za 30, 40 lat? Kogo to dzisiaj w tym kraju obchodzi? Władza polityczna, samorządowa, ekonomiczna nie czuje się odpowiedzialna za Polskę w perspektywie kilkudziesięciu lat, bo taką odpowiedzialność mają tylko mężowie stanu, których u nas nie ma. Z afery taśmowej dowiedzieliśmy się, że chcą u nas dodrukować pieniądze. A przecież kolejne pokolenie za to zapłaci. Czy to w porządku?

Co władza mogłaby teraz zrobić?
Zacząć wspierać polskich przedsiębiorców. Ja przez 32 lata prowadzenia własnej działalności tego wsparcia ani razu nie poczułem. Premier Tusk dziś narzeka, że jest mały dochód z podatku CIT. Ale jak pomóc przedsiębiorcom - co przecież pozytywnie odbije się na wpływie z CIT - już nie myśli. Spójrzmy, jak wiele firm zagranicznych dorobiło się w Polsce, pracując na CIT dla swoich krajów. Spójrzmy, jak zagraniczne dyskonty spożywcze dorobiły się na naszych, polskich produktach. Czy w tym czasie polscy producenci coś zyskali? Myślę, że nie. Środki masowej propagandy zresztą też mają sporo na sumieniu.

Co takiego?
Weźmy ostatni mundial. Włączam polskie Wiadomości, główne wydanie, a pierwsza informacja - z zegarkiem w ręku, ośmiominutowa - jest o tym, jak Niemcy pod Bramą Brandenburską fetują. Ale czy to jest budowanie wielkości narodu polskiego? Czy przez ten przekaz Polak ma się czuć bardziej dowartościowany? Kiedy w zimie konkurs czterech skoczni wygra Polak, to w niemieckiej i austriackiej telewizji podają informację, że to Niemiec i Austriak zdobyli drugie albo trzecie miejsce. O tym, że Polak wygrał, ani słowa.

To według Pana kształtuje wielkość narodu?

W pewnym sensie tak. Na pewno nie kształtuje jej to, co my robimy: wieczne rozdmuchiwanie tragedii, szukanie afer. Jak na setki tysięcy normalnych matek znajdzie się jedna taka nieodpowiedzialna, która zostawi swoje dziecko w aucie, od razu o tym trąbimy. Tego co dobre i normalne nie pokazujemy. Proszę popatrzeć na Amerykanów. Zawsze uśmiechnięci, serdeczni.

Akurat to niektórych irytuje.
To lepiej jak Polacy? Wiecznie mający pretensje jeden do drugiego, często sfrustrowani. A przecież i u nas od transformacji ustrojowej wydarzyło się dużo dobrego, co widać gołym okiem - w miastach dużych i małych. Dlaczego tego nie doceniamy, wiecznie tylko marudzimy, patrzymy z zazdrością na Zachód? Nie wspieramy się nawzajem, ale z sobą walczymy? Nie chcemy dorównać lepszym, a pytamy: dlaczego on ma, a ja nie? Wielkość narodu kształtują dwie rzeczy: historia i wartość ekonomiczna. Na to pierwsze nie mamy już wpływu, musimy więc popracować nad tym drugim.

A przyszłość? Według Pana będzie lepsza?

Jedyna nadzieja w pokoleniu dzisiejszych 30-latków, pokoleniu mojej córki - młodych, wykształconych ludzi, bez skażeń, takich, którzy nie chcą rozpamiętywać przeszłych ustrojów, którzy są otwarci na świat, ale związani z Polską. Dla których ta Polska jest prawdziwym domem.

Za 15 lat i oni będą tworzyć Polskę.
I może to będzie lepsza Polska.

CO TY WIESZ O WIŚLE? CO TY WIESZ O CRACOVII? WEŹ UDZIAŁ W QUIZIE!"

"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+
Artykuły, za które warto zapłacić! Sprawdź i przeczytaj

Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska