MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Powojenna wielka trwoga. Euforia biła się ze strachem

Małgorzata Iskra
Egzekucja zbrodniarzy z obozu w Stutthofie. Biskupia Górka w Gdańsku, lipiec 1946 r.
Egzekucja zbrodniarzy z obozu w Stutthofie. Biskupia Górka w Gdańsku, lipiec 1946 r. fot. Archiwum MS
Świat był wtedy zupełnie nieprzewidywalny i pełen niebezpieczeństw. Ludzie ujawniali swoje gorsze oblicze - mówi historyk dr Marcin Zaremba, autor książki o powojennej Polsce "Wielka trwoga" w rozmowie z Małgorzatą Iskrą.

Małgorzata Iskra: Pana książka "Wielka trwoga" przeczy temu, że po zakończeniu II wojny światowej zapanowała w Polsce euforia wynikająca z odzyskania wolności, a ciężkie czasy nastały dopiero wraz ze stalinizmem.
Marcin Zaremba: Okres powojenny był dualistyczny: ludzie cieszyli się z tego, że ocaleli, że wstawili szyby w oknach, że przeżył ktoś bliski. Wszędzie, w Warszawie, w Krakowie, można było zobaczyć wiszące na murach karteczki z pełnym nadziei pytaniem: Czy ktoś widział, czy zna miejsce pobytu? Rano i wieczorem nadawane były audycje radiowe, dzięki którym odnajdywali się ludzie. Jednak z drugiej strony świat był wtedy zupełnie nieprzewidywalny, pełen niebezpieczeństw, a ludzie musieli się uporać ze strachami charakterystycznymi dla czasów przełomu i katastrofy, gdy człowiek ujawnia to drugie, gorsze oblicze.

Czego się bali?
To był okres rozprzężenia i dużej fali bandytyzmu. Największą trwogę wywoływały jednak represje. Odbywały się publiczne egzekucje. Ludzie bali się też wywózek na Wschód, pacyfikacji i procesów pokazowych. Lęk budziła sytuacja zagrożenia, gdyż według władzy absolutnie każdy mógł być uznany za winnego i trafić do aresztu. Na przykład w Kielcach w 1945 r. dochodzi do aresztowania wszystkich, łącznie z woźnym, pracowników sądu i prokuratury. Jeśli w Polsce możemy mówić o terrorze masowym, to właśnie wtedy.

Czy Kraków ominęły represje?
Represje były wszędzie. Do Krakowa trafiło ziemiaństwo i inteligencja.
To zwłaszcza oni z obawą patrzyli na poczynania nowej władzy. Okazało się jednak, że w dużych miastach władza zachowywała się lepiej niż w małych miejscowościach, gdzie przypadkowi milicjanci i ubecy pili na posterunkach i terroryzowali ludność. Ci ludzie wyszli z lasu z bagażem demoralizacji, agresji i używania przemocy w najbanalniejszych sytuacjach. Tak było w Małopolsce, w Białostockiem czy na Mazowszu.

Ludzie żyli wówczas bez jakiejkolwiek nadziei na lepsze jutro?
Przeżywali strach połączony z nadzieją. Duża część Polaków wierzyła, że wojenna gehenna nie może się skończyć w taki sposób. Spodziewali się, że musi dojść do kolejnej wojny, która przyniesie prawdziwą wolność. Nadzieje te trwały do połowy lat 50. Jednocześnie towarzyszył im strach przed wojną, bo jej grozę wszyscy mieli jeszcze w oczach.

Z czego wnosili, że III wojna światowa może wybuchnąć?
Strachem napawało już przeczytanie informacji, że do 1 września należy zarejestrować rower i pojazd konny. W ogóle 1 września był datą magiczną. Takich panik wojennych w okresie 1945-47 było bardzo wiele. W 1946 roku praktycznie przez cały rok pojawiały się informacje, że zaraz wybuchnie wojna, że już Amerykanie się ruszyli, że czołgi jadą na Teheran, że Rosjanie zajęli Dardanele. Jedna w gazet donosiła, że w obawie przed wybuchem wojny, w marcu 1946 r. krakowianie powszechnie stawali w kolejce do spowiedzi. Ludzie wykupywali ze sklepów dosłownie wszystko, panowała drożyzna. Pojawiły się nawet informacje, że zdesperowani ludzie przestają uprawiać pole lub nie wysyłają dzieci do szkoły. W zasadzie prawie wszyscy chcieli wojny, ale wszyscy się jej bali. Trzeba pamiętać, że działo się to tuż po użyciu broni atomowej w Japonii, choć Polaków bardziej niepokoiła perspektywa ponownego przemarszu wojsk przez nasze ziemie.

A przemoc? Nie budziła strachu?
Powracający spod Berlina maruderzy Armii Czerwonej początkowo nie spotkali się w Polsce z wrogością. Jednak gdy zaczęły się grabieże na dworcach, mordy i gwałty, stosunek do nich się zmienił. Dochodziło do tego, że gdy czerwonoarmiści zbliżali się do jakiejś miejscowości, ludzie wpadali w panikę, a kobiety ukrywały się. Liczbę gwałtów na Niemkach, Polkach i robotnicach przymusowych można szacować na około 50 tys. Stereotyp żołnierza radzieckiego był negatywny: pije, kradnie i gwałci. Trzeba jednak uczciwie powiedzieć, że akty przemocy - choć na mniejszą skalę - były udziałem również żołnierzy amerykańskich.

W Małopolsce żołnierze Armii Czerwonej też siali popłoch?
Przechodząc przez Kraków czerwonoarmiści nie dokonali spustoszenia, ale prezydent miasta wydał wtedy zakaz sprzedaży alkoholu. W Małopolsce wyrządzili wiele krzywd. W Nowym Sączu radzieccy pacjenci szpitala wojskowego bez żenady wychodzili na łowy, by kraść co popadnie. Zachował się raport mówiący o tym, że mieszkańcy uzbroili się w siekiery, aby bronić przed żołnierzami resztek swojej własności.

Opisując te trudne czasy sięga Pan do dokumentów, a przecież żyją jeszcze świadkowie wydarzeń. Nie chcą mówić?
Trafiłem na taki materiał źródłowy, który doskonale zastąpił wspomnienia. Od października 1944 r. istniała cenzura wojenna i do dziś zachowało się kilkanaście raportów z zatrzymanymi listami prywatnymi, przeważnie negatywnymi wobec władzy. Materiał ten potraktowałem jako głos z tamtego czasu. W przypadku wspomnień w grę wchodzi element pamięci, która bywa zawodna.

Jaka rzeczywistość wyłania się z tych listów?
Ludzie pisali o głodzie, problemie chorób zakaźnych, że umarł wujek, że kogoś rozstrzelali - po prostu o tym, co się wydarzyło przed chwilą, co jest dla nich ważne.

Czy Małopolska była regionem opanowanym wówczas wielką trwogą?
Kraków był w o tyle lepszej sytuacji, że nie został zburzony, więc ludzie mieli gdzie mieszkać. Okupacja w Krakowie była też trochę łagodniejsza niż w Warszawie, w związku z czym po wyzwoleniu panowało tu mniejsze poczucie zagrożenia - zwłaszcza że i poziom przestępczości był mniejszy. W Małopolsce nie toczyła się też po wojnie, jak na wschodzie i północy kraju, "wojna domowa". Ale już zagrożenie głodem było ogromne: wiosną i latem 1945 r. ludzie jedli tylko ziemniaki, bo nie było chleba. Jeśli zastanawiać się nad genezą pogromu krakowskiego, to trzeba wziąć pod uwagę również strach przed śmiercią głodową.

W kolejnych latach sytuacja zaczęła się jednak poprawiać.
Niewystarczająco. Wielu Małopolan, głównie z powodu ogromnego bezrobocia, decyduje się więc migrować na Ziemie Odzyskane. Kto może, wyprzedaje ubrania za jedzenie. Niektórzy jeżdżą na poniemieckie tereny na szaber.

Czyniąc z tego profesję.
Powstają całe wyspecjalizowane bandy szabrowników. Dzieje się tak, gdyż wojna wytwarza masę ludzi zbędnych. Takich, którzy wracają z robót albo są zdemobilizowani, również inwalidów i żebraków, spekulantów. Ci ludzie nie mają z czego żyć. Inni handlują, gdyż emerytury są niskie i często niewypłacane. Z nimi wszystkimi władza zaczyna walczyć.

Czy okrucieństwa wojny i powojennych lat miały wpływ na kondycję moralną Polaków?
Na początku okupacji w niektórych elitach panowało przekonanie, że wojna okaże się katharsis, że Polacy po jej zakończeniu będą zdrowsi moralnie. Okazało się to nieprawdą. Każda wojna niszczy, a totalna niszczy w sposób totalny. Prowadzi do wzrostu demoralizacji i agresji, także do zaniku empatii oraz wrażliwości na ból i śmierć. Szczególnie dała o sobie znać agresja i przemoc wśród młodzieży. U niektórych wojenne traumy pozostały na całe życie.

Wydaje się, że to głównie Żydzi padali po wojnie ofiarą agresji Polaków.
To na niemieckie kobiety i dzieci oraz na autochtonów spada po wojnie straszliwa zemsta za krzywdy doznane podczas okupacji. Gwałty, grabieże są na północy kraju czymś codziennym. Nienawiść do Niemców była wtedy powszechna. Ludzie uważali, że na naród niemiecki musi przyjść kara Boża. Dopadła ich też plaga głodu, gdyż nie dostawali kartek żywieniowych, a ponadto nie byli uodpornieni na tyfus, który zbierał śmiertelne żniwo.

A Żydzi? W latach 1945-47 było w Polsce kilkanaście pogromów.
Wojna naładowała Polaków pokładami patriotyzmu, ale i nacjonalizmu. W budowaniu niechęci do Żydów swój udział miała również propaganda III Rzeszy. A w ulotkach podziemia pojawiały się sformułowania o Polsce dla Polaków. I takie były przekonania dużej części społeczeństwa. Niechęć do Żydów wywoływał również lęk, że ci, którzy przeżyli wojnę, upomną się o pozostawiony majątek. A u podstawy wszystkich pogromów stała wiara w mord rytualny - ludzie, zwłaszcza niewykształceni, wierzyli, że Żydzi dodają krew niewinnych polskich dzieci do macy oraz że piją ją dla wzmocnienia wracający z obozów Żydzi. Pogromy, w tym krakowski z sierpnia 1945 r. oraz tarnowski, wywołały plotki o porwanym dziecku. Ludzie byli w stanie uwierzyć prawie we wszystko, na przykład w pojawiające się w prasie krakowskiej informacje o grasującym kanibalu. Pogromy były upustem dla agresji, ale także sposobem, by się obłowić żydowskim dobytkiem.

Dlaczego uważa Pan, że lata powojenne były czasem trwogi, a nie strachu?
Trwogę traktuję jako wyższy stopień strachu. Trwoga pojawia się wtedy, gdy ludźmi targają lęki i bojaźń, w sytuacji chaosu społecznego. Strach panuje w silnym, represyjnym państwie. Tymczasem Polska była wtedy słabym, pozbawionym struktur społecznych i instytucji krajem, w którym Polak nie czuł się bezpiecznie.

Damy Ci więcej!Zarejestruj się!

Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska