W niedzielę w Katalonii odbywało się głosowanie w referendum dotyczącym odłączenia się tego regionu od reszty Hiszpanii. Władze krajowe uznały, że jest ono nielegalne. Interweniowały służby porządkowe, konfiskując urny wyborcze i usuwając głosujących. W starciach z policją kilkaset osób zostało rannych.
- Przez cały dzień staraliśmy się odwołać mecz za pośrednictwem różnych instytucji, ale nie dało się. Władze La Liga nie pozwoliły go rozegrać innego dnia, a odwołanie go kosztowałoby nas sześć punktów – powiedział Bartomeu.
Podjął on decyzję o rozegraniu meczu po rozmowach z zarządem klubu, trenerami i piłkarzami. Część członków zarządu była jej przeciwna, uważając, że z powodu niedzielnych wydarzeń związanych z referendum klub powinien odwołać spotkanie bez względu na sankcje sportowe i ekonomiczne.
W efekcie do dymisji podali się wiceprezes ds. instytucjonalnych Barcelony Carles Vilarrubi oraz dwaj inni członkowie zarządu Jordi Mones i Xavi Vilajoana.
- To nie była prosta sprawa. Klub wykonał wyjątkowy ruch w wyjątkowej sytuacji. Zagraliśmy przy zamkniętych trybunach, co było trudne dla wszystkich – przyznał trener „Barcy” Ernesto Valverde.
O tym, że bardzo trudno było grać w takich okolicznościach mówił także m.in. obrońca Gerard Pique. Podkreślił, że zdaje sobie sprawę, iż są kibice, którzy nie rozumieją decyzji o rozegraniu meczu, ale nie sądzi, by barcelońskie moto „Więcej niż klub” straciło po niej na ważności.
- Trzy punkty były najmniej istotne. Chciałem jedynie, aby mecz jak najszybciej się skończył – zaznaczył Pique.
Dodał, że czuje się Katalończykiem i nadal chce przyjeżdżać na zgrupowania reprezentacji Hiszpanii, ale jeśli federacja piłkarska lub trener kadry uważają, że swą obecnością będzie przeszkadzać, gotów jest szybciej niż zapowiadał (czyli po przyszłorocznych mistrzostwach świata w Rosji) zakończyć występy w drużynie narodowej.
Follow https://twitter.com/sportmalopolska#TOPSportowy24
- SPORTOWY PRZEGLĄD INTERNETU