- Jeśli zacznie wydobywać żwir i znów niszczyć wały przeciwpowodziowe, dorwiemy go - grzmią broszkowiczanie.
- Osobiście czuwam nad tą sprawą - mówi Andrzej Bibrzycki, wójt gminy Oświęcim. - Wystosowałem pisma do prokuratury, wojewody, starosty i burmistrza Chełmka. Kontrolujemy pana Artura przez dwadzieścia cztery godziny. Mieszkańcy robią zdjęcia. Nie dopuścimy do ponownego otwarcia nielegalnego interesu.
Prokuratura Okręgowa w Oświęcimiu przyznaje, że zna sprawę. Dopóki inwestor nie będzie pobierał żwiru, to działa legalnie.
- Na tę chwilę nie mam sygnału, żeby właściciel żwirowni uruchomił maszyny - mówi prokurator Mariusz Słomka z Prokuratury Rejonowej w Oświęcimiu. Mówi, że w związku z powstaniem w Broszkowicach nielegalnej żwirowni przeciwko Arturowi K. toczą się trzy inne postępowania sądowe.
Powiatowy inspektor nadzoru budowlanego z Oświęcimia Wojciech Heród tłumaczy, że podjęto już pierwsze działania zapobiegające rozwojowi tej inwestycji.
- Przeprowadziliśmy kontrolę na terenie należącym do Artura K. - tłumaczy inspektor. - Postępowanie przeciwko niemu zostało wszczęte. Jeśli wykaże nieprawidłowości, będzie konieczna rozbiórka żwirowni.
Żwirownia, która zagrażała wałom przeciwpowodziowym, zniknęła z czterech działek. Jednak na piątej został zbiornik zasypowy i przenośnik taśmowy. Właściciel żwirowni doskonale wie, jak zrobić użytek z pozostałych maszyn.
Jeszcze 2 sierpnia mieszkańcy Broszkowic byli przekonani, że są już bezpieczni.
Tego właśnie dnia firma rozbiórkowa zakończyła demontować maszyny służące do wydobywania żwiru z rzeki.
- Miałem nakaz rozbiórki żwirowni na czterech z pięciu działek, które należą do tego pana. Maszyny do kruszenia i przesiewu złożone są w miejscu wskazanym przez prokuraturę. - mówi Maciej Adryan, wykonawca rozbiórki.
Mieszkańcy Broszkowic nie mogą uwierzyć, że to dzieje się naprawdę. Cztery lata walki o zlikwidowanie żwirowni nie zmieniły wiele.
- Ten koszmar nigdy się nie skończy - mówi Włodzimierz Jarzyna, mieszkaniec Broszkowic. - Tam trzeba cały teren obniżyć do stanu pierwotnego, czyli jakieś 1,5 metra. Wtedy ten biznesmen nie będzie miał podkładki pod nową inwestycję - dodaje mężczyzna, patrząc na plac żwirowni.
Z inwestorem Arturem K. nie udało się nam skontaktować. Na terenie żwirowni żaden pracownik nie ma też aktualnego numeru telefonu do swojego szefa.
60 tys. złotych do wygrania. Sprawdź jak. Wejdź na www.szumowski.eu