W powiecie chrzanowskim zbieranie ślimaków przez lata było świetną okazją, by dorobić w kwietniu i maju. Szczególnie bogata w winniczki gmina Trzebinia kusiła rencistów, emerytów, uczniów i bezrobotnych. Rekordziści potrafili w ciągu miesiąca nazbierać nawet około pół tony.
- Kiedy za kilogram mięczaków płacili po 4 złote, to miałem za miesiąc pracy nawet 1,2 tys. złotych. To prawie dwa razy więcej niż renta - wspomina Karol Kucia z Trzebini. Ostatnio podupadł na zdrowiu i nie daje rady zbierać tyle co dawniej.
- A za 2 złote nie opłaca się przez kilka godzin dziennie klęczeć w trawie - mówi.
W tym roku ślimakowy biznes prawie całkiem upadł. W trzech chrzanowskich punktach skupu właściciele narzekają na pustki.
- Zostało niewiele ponad tydzień do zamknięcia interesu, a ja nawet nie mam tony - żali się Krystyna Wawrzyńczyk, która od kilku lat skupuje winniczki w punkcie na osiedlu Górka w Trzebini. Zazwyczaj miała w sezonie około trzy tony.
- Przynosi towar zaledwie kilku najwytrwalszych zbieraczy i to zaledwie po parę kilogramów - zaznacza. Przyznaje, że ludzie żalą się na niską stawkę. - W całym kraju jest obniżona do tego samego poziomu - dzieli się spostrzeżeniami.
Ślimaków jest bardzo mało, ponieważ długo było zimno. W kwietniu, gdy Krystyna Wawrzyńczyk otwierała sezonowy punkt skupu, miała zamiar przyjmować towar rano i po południu. Ruch był jednak tak mały, że całkowicie zrezygnowała z przychodzenia na poranną zmianę.
- Wolę w tym czasie sama wybrać się do Myślachowic czy Młoszowej i pozbierać ślimaki. Wcześniej jednak musi być słoneczny dzień - zastrzega.
Jej także w tym roku nie udało się zebrać więcej niż kilka kilogramów mięczaków. W dobrych latach przynosiła kilka razy więcej.
Podobne pustki panują w skupach winniczków w Chrzanowie.
- Nie dość, że płacą licho, to jeszcze nie przyjmują małych okazów. Ślimak musi mieć co najmniej trzy centymetry średnicy - żali się Marek Wąs z Chrzanowa.
Z worka, który ważył prawie dziesięć kilogramów, odrzucono mu prawie połowę urobku.
Ślimaki są eksportowane do Francji, Włoch i Niemiec, gdzie stanowią wyrafinowany przysmak. Coraz mniej chętnie przyjmowane są te dziko żyjące z naszej części Europy. W ciągu kilku lat rozwinęły się bowiem duże hodowle winniczków.