- Człowiek chodzi jak na szpilkach. Tylko patrzeć, jak dojdzie do tragedii - mówią mieszkańcy wsi.
Ruch na drodze nigdy nie ustaje. Samochody z Miechowa, przez Wolbrom na Śląsk, mają tędy najbliżej. Za kilka tygodni znów zaczyna się rok szkolny. Tego najbardziej boi się Zofia Szatan, babcia dorastających wnuczek dziewięcio- i dziesięciolatki.
- To duże dziewczynki, ale codziennie odprowadzam je do szkoły, bo strach puścić je same. Rano przed ósmą i po południu ruch jest olbrzymi - przyznaje.
Tak samo postępuje większość rodziców i dziadków dzieci z Wierzchowiska, które chodzą do szkoły.
- Jak kończą się lekcje, to korytarze pełne są babć i dziadków, którzy przychodzą po dzieci - przyznaje Barbara Kałwa, wicedyrektor szkoły. W tym roku jej wnuczka pójdzie do przedszkola. Pani dyrektor wie, że czeka ją kilka lat niepokoju o małą Kingę. We wsi nie ma poboczy wzdłuż drogi, a miejscami nawet, piesi muszą wchodzić na asfalt, by ominąć przydrożne słupy.
Niedługo droga zostanie wyremontowana. Jeszcze w ubiegłym roku mieszkańcy słyszeli, że przy okazji zostaną ułożone chodniki. Miały na nie złożyć się po połowie Zarząd Dróg Wojewódzkich i Gmina Wolbrom. Teraz już wiadomo, że powstanie tylko około 500 metrów chodnika.
- Gmina twierdzi, że na więcej nie ma pieniędzy - mówi Jakub Chojnacki, sołtys. Mieszkańcy są oburzeni.
"Gazeta Krakowska" będzie walczyć o chodniki we wsi.