Ano stąd, że w Układzie Słonecznym oprócz porządnych planet, jak nasza Ziemia albo Mars, jest dużo małych ciał niebieskich - planetoid. Ruch dużych planet jest regularny i przewidywalny. Krążą wokół Słońca po ustalonych orbitach, czasem zbliżają się do siebie, czasem oddalają, ale nie stanowią żadnego zagrożenia.
Zupełnie inaczej jest z planetoidami. Ta kosmiczna drobnica zachowuje się jak gromada dzieci na wycieczce - poruszają się z różnymi prędkościami w różnych kierunkach, czasem zderzają się z sobą, czasem przelatują w pobliżu jakiejś planety i zmieniają kierunek ruchu pod wpływem jej przyciągania. Słowem, są nieprzewidywalne. A jest ich bardzo dużo - znanych astronomom i regularnie obserwowanych jest ponad pół miliona (!), zaś mniejszych zapewne wiele milionów.
Gdyby taki kosmiczny wędrowiec uderzył w Ziemię, to skala katastrofy byłaby niewyobrażalna. Pędząca z kosmiczną prędkością planetoida niesie energię wielokrotnie przewyższającą moc największych bomb atomowych. Zderzenia Ziemi z planetoidami już się zdarzały. Jedno być może doprowadziło do wyrwania z naszej planety i wyrzucenia w Kosmos tak ogromnej ilości skał, że uformował się z nich Księżyc. Inne wywołało kataklizm, w następstwie którego klimat zmienił się na całe stulecia i wyginęły dinozaury. Również Księżyc był bombardowany przez meteoryty i asteroidy, o czym świadczą ogromne kratery na jego powierzchni.
Gdyby nawet niewielka planetoida uderzyła obecnie w Ziemię, to cywilizacja ludzka zostałaby bezpowrotnie zniszczona. Obudziłbyś się, Czytelniku, w środku nocy płonąc jak pochodnia, a wokół waliłyby się domy, pękała ziemia i łamały drzewa. W takim kataklizmie zginęłaby większość żywych istot... Że nie jest to wykluczone - dowodzi fakt, że całkiem niedawno, 21 kwietnia br., przeleciała bardzo blisko planetoida 2015 HD1. Znalazła się 10 razy bliżej Ziemi niż Księżyc!
Dlatego planowane jest umieszczenie pomiędzy orbitą Ziemi a Wenus kosmicznego teleskopu, który śledziłby lot każdego kosmicznego intruza, żeby na czas wykryć tego, który może nieść nam zagładę. I miejmy nadzieję, że w godzinie próby nasza technika okaże się wystarczająco zaawansowana na to, byśmy mogli polecieć na spotkanie takiej nadciągającej z Kosmosu gwiazdy śmierci i zniszczyć ją, zanim ona zniszczy nas.