Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Prezydent jakiego nie znacie

Redakcja
archiwum
Kim jest, skąd się wziął i jaki będzie Bronisław Komorowski, czwarty prezydent III Rzeczypospolitej? Czy uda mu się wygasić ostry konflikt, w jakim nasze życie polityczne pogrążone jest od pięciu lat? Nie sposób odpowiedzieć na te pytania bez znajomości biografii prezydenta. Przedstawiamy fragmenty książki "Bronisław Komorowski" Wiktora Świetlika. Wybór tekstów i śródtytuły - od redakcji

Wśród polskich polityków nie brakuje osób o szlacheckim pochodzeniu - by wymienić tylko Kazimierza Ujazdowskiego, Janusza Onyszkiewicza, Stefana Niesiołowskiego, Pawła Zalewskiego czy Jarosława Kaczyńskiego. Temu ostatniemu i Komorowskiemu znany genealog dr Marek Jerzy Minakowski dowodził nawet wspólnego przodka (Andrzeja z Kurozwęk Męcińskiego herbu Poraj - starostę brzezińskiego i wieluńskiego z przełomu XVI i XVII wieku).

Hrabia legalny czy nie?

Źródła notują kilkanaście rodzin szlacheckich o nazwisku Komorowski. Ale tylko jedna z nich uzyskała w czasach I Rzeczpospolitej tytuł hrabiowski. To Komorowscy herbu Korczak. Do tego rodu dziś oficjalnie należy prezydent Polski.

Cała wątpliwość w tym, że jeszcze dwieście lat temu przodkowie Bronisława należeli do innego, zgoła niehrabiowskiego rodu szlacheckiego Komorowskich herbu Dołęga. Korczakami, swoistą elitą wśród Komorowskich, zostali dopiero w XIX wieku. Prawdopodobnie udało się to w dość typowym stylu - wykazali się sporym sprytem i fantazją, ale mniejszym szacunkiem dla legalnych instytucji.

Minakowski twierdzi, że Dołęgowie zostali Korczakami w wyniku ożenku. Jeden z "niehrabiów" Dołęgów wziął ślub w 1894 roku z hrabianką z Korczaków. W takiej sytuacji tytuł powinna posiadać tylko ona, ale już nie jej mąż i dzieci, bo przechodzi on tylko po mieczu. Ale jakoś tak się stało, wbrew regułom, że tym razem przeszedł po kądzieli. I - przez przedstawienie władzom fałszywej genealogii Dołęgów bądź jakiś inny zabieg - uzyskali legalizację swojego związku jako małżeństwa hrabianki z hrabią.
Mamy więc do czynienia z fałszerstwem i nielegalnym tytułem, jak chcą niektórzy krytycy Komorowskiego? Niezupełnie. Zaborcze władze potwierdziły prawo rzekomych Korczaków do tytułu, a więc formalnie jest on legalny.

Zastrzelić milicjanta

Niespełna rok po gdańskiej masakrze bracia Ryszard i Jerzy Kowalczykowie wysadzili w powietrze uczelnianą aulę w Opolu, w której nazajutrz miały zgromadzić się setki esbeków i milicjantów. Choć zamach był bezkrwawy, władza odpowiedziała wyrokami 25 lat pozbawienia wolności dla jednego z braci i karą śmierci dla drugiego (potem - pod wpływem protestów znanych osób - zmieniono ją też na 25 lat więzienia).

W przypadku dziewiętnastoletniego Komorowskiego mogłoby się chyba jednak skończyć wykonaniem wyroku, zakładając, że historia, którą wiele lat później opowiadał, była prawdziwa. Młody buntownik zdobył pistolet i chciał wraz z kolegą zastrzelić w odwecie za śmierć robotników milicjanta. Szczęśliwie dla nich broń znalazła matka kolegi i wyrzuciła ją do glinianki. Co ciekawe, radykał Macierewicz miał wcześniej zdecydowanie odradzać Komorowskiemu tę akcję.

Jednak pierwsze aresztowanie Komorowski zaliczył nie w trakcie jakiejś akcji, a podczas spotkania Gromady Włóczęgów - czegoś pomiędzy klubem dyskusyjnym a grupą wędrowników - którą stworzono przy "Czarnej Jedynce" dla jej instruktorów. Esbecy wypuścili starszych harcerzy, tych, którzy byli już aresztowani w marcu 1968 roku. Zostawili młodszych, w tym dziewiętnastoletniego Bronisława, by ich zastraszyć. Przesłuchiwali klasyczną metodą na dobrego i złego milicjanta.

Z tego okresu pochodzi często powtarzana potem przez Komorowskiego anegdota, jak to Antoni Macierewicz dzwonił po rodzicach młodszych kolegów i koleżanek, informując, że ich pociechy znalazły się w areszcie. Jak łatwo zgadnąć, nie były to rozmowy miłe. Poza jedną.

Gdy Macierewicz zadzwonił do rodziców obecnego prezydenta, miał usłyszeć od Zygmunta Komorowskiego: "Aresztowali Bronka? Wspaniale! Bałem się, że nie doczekam! Wreszcie coś zaczęli robić!"

Rewizja

Podczas rewizji w jego mieszkaniu na Bruna tajniacy mieli akurat wyjątkowo bogaty łup, bo byli tam państwo Komorowscy, Marian Piłka, egzemplarze KOR-owskiego pisma "Głos", a także powielacz (...). Całą tę zdobycz zawieziono do Pałacu Mostowskich, gdzie aresztowanych rozdzielono.

Komorowskiego przesłuchiwał milicjant, którego opozycja w ogóle nie obchodziła, bo pracował w obyczajówce. Szybko znudził się rozmowami o polityce i zaproponował, że poopowiada o swojej pracy - dziewczynkach, alfonsach, burdelach. Gadało się tak dobrze, że milicjant po jakimś czasie przyprowadził też Annę Komorowską i zaproponował coś do zjedzenia. Wziął od aresztantów pieniądze, poszedł do stołówki i przyniósł herbatę , chleb oraz dwie porcje niegdyś niezwykle popularnej potrawy - ozora w galarecie. Wtedy Komorowscy zaproponowali, że kupią taką samą porcję dla kolegi zamkniętego w innej celi, czyli Piłki. Milicjant się zgodził, wziął pieniądze i jak relacjonuje Bronisław Komorowski: Minęło parę minut. Stanął w drzwiach z ozorem w rękach , ale wyraźnie wzburzony i poirytowany. Od drzwi mówił: "Panie, ten pana znajomy to jakiś wariat, panie. Najpierw nie chciał nic jeść, tylko mi wymyślał, że ja go chcę otruć. A potem, panie, jak zobaczył, że chodzi o ozór w galarecie, to powiedział, że takiego gówna syn kułaka nigdy nie jada! Nie chciał ozora". Marian Piłka dziś kaja się z powodu tamtej niewdzięczności: "Nie wiedziałem, że to od Bronka. Jakbym wiedział, tobym zjadł. Wszystko zjadł. Nawet to świństwo, co krowa nosi całe życie w ustach, czyli ozór. I nawet z rąk tego milicjanta"

Radykał

Dziś wydaje się to niewiarygodne, ale PRL Bronisław Komorowski żegnał jako niepodległościowy radykał. Z obrzydzeniem patrzył na rozmowy opozycji z komunistami przy Okrągłym Stole, z których wywodziła się późniejsza większość elity III RP, w tym kolejni prezydenci. Uważał, że to zgniły kompromis, a komuniści powinni całkowicie i bezwarunkowo oddać władzę.

W niedzielę 4 czerwca 1989 roku nie poszedł głosować. Nie podobała mu się "kontraktowa'' formuła nowego Sejmu. Nie powinno być żadnych tego rodzaju układów, tylko wolne wybory - myślał. Dziś uważa, że rację mieli jednak ci, którzy usiedli negocjować z ekipą generała Wojciecha Jaruzelskiego, a nie on, Kornel Morawiecki czy inni znani kontestatorzy Okrągłego Stołu. Patrząc na ówczesnego Bronisława Komo-rowskiego, ma się wrażenie, że miał wszelkie predyspozycje, by zostać politykiem prawicowym, znaleźć się w otoczeniu Jana Olszewskiego, podobnie jak Wojciech Ziembiński i Antoni Macierewicz.

Minister obrony

Ale Komorowski też walczył o serca wojskowych. Pewnego razu podczas spotkania w sprawie nominacji generalskich, okazało się, że spośród osób wskazanych przez ministra, prezydent dwóch propozycji nie zaakceptował. "Może wy mi powiecie panowie , co ja mam zrobić?" - spytał Komorowski generałów. Zapadła cisza. Wojskowi zesztywnieli. Nie chcieli wkładać palców między drzwi. "Może niech najmłodszy powie"- twardo dociekał minister, patrząc na najmłodszego, którym okazał się znany z walenia prawdy między oczy Waldemar Skrzypczak. "Ja bym na miejscu pana ministra nie pojechał na odbiór tych nominacji do pałacu prezydenckiego" - rzucił bezceremonialnie zapytany. Minister tak też zrobił.
Rywale

Prezes PiS w prywatnych rozmowach nabijał się ponoć z Komorowskiego, że nie jest zbyt bystry. Wiadomości o tym docierają do uszu marszałka. Ten zresztą odwzajemniał się pięknym za nadobne, przytaczając rodzinne opowieści.Na nieoficjalnych spotkaniach marszałek Sejmu opowiada o tym, że ojciec Kaczyńskiego wcale nie był wielkim bohaterem, bo został ranny w pierwszych dniach Powstania Warszawskiego. Potem ze swadą dodaje, że Rajmund Kaczyński zalecał się do jego ciotki, która była sanitariuszką w powstańczym szpitalu. Miała nawet uratować mu życie, bo gdy zdecydowała się pójść z nim na randkę, na szpital spadła bomba i zabiła wielu rannych powstańców. PiS-owcy z kolei opowiadają dziennikarzom piszącym o Komorowskim o jego przemianie z rewolucjonisty w kunktatora, przywołując Brandysowskich "zmęczonych" szwoleżerów. Już w 2005 r. Kaczyński drwił też z Komorowskiego, mówiąc, że "jak się ma piątkę dzieci, to człowiek staje się czasem zbyt ostrożny". Politycy PiS w przyszłości dorzucą do tego niewybredny dowcip: "Dlaczego Komorowski ma tyle dzieci? Bo wpadka to jego specjalność."

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska