https://gazetakrakowska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Pożar w Bukowcu. Ogień zabrał im wszystko [WIDEO]

Katarzyna Gajdosz-Krzak
Sześcioosobowa rodzina Brończyków straciła dom w pożarze, który wybuchł, gdy byli u lekarza. Pogorzelcy z Bukowca sami nie poradzą sobie z odbudową domu. Potrzebują naszej pomocy

Ewelinie i Mirosławowi Brończykom z Bukowca udało się zaoszczędzić trochę pieniędzy, za które kupili piec centralnego ogrzewania i kaloryfery. Zamierzali je zainstalować w swoim starym drewnianym domu.

- Tak się cieszyliśmy, że jest pięćset plus i możemy trochę odłożyć na remont. Piec już stał gotowy do montażu. Tyle z niego zostało - zaczyna opowiadać Mirosław Brończyk, ale zawiesza głos i tylko ręką wskazuje zwęglony sprzęt.

W poniedziałek ogień strawił cały dorobek życia sześcioosobowej rodziny. Dom spłonął doszczętnie. Strażakom udało się ocalić jedynie stojącą obok stodołę i zwierzęta.

Dymy nad lasem

- Było około godziny 16, gdy brat zadzwonił do mnie, że jakieś dziwne dymy unoszą się nad lasem. Wyszedłem na zewnątrz, patrzę, rzeczywiście, w Bukowcu się pali - relacjonuje Jan Gołąb z Jamnej. Natychmiast wsiadł do samochodu i pojechał sprawdzić, co się dzieje. - Gdy dojechałem do domu Mirka, słabo mi się zrobiło. Budynek już do połowy stał w płomieniach. Modliłem się tylko, żeby rodzinie nic się nie stało - opowiada najbliższy sąsiad Brończyków.

Dom po dziadkach

Ich dom stał z dala od innych. W środku lasu, w malowniczym zakątku Bukowca. Stary, drewniany z wyrytą na belce datą: 1937 rok. Wtedy to dziadkowie pana Mirosława zakończyli jego budowę i w tym samym roku przyszła na świat jego mama.

- To był bardzo urokliwy dom - opowiada Gołąb, chodząc po pogorzelisku. - Nic nie udało się uratować.

Gdy dom Brończyków płonął, sąsiad chciał wejść do środka, żeby uratować dla nich chociaż kilka sprzętów. Córka, z którą przyjechał, powstrzymała go, w chwili gdy zawalił się strop budynku.

- Patrzyłem bezsilnie, jak ogień zabiera mi wszystko - opowiada Mirosław Brończyk.

Kiedy wybuchł pożar, nie było go w domu. Zabrał żonę, i synów - dwunastoletniego Kubę, dziesięcioletniego Klau-diusza i sześcioletniego Emilka oraz swojego 72-letniego ojca Franciszka do przychodni w Paleśnicy. - Wszystkich dopadła nas jakaś grypa, a Kuba ma nawet zapalenie oskrzeli - mówi pani Ewelina. Sama nie zdążyła się zbadać. W ośrodku zdrowia dowiedzieli się, że ich dom płonie.

- Dzwoniłem na komórkę do Mirka, ale nie odbierał, więc zaalarmowałem ośrodek, bo wiedziałem, że tam mogą być - opowiada Jan Gołąb.

Ocalały zwierzęta

Pan Mirosław ubłagał żonę, żeby została z synami i ojcem w ośrodku zdrowia i nie jechała z nim do pożaru. Bał się, że widok płonącego domu jeszcze mocniej odbije się na jej wątłym już zdrowiu. W ostatnich miesiącach pani Ewelina często musiała być w szpitalu.

- Nie przespałam wczorajszej nocy - mówi pani Ewelina.

- Ja też się co chwilę budziłem - dopowiada sześcioletni Emil. - Martwiłem się o Leszka i Zośkę. Bałem się, że spłonęli - mówi.

Leszek i Zośka to kozy. Brończykowie hodują ich pięć. Imiona mają tylko dwie, to ulubienice Emila. Stodoła i zwierzęta: koń, świnia, kogut, kury, to jedyne, co ocalało. Sześcioosobowa rodzina ma małe gospodarstwo - zwierzęta i kawałek pola. To jedyne ich źródło utrzymania.

Jesteśmy razem...

- Nie widziałem, jak wygląda dom po pożarze. Rodzice mówią, że nic się nie da uratować - mówi ze łzami w oczach Kuba. Niedawno dostał swoje wymarzone markowe buty i bluzę Nike. Bluzę miał na sobie podczas wizyty u lekarza. Reszta ubrań, pościel, łóżka, meble, pralka, lodówka, podręczniki szkolne... wszystko strawił ogień.

- Rodzina została z niczym - przyznaje Ewelina Zieleń, asystent rodziny Brończyków z Gminnego Ośrodka Opieki Społecznej. Pogorzelcy, którzy noc spędzili u sąsiada, wczoraj otrzymali z GOPS zasiłek celowy w wysokości dwóch tysięcy złotych i 500 zł na zakup żywności.

Rodzina nie wyobraża sobie życia z dala od jej gospodarstwa, tymczasem gmina nie jest w stanie zapewnić im mieszkania w Bukowcu. Dla dzieci przeprowadzka wiązałaby się też ze zmianą szkoły. A lubią swoją podstawówkę w sąsiedniej Paleśnicy, w powiecie tarnowskim. Jej dyrektor Sylwester Gostek, gdy tylko dowiedział się o nieszczęściu, jakie spotkało jego uczniów, natychmiast do nich przyjechał. Już organizuje zbiórkę pieniędzy dla pogorzelców.

- Trzeba jak najszybciej pomóc im odbudować dom. To trudne, ale jeśli zjednoczymy siły, będzie możliwe - mówi dyrektor szkoły.

Mirosław Brończyk przytula żonę. - Odbudowaliśmy po pożarze stodołę, odbudujemy i dom - mówi łamiącym się głosem.

Ewelinę Brończyk pociesza tylko jedna myśl: - Jesteśmy razem. Nic nam się nie stało.

Każdy, kto chciałby pomóc rodzinie, proszony jest o kontakt z redakcją „GK” (tel. 18 449 66 29) lub z GOPS w Korzennej - tel. 18 440 66 26.
Cała rodzina Brończyków potrzebuje ubrań i obuwia. Pan Mirosław ma nr buta 41, pan Franciszek nr 44, pani Ewelina nr 38, Jakub nr 41, wzrost 164, Klaudiusz nr 39, wzrost 158, Emil nr 33, wzrost 128.

Autorka: Katarzyna Gajdosz

Komentarze 2

Komentowanie zostało tymczasowo wyłączone.

Podaj powód zgłoszenia

T
Thomas
Rozumiem że ubezpieczyciel powinien pokryć koszty.
Co? Dom nie był ubezpieczony? Ahaa, no to przykro mi.
resztę da się odbudować z pomocą innych

Wybrane dla Ciebie

Za duże na MŚP, za małe na korporację. Unia stworzy nową kategorię firm

Za duże na MŚP, za małe na korporację. Unia stworzy nową kategorię firm

Metropolita krakowski z wizytą w Rzymie. Wiadomo, z kim się spotkał

Metropolita krakowski z wizytą w Rzymie. Wiadomo, z kim się spotkał

Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska